50 lat temu - 2 lutego 1965 r. – przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie zakończył się proces uczestników tzw. afery mięsnej; główny oskarżony Stanisław Wawrzecki skazany został na karę śmierci. Był to jedyny wykonany w PRL po 1956 r. wyrok śmierci za przestępstwo gospodarcze.
Według wielu opinii, był to "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Rada Państwa PRL nie skorzystała z prawa łaski, o co zwrócili się obrońcy. Wawrzeckiego powieszono.
Stanisław Wawrzecki dyrektor stołecznego przedsiębiorstwa handlu mięsem brał łapówki od kierowników sklepów mięsnych, w sumie ok. 3,5 mln ówczesnych zł. Oprócz niego oskarżono czterech dyrektorów handlu mięsem, czterech kierowników sklepów i właściciela masarni.
Prokurator wniósł o trzy kary śmierci. Sąd Wojewódzki dla m.st. Warszawy orzekł jedną. Czterech innych dyrektorów skazano na dożywocie; pozostali podsądni dostali od 12 do 9 lat więzienia; orzeczono też przepadek mienia i wysokie grzywny.
Tryb doraźny nakazywał, by wyrok był wydany zaraz po zamknięciu rozprawy, ale sąd odroczył ogłoszenie orzeczenia na następny dzień. Adwokaci uznali to już wtedy za złamanie prawa. Składowi sędziowskiemu przewodniczył nieżyjący już Roman Kryże, oddelegowany specjalnie z Sądu Najwyższego, który w okresie stalinowskim wydał wiele wyroków śmierci wobec żołnierzy AK. W aktach sprawy nie zachowały się przemówienia końcowe; nie ma zapisu rozprawy ani protokołu wykonania wyroku.
Sprawa dot. różnych aspektów tzw. afery mięsnej wracała jeszcze kilkakrotnie na wokandę.
Według wielu opinii, proces uczestników tzw. afery mięsnej był to "mord sądowy", a wyrok wydano faktycznie na najwyższych szczeblach władzy - nalegać miał na to szef PZPR Władysław Gomułka. Rada Państwa PRL nie skorzystała z prawa łaski, o co zwrócili się obrońcy. Stanisława Wawrzeckiego powieszono.
W 2004 r. Sąd Najwyższy orzekł, że wyroki wobec oskarżonych w "aferze mięsnej", w tym wyrok śmierci wobec Wawrzeckiego, zapadły z rażącym naruszeniem prawa. Wyroki sąd uchylił, umarzając jednocześnie postępowanie wobec wszystkich 10 skazanych. Tym samym uwzględniono kasację wniesioną przez ówczesnego rzecznika praw obywatelskich prof. Andrzeja Zolla. Postępowanie zostało umorzone, bo żaden ze skazanych już nie żył, a sprawa przedawniła się w 1989 roku.
SN podkreślał jednak, że wyrok nie może służyć pełnej rehabilitacji skazanych, gdyż nawet kasacja RPO nie podważała ich winy. "To bardziej rehabilitacja wymiaru sprawiedliwości, który przed 40 laty nie zapewnił im rzetelnego i sprawiedliwego procesu" - mówił sędzia Stanisław Zabłocki.
W 2010 roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli umorzył proces Feliksa Eugeniusza W., prokuratora, który żądał kary śmierci wobec Stanisława Wawrzeckiego. Powodem postanowienia był "brak znamion czynu zabronionego" W.
Pion śledczy IPN oskarżył prokuratora o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków - za co grozi do 3 lat więzienia. Według IPN, mimo braku podstaw do prowadzenia procesu w trybie doraźnym, bezzasadnie powołał się na dekret z 1945 r. o postępowaniu doraźnym, składając na tej podstawie wnioski o trzy kary śmierci dla oskarżonych (gdyby nie zastosowano trybu doraźnego, nie można byłoby orzec kary śmierci).
Zdaniem IPN, było to przejawem "rażąco nieadekwatnej represji w ramach dyrektyw sądowego wymiaru kary dla osiągnięcia celów propagandowych i politycznych, w sytuacji gdy zawiłość i okoliczności sprawy nie tworzyły przesłanek do rozpoznania sprawy w tym trybie". W. nie przyznawał się do zarzutu. Według sądu W. nie mógł odpowiadać za decyzje sędziów ze sprawy Wawrzeckiego (nikt z nich już dziś nie żyje).
W 2007 r. warszawski sąd uznał, że bliscy Wawrzeckiego nie dostaną rekompensaty za skonfiskowany wówczas majątek - mieszkanie, dom pod Warszawą i kilka kg złota w sztabkach oraz biżuterię. Wniosek oddalono, bo kara przepadku mienia - według sądu - była karą obligatoryjną i zostałaby zastosowana także w przypadku, gdyby w 1965 r. zapadło inne orzeczenia. Wcześniej sąd przyznał jego żonie i jednemu z synów po 108 tys. zł odszkodowania. Uznano, że kara wymierzona Wawrzeckiemu była niewspółmierna do jego czynów.
Jednak w początku 2010 roku Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnie nakazał ministrowi sprawiedliwości wypłatę 200 tys. zł odszkodowania innemu synowi skazanego, Andrzejowi.
Reprezentująca skarb państwa Aldona Łoniewska-Szczypior zgodziła się, że skazanie Stanisława Wawrzeckiego na śmierć i wykonanie wyroku było, według dzisiejszych standardów, niewyobrażalne i miało tragiczne skutki także dla jego rodziny. Przypomniała, że Sąd Najwyższy "przeprosił za tę ciemną kartę historii", jednak nie stwierdził, by oskarżeni byli niewinni. Jej zdaniem powód nie wykazał, że należy mu się zadośćuczynienie od skarbu państwa.
Sąd uznał związek przyczynowy między przekroczeniem uprawnień przez nieżyjących już sędziów, którzy wydali wyrok śmierci, a szkodą, jaką dla powoda była utrata ojca. Sąd podkreślił, że gdyby nie bezpodstawnie zastosowany przez sąd PRL tryb doraźny, Wawrzecki nie zostałby skazany na śmierć.
Według sądu, tamten proces miał na celu "określony cel propagandowy" i był "przygotowywany w różnych kręgach" - dlatego odszkodowanie ma wypłacić "jednostka nadrzędna" wobec sądu PRL. (PAP)
sta/ wkt/ brw/ ls/