Dziennik "Die Welt" uznał w piątek za zrozumiałe i w dużej mierze uzasadnione głosy oburzenia w Polsce, wywołane filmem niemieckiej telewizji publicznej ZDF, która pokazała Armię Krajową jako formację nacjonalistyczną i antysemicką. "Polski ruch oporu przeciwko niemieckiemu terrorowi okupacyjnemu przedstawiony został w filmie jako w większości antysemicki, co w znacznym stopniu pozbawia go legitymizacji" - czytamy w komentarzu niemieckiej gazety.
Trzyczęściowy film "Nasze matki, nasi ojcowie" został wyemitowany między 17 a 20 marca. Obejrzało go 21 milionów telewidzów. Twórcy filmu pokazali II wojnę światową przez pryzmat losów pięciorga młodych mieszkańców Berlina, uwikłanych w niemieckie zbrodnie na Wschodzie. Jeden z bohaterów serialu, berliński Żyd Viktor, ucieka z transportu do Auschwitz i dostaje się do oddziału AK. Epizod z polskimi partyzantami został wykorzystany do pokazania ich jako zagorzałych antysemitów, nienawidzących Żydów tak samo jak Niemców.
Mężczyźni i kobiety z AK dokonali tego, do czego nie był zdolny ojciec producenta filmu Hofmanna - "przyczynili się do wydobycia Niemiec z brunatnego bagna, z którego ci nie mogli uwolnić się o własnych siłach". "Z pewnością nie był to ich główny cel, podobnie jak nie było to głównym celem Churchilla czy de Gaulle'a. Ale czy Churchill i de Gaulle byli dlatego nacjonalistami?" - czytamy w "Die Welt".
Warszawski korespondent "Die Welt" Gerhard Gnauck podkreśla, że producent filmu Nico Hofmann w debacie po emisji filmu nie wycofał się "ani o krok" ze swoich zarzutów wobec AK, utrzymując, że "partyzanci są polskimi nacjonalistami Armii Krajowej" i dodając, że "antysemityzm był w polskim społeczeństwie bardzo rozpowszechniony".
"To ostatnie się zgadza" - pisze Gnauck, zaznaczając, że stwierdzenie to jest prawdziwe "w stosunku do co najmniej połowy Europy". Jeśli jednak Hofmann jako pierwszy niemiecki producent postanowił pokazać nieuświadomionym niemieckim widzom w sposób bardziej wyczerpujący polski ruch oporu, to dlaczego musiał od razu "utytłać go w brunatnym bagnie?" - pyta autor komentarza.
Jego zdaniem określanie Armii Krajowej mianem "polskich nacjonalistów" brzmi dziwnie. Autor przypomina, że AK była główną siłą zbrojnego ruchu oporu w Polsce, liczyła 400 tys. członków, a w jej szeregach było wielu Żydów. Żołnierze AK dokonali tysięcy ataków na okupantów, a jej największą akcją było powstanie warszawskie.
Mężczyźni i kobiety z AK dokonali tego, do czego nie był zdolny ojciec producenta filmu Hofmanna - "przyczynili się do wydobycia Niemiec z brunatnego bagna, z którego ci nie mogli uwolnić się o własnych siłach". "Z pewnością nie był to ich główny cel, podobnie jak nie było to głównym celem Churchilla czy de Gaulle'a. Ale czy Churchill i de Gaulle byli dlatego nacjonalistami?" - czytamy w "Die Welt".
Gnauck poleca Niemcom, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej o AK, publikację historyka z Hamburga Franka Golczewskiego "AK i Żydzi", w której mowa jest o "referacie żydowskim" w AK usiłującym pomagać Żydom, a także o Polakach, którzy wydali Żydów Niemcom i zostali z tego powodu straceni przez organa podziemnego państwa, o dostawach broni dla Żydów oraz o przypadkach uwalniania Żydów z obozów. "Die Welt" przypomina też, że gdy Jan Karski poinformował prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta o istnieniu obozów śmierci - ten zareagował niedowierzaniem.
"Prezydent miał na uwadze rację stanu: nie wydał rozkazu zbombardowania torów kolejowych do Auschwitz, ponieważ uważał za ważniejsze cele wojskowe. Nie ma wątpliwości: (był to) zły nacjonalista, działający w tym samym duchu, co jego sojusznicy w Warszawie, polska Armia Krajowa" - konkluduje z ironią Gerhard Gnauck.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ akl/ ap/ jbr/