30 lat temu, 17 listopada 1989 r., wyemitowano ostatnie wydanie „Dziennika Telewizyjnego”. Od roku 1958 serwis informacyjny Telewizji Polskiej był jednym z ważniejszych narzędzi propagandy reżimu komunistycznego. Szczególną rolę odegrał w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.
Znaczenie „Dziennika Telewizyjnego” i wszystkich programów publicystyczno-informacyjnych Telewizji Polskiej dla władz PRL zmieniało się w czasie. U schyłku lat pięćdziesiątych i na początku kolejnej dekady nie przywiązywały one większej wagi do telewizji jako istotnego czynnika propagandowego. Symbolem pierwszych lat telewizji nie był „Dziennik Telewizyjny”, ale „Kabaret Starszych Panów” i Teatr Telewizji. „Telewizję Polską stworzyli artyści, intelektualiści i pasjonaci. Zniszczyć ją mogli politycy i cynicznie gracze” – pisał reżyser filmów dokumentalnych Tadeusz Pikulski w „Prywatnej historii telewizji publicznej”.
W 1959 r. w raporcie przygotowanym przez Komitet ds. Radiofonii oceniano znaczenie powoli rozwijającej się telewizji. Przedstawione w nim tezy wynikały z „programowej” wypowiedzi Gomułki z początków jego rządów. Nowy pierwszy sekretarz podkreślał, że przekazywanie poleceń partii jest najważniejszym zadaniem prasy – ważniejszym od odzwierciedlania opinii społeczeństwa. Po krótkiej odwilży po październiku 1956 r. Gomułka bezwzględnie wdrożył w życie to dogmatyczne założenie. Symbolem jego polityki informacyjnej było zlikwidowanie w 1957 r. tygodnika studenckiego „Po prostu”. W raporcie dostrzegano, że także telewizja może stać się narzędziem „przekazywania poleceń partii”. „Rola telewizji nie jest jeszcze należycie doceniana przez czynniki polityczne, które jak dotychczas nie wykorzystują całkowicie możliwości, jakie daje telewizja w kształtowaniu życia politycznego społeczeństwa” – zaznaczali autorzy dokumentu. W tym czasie liczba telewizorów w polskich domach sięgnęła kilkunastu tysięcy egzemplarzy. W Czechosłowacji było już wtedy ponad 100 tys. odbiorników. Warto jednak pamiętać, że przy okazji emisji najpopularniejszych programów, głównie spektakli Teatru Telewizji, wokół maleńkich ekranów gromadziło się nawet kilkanaście osób. Pod koniec 1958 r. łączny czas tygodniowej emisji programu wynosił ok. 26 godzin.
W czasie gdy raport trafiał na biurka decydentów partyjnych, sfera informacji i publicystyki w Telewizji Polskiej była równie skromna, co liczba widzów. Od 1956 r. emitowano „Wiadomości Dnia”. Kilkunastominutowy program często zawierał wyłącznie podane przez spikera informacje, wzbogacane ilustracjami fotograficznymi. Bardzo rzadko posługiwano się krótkimi materiałami filmowymi, przeważnie pochodzącymi z Polskiej Kroniki Filmowej i kronik zagranicznych. Także następca „Wiadomości Dnia” borykał się początkowo z wieloma problemami technicznymi i brakiem środków. Pierwsze wydanie „Dziennika Telewizyjnego” wyemitowano 1 stycznia 1958 r. Serwis wciąż był połączeniem kroniki filmowej i „radiowych” wiadomości podawanych przez spikerów zajmujących się też zapowiadaniem zupełnie innych programów. Przełomem dla „Dziennika” był początek lat sześćdziesiątych. Stworzony wówczas zespół redakcyjny przygotowywał program w typowej formie serwisu informacyjnego łączącego materiały filmowe i komentarz redakcyjny. Coraz więcej materiałów pozyskiwano ze źródeł zagranicznych, przede wszystkim zrzeszającej telewizje krajów komunistycznych „Interwizji”. Istotną rolę odgrywały również korespondencje własnych korespondentów oraz zatrudnionych przez PAP i Polskie Radio. Warszawki zespół „DTV” liczył ok. dwudziestu redaktorów. Pojawiły się także wydania popołudniowe i poranne wydania serwisu. W połowie lat sześćdziesiątych liczba abonentów sięgnęła 2 mln.
W okresie „małej stabilizacji”, czyli okresu rządów Władysława Gomułki, bardzo szybki wzrost dostępności odbiorników prowadził do zacieśnienia kontroli nad telewizją. Było to wyjątkowo widoczne w okresie jednego z największych kryzysów w historii rządów Gomułki. W marcu 1968 r. zastosowano nowe metody propagandy. W „Dziennikach” prezentowano nie tylko wypowiedzi z wieców, podczas których potępiano „syjonistów”, studentów i „chuliganów”, lecz prezentowano także wypowiedzi „przypadkowych obywateli” oburzonych tymi wydarzeniami. Kilka lat później cel stosowania tej formy uprawiania propagandy został opisany w rozmowie z ówczesnym redaktorem naczelnym „DTV” Tadeuszem Haluchem: „Szczególną wagę przywiązujemy do rozwoju tych form dziennikarstwa, które można by objąć mianem informacji kwalifikowanej. […] Wśród widzów przeważa pogląd, że pożyteczniejsza od informacji zdawkowej jest taka, która wyjaśnia tło, przyczyny, a niekiedy nawet przewiduje skutki wydarzeń”. „Informacja kwalifikowana” zyska wyraźne znaczenie w kolejnej dekadzie, która przejdzie do historii jako „złota epoka” telewizji PRL.
Świadectwem rosnącego znaczenia telewizji i jej propagandowego oddziaływania było uruchomienie drugiego kanału 2 października 1970 r. Kilka tygodni później, po masakrze na Wybrzeżu, Gomułka został zmuszony do odejścia. Edward Gierek był z kolei „człowiekiem innej epoki”. W przeciwieństwie do Gomułki uwielbiał wykorzystywać telewizję do celów propagandowych. Jedną z pierwszych decyzji partii po dojściu do władzy Gierka było przyznanie środków na uruchomienie kolorowej emisji programów TV. W październiku 1972 r. na czele Radiokomitetu stanął jeden z najbardziej zaufanych ludzi Gierka – Maciej Szczepański. „Wiedziałem, że od jakości mojej pracy w radiu i telewizji w dużej mierze zależeć będzie jego pozycja polityczna i jego obraz w opinii społecznej” – mówił trzydzieści lat później w wywiadzie z Teresą Torańską. Domeną Szczepańskiego była rozrywka. W latach siedemdziesiątych telewizja inwestowała ogromne środki w wielkie widowiska – koncerty zachodnich gwiazd muzyki, teleturnieje, transmisje sportowe.
Duże zmiany przeszedł również „DTV”. Jego twórcy zyskali nowoczesny sprzęt umożliwiający m.in. częstsze łączenia z korespondentami. „Dziennik” zdominował przekaz propagandowy o budowie „drugiej Polski”. Ogromną część programu zajmowały relacje z budowy kolejnych zakładów przemysłowych i „wizyt gospodarskich” Edwarda Gierka oraz jego towarzyszy. Dodatkiem do „DTV” stały się uzupełniające go programy, takie jak „Magazyn DTV”. Czas samego „Dziennika” wydłużono do 45 minut, a później do 60. W roku 1976 główne wydanie przekształcono w „Wieczór z Dziennikiem”. Prowadziło je trzech dziennikarzy – prezenter oraz „specjaliści” do spraw krajowych i międzynarodowych. Oglądalność głównego serwisu w połowie lat siedemdziesiątych sięgała ok. 11 mln widzów. Co interesujące, „Dziennik Telewizyjny” pozytywnie (dobrze i bardzo dobrze) oceniało ponad 90 proc. widzów.
Największą zmianą było jednak ścisłe określenie głównych kierunków propagandy prezentowanej w Telewizji Polskiej. Kluczowym narzędziem miał stać się „Dziennik Telewizyjny”. Szczepański opracował dokument „Główne zadania radia i telewizji”, w którym jednoznacznie ustalał, co „mogą mówić” dziennikarze tych mediów. Za główne zadanie uznawał „umacnianie zaufania społeczeństwa do partii i władzy ludowej poprzez, z jeden strony ukazywanie jej polityki w odpowiednim, pozytywnym świetle, z drugiej poprzez zwalczenie nieprzychylnych jej poglądów i koncepcji”. Obowiązkiem telewizji miało być też „upowszechnianie w społeczeństwie wiedzy o osiągnięciach systemu socjalistycznego, przekonanie o wyższości socjalizmu nad kapitalizmem”.
Testem dla tych założeń były najważniejsze wydarzenia lat siedemdziesiątych – bunt społeczny w czerwcu 1976 r. oraz wybór kard. Karola Wojtyły na tron papieski. W pierwszym przypadku powtórzono znany m.in. z 1968 i 1970 r. propagandowy schemat ukazywania tych „wypadków” jako incydentów spowodowanych przez chuliganów. Jednak wybór papieża Polaka był wydarzeniem bez precedensu. Władze zdecydowały, że fakt ten będzie przedstawiany pozytywnie i w odniesieniu do haseł o rosnącym znaczeniu PRL na arenie międzynarodowej. Absurdalność tych twierdzeń była jeszcze bardziej widoczna w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II. „Wizyta” miała być przedstawiana nie jako wydarzenie religijne i społeczne, lecz jako podróż polityczna głowy innego państwa.
Powstanie „Solidarności” było równoznaczne z klęską propagandy sukcesu. W sierpniu 1980 r., jeszcze przed dymisją Gierka, z telewizji i radia odszedł skompromitowany Maciej Szczepański. Pod koniec jego prezesury społeczne zaufanie do telewizji wynosiło około kilkunastu procent. Niemal natychmiast po jego dymisji z „Dziennika Telewizyjnego” zaczęli znikać kolejni prezenterzy kojarzeni z poprzednią władzą. Karnawał „Solidarności” w kolejnych miesiącach doprowadził do paradoksalnej sytuacji, w której 60 proc. pracowników głównego ośrodka telewizji w Warszawie należało do nowego, niezależnego związku zawodowego. Przez kilka miesięcy wydawało się, że w obliczu przełamania monopolu informacyjnego reżimu będzie możliwe „poluzowanie śruby”. Jednak już w lutym 1981 r. nowy premier gen. Wojciech Jaruzelski stwierdził jednoznacznie: „Są to instytucje [główne media – przyp. red.] podległe rządowi. Rząd za nie jest odpowiedzialny. Rząd winien zatem nimi kierować”. W „Dzienniku Telewizyjnym” w tym okresie niemal codziennie pojawiała się „propaganda klęski”. Podkreślano fatalną sytuację gospodarczą, za którą obwiniano poprzednią ekipę rządzącą oraz „ekstremistów” z „Solidarności”, którzy przez strajki i protesty dążyli do sparaliżowania państwa.
O północy 13 grudnia 1981 r. kompleks budynków przy ul. Woronicza został przejęty przez żołnierzy 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Akcja przejęcia kontroli przez reżim stanu wojennego, wbrew początkowym obawom, przebiegła bez żadnych problemów. „Władze wprowadziły w całym kraju stan wojenny – środki specjalne, aby nie dopuścić do założonej programowo przez ekstremistyczne kierownictwo +Solidarności+ krwawej konfrontacji” – powiedział w „Dzienniku Telewizyjnym” przebrany w pozbawiony dystynkcji mundur prezenter Witold Stefanowicz. Kolejne fragmenty dotyczyły zasad militaryzacji wszystkich dziedzin życia społecznego. Większość półtoragodzinnego wydania „Dziennika” wypełniły jednak sielankowe obrazki przedstawiające normalne życie. Zdominowały one przekaz programu w następnych dniach i sąsiadowały z kłamliwymi komunikatami dotyczącymi m.in. masakry w kopalni „Wujek”. Warto dodać, że w pierwszych dniach stanu wojennego całość „Dziennika” była przygotowywana w Urzędzie Rady Ministrów, a nie centrali Telewizji Polskiej na Woronicza.
Po 13 grudnia 1981 r. kłamstwa „DTV” stały się inspiracją do nowej formy protestu społecznego. Były nią demonstracyjne spacery w czasie głównego wydania „Dziennika Telewizyjnego”. Pierwsza manifestacja tego typu została zorganizowana przez działaczy podziemnej „Solidarności” 5 lutego 1982 r. w Świdniku. Władze zareagowały bardzo szybko. 11 lutego 1982 r. Wojewódzki Komitet Obrony w Lublinie wprowadził na terenie Świdnika godzinę milicyjną (od 19.00 do 6.00 rano). Nie przyniosło to jednak oczekiwanego efektu – jeszcze tego samego dnia zwyczajowy już spacer odbył się w czasie popołudniowego „Dziennika Telewizyjnego”.
W dokumencie podsumowującym działalność informacyjną telewizji w okresie po stanie wojennym sekretarz KC PZPR Stefan Olszowski zauważał: „W ciągu ostatnich miesięcy w radio i telewizji zrobiliśmy poważny krok naprzód”.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych zaufanie do informacji przekazywanych w „DTV” nieco wzrosło. Coraz bardziej widoczne było jednak coraz większe zacofanie techniczne telewizji, pozbawionej możliwości pozyskania nowoczesnego sprzętu objętego sankcjami wprowadzonymi przez państwa zachodnie.
U schyłku lat osiemdziesiątych „Dziennik” wciąż był traktowany przez komunistów jako element systemu propagandy. Władze zdając sobie sprawę z bardzo niskiego poziomu zaufania do TV, mobilizowały pracowników działu informacyjnego Telewizji Polskiej do zmiany dotychczasowej narracji. Na zorganizowanym w 1988 r. spotkaniu członek Komitetu Politycznego KC PZPR, odpowiedzialny za propagandę Mieczysław F. Rakowski, apelował do dziennikarzy o „odwrócenie fali narodowego pesymizmu, zwątpienia i obojętności”. W ciągu ostatniego roku istnienia „Dziennika Telewizyjnego” ton jego przekazu zmienił się w porównaniu z retoryką drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Częściej informowano m.in. o rodzącym się wolnym rynku, relacjonowano rozmowy z opozycją. Program był już jednak bez wątpienia reliktem dawnego porządku. Znacznie większym zaufaniem i sympatią cieszyły się emitowany od 1986 „Teleexpress” i „Panorama Dnia” powołana w 1987 r.
Wydanie „DTV” z piątku 17 listopada 1989 r. poprowadził Janusz Świerczyński. Program rozpoczął się od relacji na temat problemów z zakupem benzyny. Informowano również o wyborze przez Sejm nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego oraz niepokoju wyrażanym przez posłów PZPR wobec wciąż niejasnych planów reform gospodarczych rządu Tadeusza Mazowieckiego. „Dziennik” podsumował też kilkudniową wizytę przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy w USA. Również kolejne informacje były świadectwem przemian dokonujących się w PRL i innych krajach komunistycznych, m.in. w Bułgarii, na Węgrzech, w NRD i ZSRS. Szczególnie istotne informacje napływały z Pragi. Masowe manifestacje studentów były zapowiedzią aksamitnej rewolucji. Korespondent z Wrocławia opowiadał o zmianie nazw tamtejszych ulic i placów. Plac Dzierżyńskiego powrócił do dawnej nazwy placu Dominikańskiego, plac Klementa Gottwalda otrzymał imię Józefa Piłsudskiego. Niewskazane jeszcze ulice miały otrzymać nowych patronów: generałów Władysława Andersa, Leopolda Okulickiego, Stanisława Sosabowskiego oraz Tadeusza Bora-Komorowskiego, Kazimierza Sosnkowskiego i adm. Józefa Unruga. W 31. minucie programu wyemitowano z kolei pozbawiony komentarza materiał ze zburzenia pomnika Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Po wiadomościach sportowych przedstawionych przez Dariusza Szpakowskiego widzowie po raz ostatni usłyszeli skomponowany przez Wojciecha Kilara sygnał „Dziennika Telewizyjnego”.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /