7 maja 1920 r. - prowadząc ofensywę przeciw wojskom bolszewickim - do Kijowa wkroczyły oddziały WP wspierane przez formacje ukraińskie. Była to część koncepcji Józefa Piłsudskiego, zakładającej powstanie niepodległej Ukrainy, sprzymierzonej strategicznie z Polską.
Wojna polsko-bolszewicka rozpoczęła się 14 lutego 1919 r. Jej przyczyną był konflikt pomiędzy odradzającą się po 123 latach zaborów Rzeczpospolitą a Rosją bolszewicką o kształt polskiej granicy wschodniej i utrzymanie niepodległości II RP.
W kwietniu 1920 r. strona polska zawarła układ z Semenem Petlurą, przywódcą Ukraińskiej Republiki Ludowej, w sprawie wspólnej walki przeciwko Armii Czerwonej. Jeden z istotnych zapisów umowy mówił, że po zakończeniu działań wojennych, na wniosek jednej ze stron, polskie oddziały wycofają się poza wyznaczoną w umowie granicę między Rzeczpospolitą a Ukrainą.
"Zgodnie z umową Polska miała pomóc Ukrainie w odzyskaniu niepodległości, co oznaczało automatycznie zawarcie sojuszu polityczno–wojskowego. Po ustanowieniu państwa ukraińskiego w Kijowie polskie oddziały miały wycofać się i wrócić za Zbrucz. To była część pewnego historycznego ustępstwa, bo jak wiemy, nie miało być pełnego powrotu do granicy z 1772 roku, ani sprzed rozbiorów" - powiedział PAP dr Witold Wasilewski z IPN.
"W ostatecznym rozrachunku militarna siła bolszewików okazała się zbyt duża. Państwo ukraińskie nie miało wystarczająco czasu na zorganizowanie się. W tej historycznej walce między Polską a Rosją, Polska występowała jako czynnik, który akceptował istotną zmianę – powstanie państwa ukraińskiego, a Rosja bolszewicka - nie. W tej konfrontacji Rosja wygrała i to sprawiło, że nie powstało ukraińskie państwo sprzymierzone z Polską" - mówi dr Witold Wasilewski.
Szczegółowe ustalenia umowy z Ukraińską Republiką Ludową zostały jednak zachowane w ścisłej tajemnicy. Do wiadomości publicznej przekazano jedynie informację, że Polska uznaje prawo Ukrainy do niepodległego państwa, a za przywódców Ukraińskiej Republiki Ludowej uznaje Dyrektoriat, kierowany przez Petlurę.
25 kwietnia 1920 r. wojska polskie rozpoczęły na Ukrainie ofensywę, będącą dalszym ciągiem wojny polsko-bolszewickiej. Celem polskich dowódców było pokonanie Armii Czerwonej i osiągnięcie linii rzeki Dniepr, gdzie działania wojenne miały przejąć oddziały Ukraińskiej Republiki Ludowej.
Armia polska bez większych przeszkód dotarła do Kijowa i 7 maja zajęła miasto wspólnie z oddziałami ukraińskimi. Wkraczające oddziały polskie spotkały się jednak ze sporą rezerwą mieszkańców, nie uznających Polaków za sojuszników i w większości nie akceptujących władz Ukraińskiej Republiki Ludowej.
"Petlura nie uzyskał silnego wsparcia ze strony społeczeństwa ukraińskiego. Rzeczywiście było ono zdezorientowane sytuacją. Z jednej strony walczyli bolszewicy, z drugiej, o czym trzeba pamiętać, walczyły oddziały białych Rosjan, popierane przez państwa Ententy. Państwa Europy zachodniej stawiały na białe armie. Chciały odbudowy Rosji, ale nie komunistycznej; nie chodziło im o powstanie niepodległego państwa ukraińskiego" - mówił Wasilewski.
Równocześnie zajęcie Kijowa spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony społeczeństwa polskiego. Marszałek Sejmu Wojciech Trąmpczyński witając powracającego z wyprawy kijowskiej Piłsudskiego mówił: "Sejm cały przez usta moje wita cię, wodzu naczelny, wracającego ze szlaku Bolesława Chrobrego. Od czasów Kircholmu i Chocimia naród polski takich triumfów oręża swego nie przeżywał. (...) Historia nie widziała jeszcze kraju, który by w tak trudnych warunkach jak nasz tworzył swą państwowość. W takiej to chwili zwycięski twój pochód na Kijów dał narodowi poczucie własnej siły, wzmocnił wiarę w własną przyszłość, wzmógł jego dzielność duchową, a przede wszystkim stworzył podstawę do pomyślnego i stałego pokoju, którego wszyscy tak bardzo pragniemy".
Wypowiedzi w podobnym tonie znajdujemy również w pamiętnikach ziemianina Jana Hupki: "Naczelny nasz wódz Piłsudski urasta mi w oczach na takiego bohatera narodowego, że w jego cieniu blednie pamięć Kościuszki i Poniatowskiego. Bo tamci nie mieli sukcesu, a on go ma. To jakiś nowy Bolesław Chrobry wkraczający na czele walecznych i karnych wojsk polskich do... Kijowa" - pisze Hupka w książce "Z czasów wielkiej wojny. Pamiętnik niekombatanta".
Zaledwie tydzień po zajęciu Kijowa przez polsko-ukraińskie siły, Armia Czerwona rozpoczęła kontrnatarcie, które - choć początkowo odparte - w czerwcu zmusiło wojska polskie do odwrotu. Oddziały bolszewickie zajęły Żytomierz, oblegały Lwów i coraz bardziej zagrażały Warszawie.
"W ostatecznym rozrachunku militarna siła bolszewików okazała się zbyt duża. Państwo ukraińskie nie miało wystarczająco czasu na zorganizowanie się. W tej historycznej walce między Polską a Rosją, Polska występowała jako czynnik, który akceptował istotną zmianę – powstanie państwa ukraińskiego, a Rosja bolszewicka - nie. W tej konfrontacji Rosja wygrała i to sprawiło, że nie powstało ukraińskie państwo sprzymierzone z Polską. Można powiedzieć, że realizacja tej koncepcji politycznej ograniczyła się w zasadzie do nieco ponad miesiąca. Świadomość narodowa na Ukrainie dopiero rodziła się. Siłą rzeczy poparcie społeczne dla powstającego państwa ukraińskiego nie mogło być tak duże, jak w przypadku odradzającej się Polski" - konkluduje Wasilewski. (PAP)
Wywiad z dr. W. Wasilewskim do przeczytania na portalu historycznym dzieje.pl prowadzonynm przez PAP i Muzeum Historii Polski.
mjs/ ls/ jbr/