Mieszkańcy Oświęcimia już na przełomie wieków przestali postrzegać były niemiecki obóz Auschwitz jako barierę w rozwoju miasta - mówi PAP politolog, wiceprzewodnicząca zarządu Fundacji Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu dr Alicja Bartuś.
PAP: W ubiegłym roku były niemiecki obóz Auschwitz zwiedziło ponad 1,72 mln osób. Co sprawia, że przyjeżdża tutaj tak wielu ludzi?
Alicja Bartuś: To miejsce jest symbolem. Dla Żydów Auschwitz jest wręcz synonimem Holokaustu. Dla Polaków pozostaje największym polskim cmentarzem II wojny i symbolem męczeństwa narodu dokonanego przez Niemców. Dla Romów – to symbol ich zagłady – Porajmos. Dla Rosjan, utożsamiających się chętnie z wielonarodowymi sowieckimi wyzwolicielami obozu, obóz pozostaje jednym z symboli pełnej ofiar, lecz zwycięskiej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Warto zauważyć, że w tej symbolice niewiele jest miejsca na wspomnienie o 15 tys. sowieckich jeńców - ofiarach Auschwitz.
PAP: Czym Auschwitz jest dla Niemców?
Alicja Bartuś: To nadal bardzo żywa część ich historii. Symbol czegoś, o czym chcieliby zapomnieć, ale z dwóch powodów nie mogą tego uczynić. Po pierwsze popełniona przez ich przodków zbrodnia stała się częścią zbiorowej pamięci innych narodów, a nawet ich tożsamości. Po wtóre pamięć o Auschwitz służy i musi służyć kształtowaniu niemieckiej pamięci zbiorowej i tożsamości.
PAP: Wszyscy odwiedzający miejsce pamięci chcą poznać jego historię?
Alicja Bartuś: Chcą poznać historię Auschwitz, ale szukają też swoich własnych, narodowych wątków. Wielu interesują też uniwersalne mechanizmy zbrodni. Pytają, czy Auschwitz był wyjątkiem? Czy ma jakieś cechy wspólne z innymi ludobójstwami? Czy jest to już tylko przeszłość w sensie dosłownym, czy też coś, co może się powtórzyć?
PAP: Co powinni wiedzieć wyjeżdżając stąd?
Alicja Bartuś: Trzeba sobie odpowiedzieć, czy ma to być wiedza wyłącznie o przeszłości: fakty, liczby, opinie, fotografie, dokumenty, pamiątki, czy również o teraźniejszości i z odniesieniami do przyszłości. Odnoszę wrażenie, że wraz z upływem lat rośnie świadomość roli, jaką to miejsce winno odgrywać w edukacji i wychowaniu kolejnych pokoleń.
Programy edukacyjne przewidujące wizyty w miejscach pamięci, także w byłym obozie Auschwitz, są w krajach zachodnich normą. Przykre, że w Polsce zmieniając podstawę programową nie pomyślano o tym. W mojej opinii winny być one nieodłącznym elementem systemu kształcenia i wychowania. Trzeba na to znaleźć publiczne pieniądze. Wizyta w Auschwitz nie może się ograniczać do samego przyjazdu i zwiedzania. Musi jej towarzyszyć szerszy przekaz historyczny, humanistyczny, wychowawczy. W wizycie najważniejszy wydaje mi się nie wymiar faktograficzny, lecz emocjonalny.
Alicja Bartuś: Programy edukacyjne przewidujące wizyty w miejscach pamięci, także w byłym obozie Auschwitz, są w krajach zachodnich normą. Przykre, że w Polsce zmieniając podstawę programową nie pomyślano o tym. W mojej opinii winny być one nieodłącznym elementem systemu kształcenia i wychowania. Trzeba na to znaleźć publiczne pieniądze.
PAP: Auschwitz jest ogólnoświatowym symbolem ludobójstwa, którego ofiarą padli niewinni ludzie. Czym jest on dla mieszkańców Oświęcimia?
Alicja Bartuś: Oświęcim to normalne, dobrze rozwijające się miasto, które pamięta o tragicznej historii i respektuje szczególną rolę Auschwitz jako symbolu dla całego świata.
PAP: Nie zawsze tak było. Schyłek XX w. to czas napięć i konfliktów, które rozpalały emocje także poza granicami Polski. Dlaczego do nich dochodziło?
Alicja Bartuś: Konflikty prowokowała walka o pamięć: o to, dla kogo Auschwitz jest najważniejsze? Na płaszczyźnie polsko-żydowskiej udało się to uregulować. Uniwersalna symbolika przebiła się też na tyle, że nie ma już walki o pamięć między Polakami i Żydami. Dla Żydów to wyjątkowe miejsce, ale oni też coraz lepiej rozumieją, że i dla Polaków to ważny symbol.
PAP: Napięcia wywoływały także bardziej przyziemne kwestie: problemy organizacyjne, brak doświadczenia lub wiedzy.
Alicja Bartuś: Tak, wszystkim brakowało wzajemnego zrozumienia, wiedzy i zwykłego doświadczenia. Niegdyś emocje wywoływały np. Marsze Żywych, w których uczestniczy żydowska młodzież z całego świata upamiętniając ofiary Zagłady. W latach 90. Polska nie była przygotowana do nich organizacyjnie. Marsze unieruchamiały miasto na cały dzień. Teraz ruch wstrzymywany jest na kilka minut. Mieszkańcy niemal tego nie odczuwają. Nie ma też zabezpieczeń, które – jak niegdyś - uniemożliwiałyby przemieszczanie się po Brzezince. Emocje podgrzewały też fobie towarzyszące powstaniu Centrum Żydowskiego. Pojawiały się głosy, że „przyjadą Żydzi i odbiorą swoje dawne kamienice”. Powstał niczym nieuzasadniony strach. Dziś takich głosów praktycznie nie ma.
PAP: Przed laty Muzeum Auschwitz przez wielu mieszkańców było postrzegane jako swoista bariera rozwojowa.
Alicja Bartuś: Mieszkańcy Oświęcimia na przełomie wieków przestali postrzegać były obóz w ten sposób. Bardzo pomogło w tym uporządkowanie kwestii prawnych, zwłaszcza granic strefy ochronnej wokół Muzeum, a także uruchomienie w 1997 r. Oświęcimskiego Strategicznego Programu Rządowego, pod auspicjami którego do miasta trafiły pieniądze m.in. na rewitalizację otoczenia miejsca pamięci i rozwój infrastruktury.
Liczne inwestycje w różnych miejscach miasta i gminy, ulokowane także przy głównej drodze dojazdowej do Muzeum, dowodzą, że nie istnieje dziś „historyczne odium” Oświęcimia. Zresztą relacje między miastem i Muzeum są dziś bardzo dobre. To wyraz zrozumienia wzajemnych potrzeb. Miasto nauczyło się funkcjonować z Muzeum i odwrotnie.
Alicja Bartuś: Liczne inwestycje w różnych miejscach miasta i gminy, ulokowane także przy głównej drodze dojazdowej do Muzeum, dowodzą, że nie istnieje dziś „historyczne odium” Oświęcimia. Zresztą relacje między miastem i Muzeum są dziś bardzo dobre. To wyraz zrozumienia wzajemnych potrzeb. Miasto nauczyło się funkcjonować z Muzeum i odwrotnie.
PAP: Istnieje jednak tendencja, by podkreślać rozgraniczenie Oświęcimia i Auschwitz. Polska nazwa zarezerwowana jest dla miasta z 800-letnią historią, niemiecka dla obozu, który został niejako narzucony Oświęcimiowi.
Alicja Bartuś: Tak, ale to, że tak silne jest rozgraniczenie, nie oznacza wzajemnego odcinania się od siebie. To zupełnie nowa jakość w postrzeganiu obu miejsc. Jeszcze kilkanaście lat temu niektórzy mieli tendencje do obwiniania Muzeum Auschwitz za problemy rozwojowe Oświęcimia. Teraz takich głosów już nie ma.
PAP: Oświęcim dzięki obecności Muzeum otrzymał szansę rozwojową?
Alicja Bartuś: Częściowo. Miasto znalazło dziś pomysł na siebie. I na to, jak z korzyścią dla siebie ułożyć relacje z Muzeum. W mieście powstało wiele instytucji działających w oparciu o historię Auschwitz. Centrum Żydowskie, Centrum Dialogu i Modlitwy, Międzynarodowy Dom Spotkań Młodzieży, Stowarzyszenie Romów w Polsce. Władze Oświęcimia wspierają działania Oświęcimskiego Forum Praw Człowieka, Live Festival Oświęcim, Festiwalu Filmów Nieprofesjonalnych „Kochać człowieka”. Odbywają się konferencje, toczy się wiele ciekawych dyskusji z udziałem znakomitych gości z całego świata.
Podejmowane są aktualne tematy związane z problemami Europy w XXI w. Kontekst Auschwitz jest w nich czymś naturalnym – bo taka jest specyfika tego miejsca. Nieogarniony ogrom tragedii Auschwitz sprawia, że słowa, przestrogi, napomnienia, apele wygłaszane w tym miejscu brzmią donośniej.
PAP: Czy można powiedzieć, że świat z Oświęcimiem zawarł kompromis w sprawie Auschwitz?
Alicja Bartuś: Można to tak nazwać, choć ja bym to dziś określiła mianem pozytywnych i twórczych relacji. Relacji w materii bardzo delikatnej, w obszarze uczuć i emocji nie tylko lokalnych mieszkańców, ale i ludzi z całego świata.
Rozmawiał Marek Szafrański (PAP)
szf/ agz/