Album nie był zwykłą pamiątką, dokumentującą „bunt” polskiego społeczeństwa w latach 1860–1865. To bardziej trofeum – pomnik zwycięstwa nad polskim ruchem wolnościowym, którego zduszenie zajęło Rosji pięć lat.
Powstanie Styczniowe jest pierwszym wielkim wydarzeniem w polskiej historii utrwalonym fotograficznie. Co więcej, dysponujemy również znakomitym materiałem zdjęciowym dokumentującym wydarzenia bezpośrednio poprzedzające wybuch zrywu. Fotografie z lat 1860–1864 wpływały zarówno na świadomość polityczną i patriotyczną ówczesnych, jak i kolejnych pokoleń, dla których powstanie było jednym z kluczowych mitów konstytuujących ich postrzeganie walki o niepodległość. Co ciekawe, na wagę zdjęć zwracali uwagę również Rosjanie. Niektóre z nich były traktowane jako materiał dokumentujący bunt „niewdzięcznych Polaków” oraz trofeum pokazujące, jak się wydawało, ostateczne zwycięstwo Rosji w „Kraju Nadwiślańskim”.
W roku 1864 rosyjscy policjanci, podwładni generalnego policmajstra Płatona Aleksandrowicza Fredericksa, naczelnika Warszawskiego Okręgu Żandarmerii, podarowali mu pięknie oprawiony album z fotografiami Polaków. Potężna księga jest dokumentem niemającym precedensu w dziejach ziem polskich drugiej połowy XIX w. Zawiera ponad 700 zdjęć przedstawiających Polaków poszukiwanych, zaginionych, aresztowanych, straconych i zesłanych na Sybir. Wśród nich są zarówno wizerunki przedstawicieli stronnictwa Białych, jak i ważnych dowódców zrywu. To przede wszystkim ich fotografie portretowe, rekwirowane przez Rosjan podczas rewizji i aresztowań. Zaskakiwać może niezwykła precyzja podkomendnych carskiego żandarma. Układ albumu jest chronologiczny. Rozpoczyna się zdjęciami z manifestacji patriotycznych, m.in. z pogrzebu generałowej Katarzyny Sowińskiej. Album zawiera nie tylko fotografie, lecz i m.in. reprodukcję obrazu „Szlachta i lud” paryskiego malarza Leona Kaplińskiego. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że autorzy albumu – zwyczajni funkcjonariusze rosyjskiej żandarmerii w „zbuntowanym” Królestwie Polskim – zdawali sobie sprawę z charakteru idei spajających ruch niepodległościowy, który pilnie obserwowali i zwalczali od 1861 r.
Jak zauważa autorka opracowania naukowego albumu, prof. Jolanta Sikorska-Kulesza, znaczenie tej ikonografii wykraczało poza stosunki polsko-rosyjskie. Niektóre z nich były prezentowane w Paryżu. „Od 12 listopada 1861 r., czyli w miesiąc po wtargnięciu rosyjskiego wojska do kościołów w Warszawie, na placach Paryża wystawiano olejne obrazy przedstawiające warszawskie sceny. Oprócz tych obrazów, które ściągają tłumy gapiów, wystawiono wiele fotografii z rozruchów warszawskich” – stwierdza autorka. Nowoczesne medium, jakim była fotografia, kształtowała więc poglądy europejskiej opinii publicznej na „sprawę polską”.
Jeszcze wyraźniej fotografie wpływały na poglądy polskiej opinii publicznej. „Od 1863 r. największą popularnością cieszyły się portrety dowódców i innych znanych uczestników walki zbrojnej. Fotografia dyktatora powstania Mariana Langiewicza +znajdowała się wtedy w każdym domu, tego wymagała już moda i należało to do dobrego tonu+. Podobno sprzedawano ją po rublu za odbitkę” – podkreśla prof. Sikorska-Kulesza, cytując wspomnienia z epoki. Wiele zdjeć, szczególnie wykonywanych przez najsłynniejszego warszawskiego fotografa Karola Beyera, wykorzystywało wyjątkowe środki wyrazu. „Wbrew ówczesnej estetyce, akceptującej portret zmarłego w trumnie, ale ubranego, Beyer sfotografował leżące w wyściełanych białą udrapowaną materią trumnach, nagie torsy czterech ofiar z wyeksponowanymi śmiertelnymi ranami, które nieco podretuszował, co tym bardziej wskazuje na jego intencje” – zaznacza autorka. Kopiowane w ogromnym nakładzie fotografie poległych stały się ważną podstawą martyrologii narodowej doby przedpowstaniowej.
Rosjanie rozumiejąc znaczenie tych pamiątek narodowych, przy okazji rewizji rekwirowali wszystkie tego rodzaju fotografie. Część z nich traktowano jako materiały dowodowe lub „portrety pamięciowe” ściganych „buntowników”. „Oczywistym dowodem na udział w powstaniu był portret z bronią i w ubiorze powstańczym. Gdy 28 stycznia 1864 r. policja znalazła w domu Apolinarego Ordyńca „fotografię, wyobrażającą młodego człowieka ubranego w czamarkę i konfederatkę, trzymającego w ręku pałasz”, usiłowała ustalić w śledztwie tożsamość sfotografowanego. Wrogiej wobec Rosjan postawy politycznej dowodziły wizerunki osób w stroju narodowym lub w ubiorze czasu żałoby narodowej” – tłumaczy autorka. Tak traktował je również właściciel albumu policmajster Płaton Aleksandrowicz baron Fredericks (1828–1888). Pochodzący z Finlandii oficer swoje obowiązki sprawował w ostatnim okresie powstania – od 1 stycznia 1864 r. W tym czasie rozpoczął zbieranie zdjęć uczestników zrywu, które włączał do archiwów Zarządu Oberpolicmajstra m. Warszawy. Sam album powstał najprawdopodobniej po 1868 r. Po śmierci emerytowanego policmajstra, aż do 1914 r., trwał spór o album między jego rodziną a władzami państwowymi. W 1927 r. album znalazł się w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego.
Obecnie edycja albumu zawiera wszystkie karty oryginału. Każda z fotografii i grafik została omówiona pod względem okoliczności i momentu powstania. Udało się także zidentyfikować 200 niepodpisanych postaci. Część poświęcona zesłańcom zawiera również mapy i krótkie omówienia miejsc katorgi lub osiedlenia.
Warto dodać, że znaczenie historyczne fotografii z okresu zrywu doceniano już pod koniec XIX wieku. Władysław Plater, założyciel Muzeum Narodowego w Rapperswilu, zakupił kilka tysięcy zdjeć. Jeden z dowódców Powstania Styczniowego, Agaton Giller, członek Rządu Narodowego, w prywatnym liście skierowanym do Platera w 1882 r. pisał: „Co to za skarb te wizerunki? Jak wiele typów charakterystycznych znajdą pomiędzy nimi malarze. Dla historyka, dla malarzy, dla etnologa, dla rzeźbiarzy – nieocenione są takie zbiory. […] Tworzy się dla przyszłości materiał historyczny. Za lat sto, dwieście, będą go cenili jako skarb”.
Zdjęcia pochodzą z wydania albumu i zostały udostępnione dzięki uprzejmości Państwowego Instytutu Wydawniczego
Michał Szukała (PAP)