Szef nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) Mieczysław Jaśkiewicz oraz prezes Stowarzyszenia Żołnierzy AK w tym kraju Weronika Sebastianowicz, skazani zostali w środę na kary grzywny. Sąd w Szczuczynie w obwodzie grodzieńskim skazał prezesa ZPB na grzywnę w wysokości 4 mln rubli białoruskich (1,5 tys. zł), a Sebastianowicz na 2,5 mln (900 zł).
Uznano ich za winnych złamania zasad przeprowadzania zgromadzeń masowych, gdyż nie uzyskali zgody władz na organizowaną przez siebie akcję – powiedział adwokat oskarżonych Uładzimir Kisialewicz.
Chodzi o wydarzenie z 12 maja tego roku, kiedy to ZPB ustawił we wsi Raczkowszczyzna w obwodzie grodzieńskim krzyż upamiętniający ostatniego dowódcę AK połączonych sił Szczuczyn-Lida, Anatola Radziwonika ps. "Olech", który wraz z oddziałem zginął w walkach z NKWD w 1949 roku. Na uroczystości było ponad 100 osób, w tym Sebastianowicz, kilku innych byłych żołnierzy AK oraz konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz.
W całej sprawie polskie MSZ wydało 13 czerwca oświadczenie. Napisało w nim, że próba oskarżenia Sebastianowicz i Jaśkiewicza "za upamiętnienie dowódcy AK i rzekome zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia przypomina represje z mrocznych czasów, które powinny dawno odejść w całej Europie w przeszłość".
„Uważam, że wyrok jest niezgodny z prawem, bo w działaniach Jaśkiewicza i Sebastianowicz brak znamion wykroczenia administracyjnego. Nie powinny one podpadać pod ustawę o zgromadzeniach masowych, po pierwsze dlatego, że nie mieli intencji zorganizowania masowego zgromadzenia” – powiedział PAP Kisialewicz. Dodał, że uważa wyrok za „czyste prześladowanie polityczne”.
Jaśkiewicz podkreślał, że krzyż postawiono na terenie prywatnym, a jego właściciel wyraził na to zgodę. Podkreślał też, że zebrani uczestniczyli w modlitwie. Po wyroku oświadczył, że uważa za pozytywny skutek procesu to, iż teraz zapewne wszyscy w Szczuczynie wiedzą już, że Radziwonik mieszkał pod Szczuczynem, był przed wojną nauczycielem języka polskiego i zginął za swoją ziemię.
„Niedaleko stąd urodził się Czesław Niemen, który w swoich piosenkach opiewał piękno tej ziemi. Powiedział, że dziwny jest ten świat. Dla mnie to niezrozumiałe, że ci, którzy niszczyli patriotów, zostali bohaterami i mają pomniki z napisem +polegli za ojczyznę+, chociaż rodzili się 2-3 tys. km stąd. A ci, który walczyli o swój dom i ziemię, zostali bandytami” – dodał.
Sebastianowicz mówiła dziennikarzom, że nie czuje się winna. „Krzyż jest święty i należy się pośmiertnie każdemu człowiekowi, który się narodził” – oznajmiła. W rozmowie z PAP dodała, że cieszy się, iż krzyż upamiętniający Radziwonika i innych AK-owców nadal stoi. "Muszę znaleźć jeszcze brata swojego i też postawić mu krzyż. Do dziś nie wiem, gdzie leży. Też był w AK" - podkreśliła.
Na środowej rozprawie było obecnych kilkudziesięciu działaczy mniejszości polskiej, obrońcy praw człowieka, dziennikarze oraz konsul polski z Grodna Adam Chmura.
W całej sprawie polskie MSZ wydało 13 czerwca oświadczenie. Napisało w nim, że próba oskarżenia Sebastianowicz i Jaśkiewicza "za upamiętnienie dowódcy AK i rzekome zorganizowanie nielegalnego zgromadzenia przypomina represje z mrocznych czasów, które powinny dawno odejść w całej Europie w przeszłość". "Mniejszości narodowe mają w całej Europie, w tym w Polsce, prawo do kultywowania swej tożsamości i historii. Oczekujemy także od Białorusi respektowania tego prawa" - podkreślono.
W środę rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki powiedział PAP: "Politycznie podtrzymujemy nasze zdanie, że tego typu sprawy przypominają represje z mrocznych czasów dyktatur komunistycznych. Jeszcze raz apelujemy do Białorusi, aby prawo mniejszości narodowych do kultywowania swojej tożsamości i historii było respektowane, tak jak jest respektowane w całej Europie, w tym w Polsce".
Konsul generalny RP w Grodnie Andrzej Chodkiewicz szacuje liczbę miejsc upamiętnień żołnierzy AK w swoim okręgu na około 30-40, przy czym czasami są to całe kwatery, a czasami tabliczki na cmentarzach parafialnych czy komunalnych informujące, że w tym miejscu spoczywa żołnierz AK.
Według informacji Sebastianowicz na Białorusi żyje obecnie około 70 byłych żołnierzy AK, starszych ludzi, których większość jest przykuta do łóżek.
Weronika Sebastianowicz składała przysięgę AK, od 1945 r. była łączniczką poakowskiego podziemia. W kwietniu 1951 r. została aresztowana i skazana na 25 lat pozbawienia wolności. Odbywała wyrok w łagrze w Workucie, po śmierci Stalina stopniowo wyrok skracano i ostatecznie wróciła na Białoruś. Jej brat i ojciec też należeli do AK. W 1993 r. prokuratura białoruska odmówiła jej rehabilitacji; uznano, że wyrok był sprawiedliwy, gdyż utrzymywała przestępcze kontakty z aktywnymi członkami AK.
Ze Szczuczyna Małgorzata Wyrzykowska (PAP)
mw/ kar/ ura/