Mija 60. rocznica urodzin Aliny Pienkowskiej, sygnatariuszki Porozumień Sierpniowych, żony marszałka Senatu Bogdana Borusewicza. Związana ze służbą zdrowia działaczka "Solidarności" zmarła w 2002 r. w Gdańsku na chorobę nowotworową.
Alina Pienkowska (w wielu publikacjach jej nazwisko podawane jest błędnie, jako Pieńkowska) urodziła się 12 stycznia 1952 roku w Gdańsku.
"Alina była zaprzeczeniem twardej rewolucjonistki - to była drobna, szczupła i ładna dziewczyna, dbająca o swój wygląd. Miała dużo kobiecego wdzięku. Umiała przemawiać w łagodny sposób" - powiedziała PAP działaczka Solidarności z lat 1980-81 Joanna Duda-Gwiazda.
Alina Pienkowska była jedną z czołowych postaci historycznego strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. Przekazała do Radia Wolna Europa postulaty strajkujących stoczniowców. Kiedy po trzech dniach 16 sierpnia kierowany przez Lecha Wałęsę strajk został zakończony, grupa kobiet, wśród nich Pienkowska, usiłowała powstrzymać ludzi przed wyjściem ze stoczni.
Jak dodała, "uroczy był w niej kontrast". "Bo z jednej strony bała się wiewiórki, a z drugiej strony była nieustraszona i odporna psychicznie w kontaktach z bezpieką" - podkreśliła Duda-Gwiazda.
"Zyskała przyjaźń Anny Walentynowicz, wiele czasu spędzały razem. Obie przepłakały wspólnie całą noc po zdemaskowaniu Edwina Myszka (działacz Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża - PAP), jako agenta SB" - powiedziała żona Andrzeja Gwiazdy.
Jeden z inicjatorów strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. Jerzy Borowczak wspomina, że gdy pierwszy raz w 1979 r. zobaczył Pienkowską na spotkaniu WZZ, to pomyślał, że jest ona córką Bogdana Borusewicza.
"Wyglądała na 15-16 lat. Byłem tym zaskoczony. Kiedy miałem chwile zwątpienia w sens walki, to patrząc na taką Alinę od razu wszystko mijało - bo skoro taka drobna i delikatna dziewczyna nie pęka, nie boi się aresztowań, to ja tym bardziej nie mogę się poddać" - powiedział PAP Borowczak.
Alina Pienkowska była jedną z czołowych postaci historycznego strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. Przekazała do Radia Wolna Europa postulaty strajkujących stoczniowców. Kiedy po trzech dniach 16 sierpnia kierowany przez Lecha Wałęsę strajk został zakończony, grupa kobiet, wśród nich Pienkowska, usiłowała powstrzymać ludzi przed wyjściem ze stoczni. W tym czasie strajkowało już bowiem wiele zakładów w Trójmieście. Dla ich pracowników koniec strajku w Stoczni Gdańskiej mógł oznaczać represje.
Jak wspominał w sierpniu 2005 r. w wywiadzie dla PAP organizator strajku w Stoczni Gdańskiej Bogdan Borusewicz (późniejszy mąż Aliny Pienkowskiej) na salę BHP Stoczni Gdańskiej wpadła Henryka Krzywonos, tramwajarka ze strajkującego już Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Gdańsku i zaczęła krzyczeć do Wałęsy: "Zdradziłeś nas, wyduszą nas teraz jak pluskwy".
"Wałęsa zapytał mnie wówczas, co robić. Odpowiedziałem mu szczerze, że nie wiem, bo ludzie już przecież masowo zaczęli wychodzić ze stoczni i pozostała tylko garstka z komitetu strajkowego. Nie miałem złudzeń, że to się nie da odwrócić i może trzeba będzie przenieść się do Gdyni i tam podtrzymywać strajk. Wtedy trzy kobiety, Alina Pienkowska, Ewa Osowska i Anna Walentynowicz krzyknęły, że one pobiegną do bram i spróbują zatrzymać ludzi. Alina trafiła na bramę nr 3 i tam zaczęła przemawiać. Brama na jej polecenie została zamknięta. Wśród osób, które powstrzymała przed wyjściem, był jej ojciec. Ktoś zawołał do niego: +Twoja córka przemawia na beczce+" - powiedział Borusewicz.
A tak tę sytuację opisała sama Pienkowska w książce "Sierpień'80 - co pozostało z tamtych dni?" (praca zbiorowa pod redakcją Jana Kulasa, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, 1996):
"Pamiętam do dziś ten widok tysięcy ludzi na moście wychodzących ze stoczni. Coś trzeba było zrobić - i to skutecznie. Wymusiłam więc na strażnikach zamknięcie bramy i zaczęłam mówić, że strajk przy drugiej bramie został przedłużony i dlaczego, a teraz musicie podjąć decyzję - czy zrobicie tak jak wasi koledzy i zostaniecie w stoczni, czy pójdziecie do domów. Mówiłam, że nigdy nie będzie żadnego sukcesu w stoczni, jeżeli każdy będzie działał na własną rękę, bez żadnej koordynacji (...) I to poskutkowało - tłum się cofnął do wyjścia. Oczywiście znalazło się trzech panów z teczkami pod pachą krzyczących +wychodzimy!+ i próbujących poderwać ludzi, ale to się im zupełnie nie udało. Zostali wykopani za bramę" - wspominała Pienkowska.
Jak się okazało protestujący stoczniowcy od początku mogli liczyć na duże wsparcie z zewnątrz. "Pierwszego dnia biegałam po okolicznych mieszkaniach i prosiłam o żywność dla strajkujących. Prawie każdy otwierał lodówkę i bez zastanowienia oddawał wszystko, co w niej było. Mimo że na tej ulicy (Jana z Kolna - przylegającej do Stoczni Gdańskiej - PAP) nie mieszkały osoby zamożne, bardzo szybko zebraliśmy kilka worków jedzenia" - powiedziała w książce "Sierpień'80 - co pozostało z tamtych dni?" Alina Pienkowska.
"Alina była nastawiona na pomaganie innym - tak jak przystało na prawdziwą osobę ze służby zdrowia. I robiła to w całości non-profit, nie dbając w ogóle, czy coś będzie z tego miała. Wielokrotnie mówiliśmy jej, a szczególnie kiedy zachorowała: +Alina wyluzuj, zajmij się sobą+. A ona tylko: +dobrze, dobrze+ i dalej zastanawiała się, jak pomóc innym. Taka właśnie była Alina" - podkreślił Borowczak.
Pienkowska z wykształcenia była pielęgniarką. "Ten zawód uwiarygodniał mnie w wielu różnych środowiskach. Nigdy nie udawałam, że jestem mądrzejsza niż jestem. Często mówiłam: ja się na tym kompletnie nie znam" - zaznaczała w artykule opublikowanym w 2002 r. przez magazyn "Służba Zdrowia".
Pracę rozpoczęła w 1974 r. w Przemysłowym ZOZ przy Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Cztery lata później zaangażowała się w działalność założonych w Gdańsku Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, współtworząc pismo tej organizacji "Robotnik Wybrzeża". To wtedy właśnie poznała swojego drugiego męża - Bogdana Borusewicza.
"To było latem 1978. Przyszła do mnie dziewczyna, która wyglądała na uczennicę, no nie, pomyślałem, niedługo przedszkolaki będą chciały czytać +Robotnika+" - opowiedział w artykule "Dziennika Bałtyckiego" z października 2007 r. Borusewicz.
"Było u niego kilku studentów politechniki, tłumaczył im, czym był pakt Ribbentrop-Mołotow, dziewczyna weszła do pokoju i wyciągnęła dowód osobisty. - Nazywam się Alina Pienkowska... - Gości nie legitymuję - uśmiechnął się zdumiony, wszyscy zaczęli się śmiać. Ale gdy się dowiedział, że pracuje w szpitalu stoczniowym, od razu zaczął traktować ją poważnie. - Znakomite miejsce - pomyślał Bogdan. - Dostęp do całej stoczni! - To zdecydowało, że zaprosił ją na następne spotkanie" - napisała dziennikarka "DB" Barbara Szczepuła w publikacji z okazji 5. rocznicy śmierci Aliny Pienkowskiej.
Pod koniec 1978 r. w związku z działalnością w WZZ Pienkowska została przeniesiona do przychodni przy Zakładach Okrętowych Urządzeń Elektrycznych i Automatyki Elmor. Wiosną następnego roku dzięki decyzji Sądu Pracy wróciła do stoczniowego ZOZ.
Podczas strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 r. Alina Pienkowska wraz z lekarką Barbarą Przedwojską przygotowała treść 16. postulatu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego dotyczącego służby zdrowia. Postulat, do którego sporządziły 30 załączników, brzmiał: "Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni opiekę medyczną osobom pracującym".
Kiedy 31 sierpnia 1980 r. zakończył się strajk w Stoczni Gdańskiej wiceprzewodniczący MKS Bogdan Lis wraz z Aliną Pienkowską wykonali ksero porozumienia podpisanego przez robotników i delegację rządową. Skopiowali ten dokument, kiedy trwały jeszcze przemówienia Lecha Wałęsy i wicepremiera Mieczysława Jagielskiego. Tekst Porozumień Sierpniowych oboje ukryli następnie u znajomych Lisa, mieszkających w jednym z przystoczniowych bloków. Jak tłumaczył Lis w wywiadzie dla PAP w 2005 r. zrobili to z obawy, że "po zakończeniu strajku może ktoś na nas napaść, zabrać ten oryginał porozumienia, a potem powiedzą, że niczego nie podpisaliśmy".
Po strajku Pienkowska została przewodniczącą komisji zakładowej NSZZ "Solidarność" w przystoczniowej przychodni, a jeszcze jesienią 1980 r. stanęła na czele Krajowej Sekcji Służby Zdrowia związku. 13 grudnia 1981 r. po wprowadzeniu stanu wojennego została internowana, najpierw w Strzebielinku, areszcie w Gdańsku, a następnie Bydgoszczy-Fordonie i Gołdapi. Wyszła na wolność w lipcu 1982 r.
W grudniu 1984 r. Pienkowska wyszła za mąż za Borusewicza. Ślubu udzielił im proboszcz Bazyliki Mariackiej w Gdańsku ks. Stanisław Bogdanowicz w mieszkaniu swojego brata.
"Świadkami byli brat księdza i kolega Bogdana. Byłam w skromnej sukieneczce, Bogdan w sweterku, za oknami lał deszcz. Przyjechaliśmy burym tramwajem, z Kingą (córka Pienkowskiej i Borusewicza, która urodziła się we wrześniu 1984 r - z poprzedniego związku małżeńskiego Pienkowska miała syna Sebastiana - miał on wtedy 10 lat - PAP) w wózeczku. Po sakramencie małżeństwa gospodyni otworzyła drzwi do drugiego pokoju. A tam - niezwykle uroczyście nakryty stół, wokół obcy dla nas ludzie, choć bardzo sympatyczni, grono dzieci. I jak zobaczyłam ten śnieżnobiały obrus, superwykrochmalony, a na nim wyszukane, drogie potrawy, choć było ich malutko i symbolicznie - łosoś i pomidory i chyba szynka, wtedy nie do kupienia, eleganckie nakrycia - nie wytrzymałam i strasznie się rozpłakałam" - powiedziała dla wydawnictwa "Służba Zdrowia" Pienkowska.
Po wyjściu z internowania Pienkowska organizowała mieszkania dla działaczy podziemia antykomunistycznego, była współorganizatorką Fundacji Społecznej Solidarności. Od grudnia 1986 r. zasiadała Komisji Interwencji i Praworządności "S", kierowanej przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich. W maju i sierpniu 1988 r. była zaangażowana w strajki w Stoczni Gdańskiej. W 1989 r. odmówiła udziału w obradach Okrągłego Stołu. Do 1991 r. była członkiem władz gdańskiej Solidarności.
W latach 1991-1993 Pienkowska zasiadała w Senacie z listy Solidarności. Była też radną miasta Gdańska (1998-2002) jako członek Unii Wolności, wcześniej w 1993 r. wstąpiła do Unii Demokratycznej. W 2000 r. wraz z innymi sygnatariuszami Porozumień Sierpniowych została honorowym obywatelem miasta Gdańska. W 2006 r. pośmiertnie została odznaczona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Pienkowskiej został poświęcony film dokumentalny "Historia pewnego życia" (2003) w reżyserii Andrzeja Titkowa.
"Alina była nastawiona na pomaganie innym - tak jak przystało na prawdziwą osobę ze służby zdrowia. I robiła to w całości non-profit, nie dbając w ogóle, czy coś będzie z tego miała. Wielokrotnie mówiliśmy jej, a szczególnie kiedy zachorowała: +Alina wyluzuj, zajmij się sobą+. A ona tylko: +dobrze, dobrze+ i dalej zastanawiała się, jak pomóc innym. Taka właśnie była Alina" - podkreślił Borowczak. (PAP)
Robert Pietrzak
rop/ abe/