Przez minione 25 lat stale obecne w życiu publicznym były kwestie związków znanych osób z tajnymi służbami PRL oraz ujawniania teczek tych służb. Często wykorzystywano je w bieżącej walce politycznej różnych opcji. Obecnie emocje społeczne z tym związane już osłabły. DYSKUSJE, CZY I JAK LUSTROWAĆ
Postulaty sprawdzania, kto z osób publicznych mógł być agentem UB i SB, wysuwały od przełomu 1989 r. różne, głównie prawicowe partie i środowiska. Środowiska liberalne były temu przeciwne - przestrzegano przed "polowaniem na czarownice"; powoływano się też na zniszczenia archiwów służb z lat 1989-1990. Z kolei SLD sugerowało, że najwięcej agentów znajdzie się wśród opozycjonistów z lat PRL.
Za rządów premiera Jana Olszewskiego 28 maja 1992 r. Sejm zobowiązał MSW uchwałą do ujawnienia parlamentarzystów i wysokich urzędników współpracujących z UB i SB. 4 czerwca 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz przesłał m.in. Sejmowi wykaz 64 osób, które figurowały w archiwach Urzędu Ochrony Państwa (byli na nim m.in. prezydent Lech Wałęsa i marszałek Sejmu Wiesław Chrzanowski). Przyczyniło się to do zaostrzenia kryzysu politycznego; jeszcze tego samego dnia Sejm odwołał rząd Olszewskiego.
Wkrótce potem Trybunał Konstytucyjny uznał uchwałę lustracyjną za niezgodną z prawem. Specjalna komisja sejmowa oceniła, że Macierewicz zrealizował uchwałę nieprawidłowo. Został on też oskarżony przez prokuraturę o naruszenie przy tym przepisów o tajemnicy państwowej. Warszawski sąd umorzył ten proces, uznając, że były minister może odpowiadać jedynie przed Trybunałem Stanu.
W wyborach parlamentarnych w 1993 r. wprowadzono po raz pierwszy elementy lustracji; kandydaci składali komisjom wyborczym oświadczenia o ewentualnej współpracy ze służbami PRL (nie było konsekwencji za kłamstwo).
Po raz kolejny sprawa lustracji wróciła w 1995 r., gdy ówczesnemu premierowi Józefowi Oleksemu zarzucono kontakty z oficerem wywiadu b. ZSRR i Rosji Władimirem Ałganowem. Do Sejmu wpłynęło kilka projektów ustaw lustracyjnych. Powołana w 1996 r. komisja nadzwyczajna przyjęła jednolity projekt w styczniu 1997 r. Uwzględniał on propozycje ustaw zgłoszonych przez PSL, UW i UP; KPN; PSL, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i SLD.
USTAWA LUSTRACYJNA
Sejm uchwalił ustawę lustracyjną 11 kwietnia 1997 r. Jej założeniem była chęć uniemożliwienia ewentualnego szantażu wobec osoby niegdyś związanej ze służbami, obecnie pełniącej ważną funkcję publiczną (nie ujawniono nigdy takiego przypadku). Nie wiadomo też, ile osób od tego czasu powstrzymało się od działalności publicznej, nie chcąc składać oświadczeń lustracyjnych.
Ustawa zobowiązywała kandydatów do ważnych urzędów lub osoby już je sprawujące (urodzone przed 1 sierpnia 1972 r.) do składania oświadczeń, czy były funkcjonariuszami, pracownikami lub tajnymi współpracownikami służb specjalnych od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r. Ich prawdziwość badał specjalny prokurator - Rzecznik Interesu Publicznego, którym został Bogusław Nizieński. Podejrzewając, że ktoś zataił związki ze służbami, kierował sprawę do Sądu Lustracyjnego w Warszawie. "Karą" za stwierdzony przez sąd fałsz oświadczenia był 10-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Ustawa nie zakazywała pełnienia stanowisk tym, którzy sami się przyznają do związków ze specsłużbami PRL - decyzja należała do tego, kto powołuje na dany urząd lub do wyborców.
Obowiązek lustracji objął: prezydenta, parlamentarzystów, osoby pełniące kierownicze stanowiska państwowe, sędziów, prokuratorów i adwokatów, a także szefów mediów publicznych - łącznie ok. 27 tys. osób.
Autorzy ponad 200 oświadczeń przyznali się wtedy do związków ze służbami PRL. Byli to m.in.: współtwórca PO Andrzej Olechowski, szef Izby Wojskowej SN gen. Janusz Godyń, b. urzędnicy Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego: Marek Dukaczewski i Andrzej Majkowski, b. główny negocjator Polski z UE Jan Truszczyński, b. pełnomocnik rządu SLD ds. informacji europejskiej Sławomir Wiatr.
W 1998 r. Trybunał Konstytucyjny uznał legalność ustawy - którą zaskarżył prezydent Kwaśniewski. TK sprecyzował, że aby sąd mógł uznać kogoś za agenta, musi zaistnieć łącznie 5 przesłanek: współpraca musiała być tajna i świadoma, wiązać się z operacyjnym zdobywaniem informacji przez służby, polegać na kontaktach z nimi i konkretnych działaniach danej osoby.
KTO KŁAMCĄ LUSTRACYJNYM, KTO OCZYSZCZONY
Lustracja ruszyła w 1999 r. Najgłośniejszymi sprawami były procesy: b. premiera z SLD Józefa Oleksego (uznanego początkowo za kłamcę lustracyjnego, którego sprawę umorzył w 2007 r. Sąd Najwyższy, uznając, że nie wpisując do oświadczenia współpracy z tzw. Agenturalnym Wywiadem Operacyjnym, działał w wyniku błędu), b. marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego (oczyszczonego w autolustracji), b. wicepremiera i szefa MSW Janusza Tomaszewskiego (proces umorzono), b. szefa Państwowej Komisji Wyborczej Ferdynanda Rymarza (oczyszczonego w autolustracji).
Za agentów Sąd Lustracyjny uznał m.in. b. wiceministra transportu Krzysztofa Luksa (UW), b. likwidatora PZPR i b. członka zarządu spółki wydającej "Gazetę Polską" mec. Jacka Hofmana, b. szefa kancelarii prezydenta Wałęsy Tomasza Kwiatkowskiego, b. Naczelnego Prokuratora Wojskowego gen. Janusza Palusa, b. posła AWS Wiesława Kiełbowicza, b. posła Ruchu Katolicko-Narodowego Roberta Luśnię, b. posła SLD Tadeusza Matyjka, b. posła PSL Ryszarda Smolarka, b. senatorów Jerzego Mokrzyckiego (SLD) i Zbigniewa Ropelewskiego (AWS) oraz eurodeputowanego wybranego z listy PO Stanisława Jałowieckiego.
Sąd oczyścił z zarzutu współpracy m.in. b. premiera z SLD Włodzimierza Cimoszewicza, b. posła SLD Jerzego Jaskiernię, b. posła PSL Aleksandra Bentkowskiego, współtwórcę reformy administracyjnej kraju Michała Kuleszę, b. sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika. Wiele komentarzy wywołało oczyszczenie przez Sąd Najwyższy przywódcy "Solidarności" na Pomorzu Mariana Jurczyka - uznanego za kłamcę przez Sąd Lustracyjny.
Badając przeszłość kandydatów na prezydenta w 2000 r., Sąd Lustracyjny orzekł, że Lech Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek". Wałęsa wiele razy zaprzeczał, by był "Bolkiem".
W 2010 r. pion lustracyjny IPN uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy, bo ocenił, że słynna książka IPN o domniemanej jego współpracy z SB autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów" (książka stawiała tezę że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny był nierzetelny).
Wyrok o prawdziwości oświadczenia zapadł też w 2000 r. wobec kandydującego ponownie Aleksandra Kwaśniewskiego. Historycy IPN kwestionowali także zasadność i tego wyroku.
Do dziś trwa autolustracja b. lidera KPN Leszka Moczulskiego (wystąpił o nią jako pierwszy już w 1999 r.).
W 2005 r. kolejny Rzecznik Włodzimierz Olszewski zdecydował, że nie wystąpi do sądu o lustrację ówczesnego premiera Marka Belki. W ujawnionej mediom przez IPN teczce Belki nie było raportów, które by sam on pisał dla wywiadu PRL w latach 80. Jest zaś instrukcja wyjazdowa oraz 5 raportów oficera wywiadu z rozmów z nim w USA z lat 1984-1985, pełnych narzekań na niechęć Belki do współpracy.
W 2006 r. wiele zamieszania na scenie politycznej wywołała sprawa oskarżenia przez Rzecznika wicepremier i minister finansów w rządzie PiS Zyty Gilowskiej. W następstwie Gilowska została odwołana z rządu, ale potem Sąd Lustracyjny uznał, że nie była ona tajnym i świadomym współpracownikiem SB. Po tym wyroku Gilowska wróciła do rządu Jarosława Kaczyńskiego.
Nowy wymiar lustracji nadało powołanie, ustawą z 1998 r. Instytutu Pamięci Narodowej - instytucji, która m.in. gromadzi i udostępnia dokumenty organów bezpieczeństwa PRL. Do 2005 r. dostęp do teczek wiązał się z nadaniem przez IPN statusu pokrzywdzonego (była nim osoba, o której organy PRL "zbierały informacje na podstawie celowo gromadzonych danych, w tym w sposób tajny", a nie była agentem). W 2005 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że dostęp do akt IPN wytworzonych na swój temat powinni także oficerowie i agenci.
Do 2005 r. IPN odmówił statusu pokrzywdzonego 13 tys. osób (powodem 12 tys. odmów było niezachowanie się materiałów służb PRL na temat danej osoby); 7 tys. osób otrzymało ten status. W listopadzie 2005 r. status pokrzywdzonego otrzymał Wałęsa.
Grupy obywatelskie "Ujawnić Prawdę" i działacze "Solidarności" podawali nazwiska agentów, które były w udostępnianych przez IPN teczkach tych działaczy.
Dyskusja na temat lustracji rozgorzała na nowo, gdy w styczniu 2005 r. do internetu trafił IPN-owski spis katalogowy 160 tys. nazwisk funkcjonariuszy i agentów oraz osób wytypowanych przez nią do współpracy. Potocznie nazwano go "listą Wildsteina". Sam Bronisław Wildstein (ówczesny publicysta "Rzeczpospolitej"; potem prezes TVP) przyznawał, że udostępnił ją dziennikarzom, ale zaprzeczał, by umieścił ją w internecie. Po upublicznieniu "listy Wildsteina" IPN uruchomił tzw. szybką ścieżkę dla tych osób, które znalazły się na tej liście. Do Instytutu wpłynęły setki wniosków od osób, które chciały dowiedzieć, czy to oni są na liście.
ZMIANY LUSTRACJI
W 2005 r., po dojściu do władzy PiS, wskazywano na potrzebę zmian zasad lustracji. Argumentowano, że Sąd Lustracyjny oczyścił wiele osób po zeznaniach esbeków, którzy twierdzili, że w teczkach pisali nieprawdę o współpracy osób dziś lustrowanych. Ponadto wobec kilkuset osób Rzecznik nie mógł wystąpić z oskarżeniem, gdyż nie miał wystarczających dowodów.
Według nowej ustawy z października 2006 r., oświadczenia lustracyjne miały być zastąpione zaświadczeniami IPN o zawartości archiwów tajnych służb PRL, które dana osoba mogłaby zaskarżać w procedurze cywilnej - IPN miał bronić w sądach prawdziwości "teczek". Miała być także pełna jawność teczek z IPN. Ustawa wprowadzała też kategorię osobowego źródła informacji (ozi), która nie rozróżniała najbardziej szkodliwych form współpracy oraz tych, w ramach których spotkania z SB były np. obowiązkiem służbowym.
Podpisując tę ustawę, prezydent Lech Kaczyński zapowiedział jej nowelizację - by przywrócić oświadczenia i tryb karny w ich badaniu, wprowadzić pewne ograniczenia w jawności akt oraz odejść od pojęcia ozi. Sejm taką nowelizację przyjął w lutym 2007 r.
Zlikwidowała ona urząd Rzecznika (którego zastąpił pion lustracyjny IPN) oraz Sąd Lustracyjny (procesy przekazano sądom okręgowym w kraju) a także status pokrzywdzonego. Liczbę lustrowanych zwiększyła do kilkuset tysięcy. Obok lustrowanych wcześniej osób pełniących ważne funkcje w panstwie, sprawdzeniom mieli podlegać bowiem nielustrowani przedtem, m.in. wszyscy naukowcy i dziennikarze, właściciele mediów, wszyscy samorządowcy aż do szczebla radnych gminy, szefowie spółek giełdowych i państwowych, dyrektorzy wszelkich szkół, doradcy podatkowi, biegli rewidenci. Za niezłożenie oświadczenia groziła utrata pełnionej funkcji. Odmówiła tego część polityków (m.in. Bronisław Geremek), naukowców (prof. Florian Ceynowa z UG) i dziennikarzy. Argumentowali, że czują się upokorzeni domniemaniem, że mogli być agentami. Mówili też o pozaprawnym koncesjonowaniu przez państwo wolnego zawodu, jakim jest dziennikarstwo. Zwolennicy lustracji zarzucali takiej postawie łamanie prawa. Ponadto IPN miał publikować spisy osób współpracujących ze służbami PRL.
Nową ustawę zaskarżyli do TK posłowie SLD oraz RPO Janusz Kochanowski. W maju 2007 r. TK, po dramatycznym kilkudniowym "maratonie" (gdy wyłączono z składu dwóch sędziów, którzy mieli rzekomo mieć związki z SB), niejednogłośnie uznał za niekonstytucyjne 39 zapisów nowej ustawy - na 77 ocenianych. TK zakwestionował m.in. lustrację ogółu dziennikarzy i naukowców (oprócz pełniących funkcje kierownicze), dyrektorów szkół niepublicznych oraz ujawnianie przez IPN katalogu agentów. TK określił ponadto warunki otwarcia archiwów IPN - można ujawniać tylko teczki osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie (nie ma mowy o tym, by każdy mógł obejrzeć teczkę każdej innej osoby); nie ma też możliwości ujawniania bez zgody zainteresowanych danych wrażliwych z IPN.
W 2010 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o IPN autorstwa PO. Zmieniła zasady wyboru władz IPN; poszerzyła dostęp obywateli do teczek (wykreślono zapis o odmowie udostępniania akt służb PRL osobom, których traktowały one jako tajnych informatorów). Gdy w 2009 r. klub PO złożył ten projekt, politycy PO mówili, że chodzi o odpolitycznienie i naprawienie instytucji "źle kierowanej" przez Janusza Kurtykę - bo IPN "zaczął mówić podobnym językiem jak PiS". Przeciw nowelizacji był PiS.
Dziś procesy lustracyjne nie budzą już emocji. Ostatnio IPN występuje głównie o lustrację samorządowców, pracowników MSZ oraz przedstawicieli zawodów prawniczych. W ostatnich kilku latach głośniejszym echem odbiły się tylko procesy m.in. b. wiceszefa MSZ Macieja Kozłowskiego i b. ambasadora Tomasza Turowskiego (oczyszczonych przez sądy) oraz zakończona tak samo autolustracja Ireny Dziedzic, znanej dziennikarki z PRL.
Na koniec 2013 r. w pionie lustracyjnym IPN zarejestrowano łącznie ponad 299 tys. oświadczeń lustracyjnych. Było wśród nich 2785 oświadczeń, których autorzy przyznali się do związków z organami bezpieczeństwa PRL. W 2013 r. pion zakończył badanie ponad 10,7 tys. oświadczeń - co roku ta liczba wzrasta. W 2013 r. sądy wydały 183 prawomocne wyroki lustracyjne, w tym było 135 wyroków o kłamstwie lustracyjnym.
W 2013 r. do IPN wpłynęły 3743 wnioski od obywateli o dostęp do własnej teczki. W 2013 r. takim wnioskodawcom ujawniono nazwiska 419 funkcjonariuszy i tajnych współpracowników służb PRL.
LUSTRACJA BYŁA TAKŻE W KOŚCIELE
Mimo, iż - w świetle ustawy - Kościół nie podlega lustracji, dyskusja ta objęła także duchownych. W 2005 r., krótko po pogrzebie papieża Jana Pawła II, prezes IPN Leon Kieres ujawnił, że opiekun polskich pielgrzymów w Watykanie o. Konrad Hejmo był współpracownikiem służb specjalnych PRL. Według opublikowanego potem raportu IPN, o. Hejmo mógł nie wiedzieć, że formalnie zarejestrowano go jako tajnego współpracownika o pseudonimach "Hejnał" i "Dominik". On sam zaznaczył, że nigdy nie był świadomym donosicielem (kontaktował się z nim agent SB, występujący jako rzekomy oficer wywiadu RFN).
Po raz pierwszy głos w sprawie lustracji księży zabrał Episkopat w marcu 2006 r. Zaznaczono, że "Kościół nie unika pytań o najbardziej bolesne karty polskich dziejów, przeciwstawia się jednak klimatowi sensacji i pomówień oraz łatwym uogólnieniom". Przyznano, że "w systemie łamiącym sumienia zawiedli zaufanie także niektórzy ludzie Kościoła". W niektórych diecezjach powstały komisje badające współpracę duchownych z SB.
W sierpniu 2006 r. biskupi przyjęli memoriał Episkopatu "w sprawie współpracy niektórych duchownych z organami bezpieczeństwa w Polsce w latach 1944-1989". "Oczyszczenie pamięci" powinno nastąpić przez nawrócenie, pokutę i zadośćuczynienie oraz prowadzić do przebaczenia i pojednania, a nie wyłącznie do potępiania i konfliktów - wskazano. Episkopat dodał, że sprzeciwia się "dzikiej lustracji".
W grudniu 2006 r., po nominacji bp Stanisława Wielgusa na arcybiskupa-metropolitę warszawskiego, w mediach pojawiły się informacje o jego możliwej współpracy z wywiadem PRL w latach 70.; potem opublikowano w internecie jego teczkę, która nie przesądzała o jego rzeczywistej współpracy. Arcybiskup złożył rezygnację, a papież ją przyjął. Abp Wielgus wystąpił do sądu o autolustrację, z czego się potem wycofał.
W październiku 2006 r. powołano Komisję Historyczną Episkopatu Polski do zbadania inwigilacji duchownych przez służby PRL. W 2007 r. na koniec jej prac podano, że kilkunastu spośród ponad 130 biskupów zostało zarejestrowanych w PRL jako tajni współpracownicy (nie podano nazwisk). Dodano, że archiwa SB dotyczące biskupów są "niekompletne i chaotyczne", co "nie pozwala rzetelnie określić zakresu i szkodliwości ich ewentualnej rzeczywistej i świadomej współpracy".
Łukasz Starzewski (PAP)
sta/ malk/