9 marca 1945 r. dowódca XXI Grupy Bombowej amerykańskiej armii na Pacyfiku gen. Curtis E. LeMay wydał rozkaz nalotu na Tokio, w którym zginęło ok. 100 tys. osób. ”Zabijanie Japończyków nie przeszkadzało mi wówczas. Przypuszczam jednak, że gdybyśmy przegrali wojnę, bylibyśmy sądzeni za zbrodnie wojenne” - oceniał potem gen. LeMay.
Plan nalotu na Tokio powstał wkrótce po japońskim ataku na bazę amerykańskiej marynarki wojennej w Pearl Harbour. Na początku 1942 roku stolica cesarstwa była jednak poza zasięgiem bombowców USAAF.
8 kwietnia 1942 roku ppłk James Doolittle przeprowadził pierwszy nalot na Tokio z udziałem 16 średnich bombowców B-25, które wystartowały z pokładu lotniskowca USS Hornet. W drodze powrotnej większość samolotów rozbiło się na terenie Chin, kilku lotników zginęło lub dostało się do niewoli. Atak miał raczej znaczenie psychologiczne niż militarne, gdyż straty japońskie były stosunkowo niewielkie.
Sytuacja zmieniła się jesienią1944 r. gdy amerykańskie oddziały zdobyły położone na Pacyfiku wyspy Guam, Saipan i Tinian. Zbudowano tam lotniska polowe dla ciężkich bombowców B-29 „Superfortress”, zdolnych do przenoszenia bomb o masie do 9 t. Pierwszy z dużych nalotów na Tokio miał miejsce 24 listopada 1944 r.
Na początku 1945 r. dowódca XXI Grupy Bombowej gen. Curtis E. LeMay (1906-1990) przygotował plan zmasowanych nalotów na Tokio i większe miasta Japonii. Zakładał on atak z małej wysokości, z użyciem bomb zapalających. Większość zabudowy w japońskich aglomeracjach była drewniana, w dodatku budynki były rozmieszczone w niewielkiej odległości od siebie. Zasadniczym celem było zniszczenie przemysłu wojennego i złamanie morale żołnierzy i cywilnych mieszkańców tak by zaniechali fanatycznej obrony, gdy amerykańskiej oddziały wylądują na wyspach japońskich.
9 marca 1945 r. wieczorem LeMay wydał rozkaz rozpoczęcia operacji “Meetinghouse” – ogromnego nalotu na Tokio. Z baz na Guam i innych wyspach wystartowały 334 „Superfortece”. W nocy z 9 na 10 marca nad cel nad cel dotarło 279 z nich, niosąc ok. 1665 t. bomb głównie zapalających. Pierwsze z nich spadły na gęsto zaludnione, wschodnie dzielnice Chūō i Kōtō, wywołując tzw. burzę ogniową.
W tym samym czasie alianci przeprowadzili naloty dywanowe na Drezno i inne niemieckie miasta. W przypadku Japonii amerykańskie dowództwo uzasadaniało konieczność bombardowania miast faktem decentralizacji przemysłu zbrojeniowego i rozmieszczenia na terenie Tokio setek małych warsztatów produkujących elementy uzbrojenia i wyposażenia dla armii cesarskiej.
W 1945 r. amerykańskie samoloty zrzucały tysiące ulotek nawołujących mieszkańców Tokio i innych miast do ewakuacji. Obok sylwetki B-29 zamieszczono na nich przestrogę w języku japońskim: „Niestety bomby nie mają oczu. Zgodnie z amerykańską zasadą humanitaryzmu, siły powietrzne USA nie chcą ranić niewinnych osób, ostrzegają, by ewakuować się z miast i ocalić życie”.
Odzew był znikomy, japońskie władze wojskowe nie zdecyowały się na masową ewakuację. 9 marca wieczorem LeMay wydał rozkaz rozpoczęcia operacji “Meetinghouse” – ogromnego nalotu na Tokio.
Z baz na Guam i innych wyspach wystartowały 334 „Superfortece”. W nocy z 9 na 10 marca nad cel nad cel dotarło 279 z nich, niosąc ok. 1665 t. bomb głównie zapalających. Pierwsze z nich spadły na gęsto zaludnione, wschodnie dzielnice Chūō i Kōtō, wywołując tzw. burzę ogniową. Jak w przypadku nalotu na Drezno, tysiące osób zginęło na skutek zaczadzenia, ogień „wysysał” tlen z powietrza. Mieszkańcy Kōtō oraz innych dzielnic położonych nad rzeką Sumida próbowali się schronić w jej nurcie, jednak wiele osób utonęło.
Rozprzestrzeniający się szybko pożar szybko strawił tysiące domów o drewnianej konstrukcji. Zniszczeniu uległa zabudowa Tokio o powierzchni ponad 41 km kw. Japońska obrona przeciwlotnicza dysponowała 40 myśliwcami. Podczas operacji „Meetinghouse” Amerykanie stracili 14 samolotów.
Liczba ofiar nalotu 9/10 marca 1945 nie jest dokładnie znana. W marcu 1945 r. amerykańskie dowództwo szacowało, że zginęło ok. 88 tys. osób, 41 tys. osób odniosło rany a ponad milion osób utraciło domy i mieszkania. Straż pożarna Tokio oceniała straty na 97 tys. zabitych i ponad 124 tys. rannych. W wielu publikacjach wydanych zarówno w USA i jak i Japonii podawano liczby od 75 do 200 tys. zabitych. Obecnie ocenia się, że liczba śmiertelnych ofiar nalotu wynosi ok. 100 tys. osób.
Zginęło wówczas więcej osób niż podczas eksplozji bomb atomowych w Hiroszimie czy Nagasaki. Był to największy nalot bombowy w okresie II wojny światowej. Po nalocie z 9/10 marca kontynuowano niszczycielskie bombardowania innych japońskich miast m.in. Kobe, Nagoyi i Osaki.
Po wojnie gen. LeMay stwierdził: ”Zabijanie Japończyków nie przeszkadzało mi wówczas. Przypuszczam jednak, że gdybyśmy przegrali wojnę, bylibyśmy sądzeni za zbrodnie wojenne”. W marcu 2001 r. odsłonięto pomnik ofiar nalotu na Tokio w parku Yokoamicho.
Maciej Replewicz