Płk Ryszard Kukliński był dla CIA jednym z najbardziej wartościowych źródeł informacji - mówi PAP historyk dr hab. Sławomir Cenckiewicz, szef Wojskowego Biura Historycznego. Był bohaterem, który zasługuje na miano pierwszego oficera polskiego wojska w NATO – podkreślił Cenckiewicz w przededniu warszawskiego szczytu NATO.
PAP: Czy płk Ryszard Kukliński ps. Jack Strong był rzeczywiście tak wyjątkowym i cennym agentem CIA?
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Pułkownik Ryszard Kukliński był jednym z najbardziej wartościowych źródeł informacji, które kiedykolwiek znalazły się w posiadaniu amerykańskich tajnych służb, zwłaszcza jeśli chodzi o obszar wojska i wiedzy, która dotyczyła sowieckiej doktryny wojennej i Układu Warszawskiego.
W moim przekonaniu Amerykanie, a szerzej zachodnie państwa NATO, bez płk. Kuklińskiego nie mogliby skutecznie spenetrować sowieckich sił zbrojnych - jeśli chodzi o poziom sztabu dowodzenia zjednoczonymi siłami zbrojnymi Układu Warszawskiego. Tym bardziej, że płk Kukliński działał na styku pomiędzy Ludowym Wojskiem Polskim - był przecież w Zarządzie I Operacyjnym Sztabu Generalnego - a Sowietami, zarówno jeśli chodzi o ich sztab armii, jak i całych Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego.
To oznacza, że płk Kukliński był dla zachodnich służb jedyną szansą na uzyskanie najważniejszej wiedzy związanej z planowaniem wojny przez Moskwę. I na tym polegał jego fenomen. Miał dostęp do wiedzy tajemnej, którą dziś - pracując na co dzień w Wojskowym Biurze Historycznym - potwierdzam.
PAP: Co wiedział płk Kukliński i jakie było znaczenie przekazywanych przez niego informacji, w tym planów wojennych Układu Warszawskiego wobec Zachodu?
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Wiedza, którą dysponował płk Kukliński była szczególna i w jakim sensie nieograniczona. To były przede wszystkim informacje związane z gotowością bojową, rodzajami sił zbrojnych, wyposażeniem armii Ludowego Wojska Polskiego. Po drugie, to były informacje dotyczące doktryny wojennej Związku Sowieckiego i całego Układu Warszawskiego, czyli wszystkich planów związanych z planowaniem ataku na Zachód. Płk Kukliński znał w szczegółach wszystkie etapy przyszłej wojny, nie tylko w wymiarze użycia Ludowego Wojska Polskiego, ale w ogóle całego teatru działań wojennych w Europie.
Trzeci obszar wiedzy, którą dysponował, dotyczył stanu wojennego i był niejako przypadkowy, ponieważ płk Kukliński został nagle oddelegowany przez generałów Jaruzelskiego i Siwickiego do przygotowywania wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. I jego wiedza na ten temat była również szeroka, bo został oddelegowany przez Ministerstwo Obrony Narodowej do międzyresortowego zespołu razem z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, który analizował sytuację w kraju w latach 1980-1981, czyli również sytuację wewnątrz ruchu Solidarności. To były też oczywiście kwestie związane z całym zabezpieczeniem, przygotowaniem tej wojskowej operacji wprowadzenia stanu wojennego.
PAP: Jakie informacje były najważniejsze dla NATO?
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Najważniejszy obszar dotyczył doktryny wojennej Układu Warszawskiego i Związku Sowieckiego oraz tego, co było związane z funkcjonowaniem Ludowego Wojska Polskiego. Płk Kukliński miał dostęp do wiedzy najbardziej tajemnej przez to, że pracował w Sztabie Generalnym, w jego Zarządzie I Operacyjnym. To był "mózg armii", gdzie zajmowano się kwestiami uzbrojenia, doktryny wojennej i koordynacji związanej z użyciem sił zbrojnych Polski Ludowej w ramach Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego.
Pamiętajmy też o tym, że wiedza płk. Kuklińskiego była reprezentatywna, ponieważ Ludowe Wojsko Polskie tworzyło drugą co do wielkości armię Układu Warszawskiego. W sytuacji tak zwanego "W", czyli wojny, do dyspozycji ze strony LWP było ponad 600 tysięcy żołnierzy, którzy mieli maszerować do Niemiec, Danii i zająć kraje Beneluxu. To była po prostu wiedza dla Amerykanów zupełnie fenomenalna i śmiem twierdzić, na tyle, na ile znam literaturę, że nie było analogicznego przypadku, czy to w siłach zbrojnych węgierskich, NRD czy czechosłowackich. Amerykanie po prostu takiego źródła osobowego jak płk Kukliński nigdy nie mieli.
PAP: Jak to możliwe, że Kukliński uniknął kontrwywiadu i bezpiecznie przetrwał blisko dziewięć lat w centrum Sztabu Generalnego LWP?
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Trzeba podkreślić, że Ryszard Kukliński nigdy nie był związany w sensie kadrowym ze służbami specjalnymi. Nie był oficerem służb specjalnych, więc nie odbywał szkoleń o charakterze operacyjnym - wywiadowczym czy kontrwywiadowczym, które mogły mu dać kompetencje szpiegowskie. Był - jak to mówili Sowieci - samorodkiem. Kimś, kto sam nauczył się warsztatu szpiegowskiego i aż dziewięć lat nie został wykryty przez służby kontrwywiadu WSW.
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Dla mnie płk Kukliński jest wielkim bohaterem, a jego wielkość w moich oczach jest tym większa, że przeszedł pewną ewolucję. Dojrzał do sytuacji, w której uznał, że to wszystko co robił od 1947 r., czyli od momentu gdy wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, było błędem. Przejrzał na oczy i w sierpniu 1972 r. podjął bardzo trudną decyzję nawiązania kontaktów z tajnymi służbami amerykańskimi. Zrobił to, bo z perspektywy kilkudziesięciu lat służby w LWP, na przełomie lat 60. i 70. uznał, że służy złej sprawie i to jest dla mnie w jego ocenie najistotniejsze.
Płk Kukliński przeanalizował wszystkie luki w całym systemie osłony kontrwywiadowczej funkcjonującej w Ludowym Wojsku Polskim. Na przykład były to kwestie związane z niedostateczną ochroną informacji niejawnych i objętych tajemnicą państwową w Ludowym Wojsku Polskim. Zauważył, że zasada "need to know", czyli dostępu do informacji niejawnych, ale przypisanego do określonego stanowiska w ramach Sztabu Generalnego, nie jest przestrzegana. Mówiąc wprost, płk Kukliński korzystał z materiałów, do których dostępu, ze względu na pełnioną funkcję, nie miał prawa. Mógł to robić, bo zauważył, że jak się nie wpisze do metryczki osób zapoznających się z tymi materiałami, to nikt w ogóle nie zwróci na to uwagi.
Płk Kukliński pozostawał niezauważony dla kontrwywiadu wojskowego przede wszystkim dlatego, że potrafił się świetnie maskować. Chodzi o to, że nigdy nie spotykał się z funkcjonariuszami amerykańskich tajnych służb na terenie Polski. To była łączność bezosobowa, możliwa dzięki wykorzystaniu tzw. martwych skrzynek kontaktowych - niewidocznych dla osób postronnych skrytek, ulokowanych w miejscach ogólnie dostępnych, najczęściej w parkach, lasach, pod mostami, przy drogach. Były one sposobem wymiany informacji wywiadowczych, które on przekazywał Amerykanom i instrukcji wywiadowczych, które z kolei oni mu zostawiali. To powodowało, że gdy był okresowo obserwowany przez kontrwywiad WSW, to nikt nie był w stanie zauważyć, że się z kimś spotyka, bo przecież spacerował sobie gdzieś po lesie w ramach rekreacji.
PAP: W swojej książce "Atomowy szpieg" pisze pan też o tym, że płk Kukliński wymyślił skuteczny kamuflaż związany z jego opinią kobieciarza.
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Kukliński rzeczywiście nie stronił do romansów, miał też trudności małżeńskie i już w latach 60. mówiono o nim, że prowadzi "amoralny tryb życia". Ale to dla niego jako szpiega stało się atutem. W okresie najbardziej wzmożonej działalności szpiegowskiej w latach 70. postanowił, że tę opinię o sobie wykorzysta jako swoistą "legendę wywiadowczą". Działo się to tak. Płk Kukliński chcąc skorzystać z "martwej skrzynki" ulokowanej gdzieś w lesie zabierał ze sobą uwodzone kobiety - często z najbliższego otoczenia wojskowego, były to np. pracownice ze Sztabu Generalnego. I pod pozorem wspólnej przejażdżki na łono natury obsługiwał owe "martwe skrzynki". Mówiąc na przykład, że idzie za potrzebą pozostawiał panie w samochodzie i oddalał się - jak one potem zeznawały - nawet na 15 minut, by dotrzeć do "martwej skrzynki". Dochodziło wówczas do wymiany materiałów wywiadowczych, następnie Kukliński wracał i komunikował, że przypomniało mu się, że musi wrócić do pracy w Sztabie Generalnym. To powodowało, że dla kontrwywiadu WSW był nie do wykrycia przez tak długi czas.
PAP: Wiadomo też, że płk Kukliński cieszył się też zaufaniem Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i "towarzyszy radzieckich".
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: To zaufanie stało się jego orężem w maskowaniu działalności szpiegowskiej. Miał bliskie związki z elitą dowódczą Ludowego Wojska Polskiego, a zatem i elitą polityczną PRL. Można mówić o jego związkach koleżeńskich z generałem Wojciechem Jaruzelskim, ale także z generałami Siwickim, Kiszczakiem, Tuczapskim, Hupałowskim, Skalskim czy Szklarskim. Była to oczywiście elita dowódcza LWP, która nie wyobrażała sobie braku współpracy z płk. Kuklińskim. To wytworzyło też pewien obraz Kuklińskiego jako osoby niezbędnej, która nie podlega żelaznym procedurom związanym z osłoną kontrwywiadowczą czy z limitowaniem dostępu do informacji niejawnych. I Kukliński świetnie to wykorzystywał.
I jakby tego było mało, to płk Kukliński uchodził również za niesłychanie pilnego, gorliwego komunistę, aktywnego działacza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Miał też opinię człowieka świetnie ustosunkowanego z Sowietami, on wręcz obnosił się swoimi bezpośrednimi kontaktami z attachatem wojskowym przy ambasadzie Związku Sowieckiego w Warszawie. To powodowało oczywiście strach i wielki szacunek ze strony kontrwywiadu WSW. To wszystko złożyło się po prostu na jego nieprawdopodobny, perfekcyjny warsztat szpiegowski, który go chronił przed dekonspiracją przez dziewięć lat.
PAP: Podkreśla pan, że dyskusja o płk. Ryszardzie Kuklińskim pod hasłem - zdrajca czy bohater, jest już jałowa.
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Bo dla mnie płk Kukliński jest wielkim bohaterem, a jego wielkość w moich oczach jest tym większa, że przeszedł pewną ewolucję. Dojrzał do sytuacji, w której uznał, że to wszystko co robił od 1947 roku, czyli od momentu gdy wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, było błędem. Przejrzał na oczy i w sierpniu 1972 roku podjął bardzo trudną decyzję nawiązania kontaktów z tajnymi służbami amerykańskimi. Zrobił to, bo z perspektywy kilkudziesięciu lat służby w Ludowym Wojsku Polskim, na przełomie lat 60. i 70. uznał, że służy złej sprawie i to jest dla mnie w jego ocenie najistotniejsze.
Płk Kukliński nie był Konradem Wallenrodem, który w młodym wieku doszedł do wniosku, że on idzie do Ludowego Wojska Polskiego, żeby je od wewnątrz jakoś zdekonspirować i rozwalić. Do tych poglądów antykomunistycznych on dojrzewał i dopiero wiedza, którą pozyskał na przełomie lat 60. i 70., gdy zaczął pracować w Sztabie Generalnym, ostatecznie go przeobraziła. Były to informacje o tym, że Ludowe Wojsko Polskie w systemie Układu Warszawskiego planuje wojnę napastniczą wobec Zachodu, nie licząc się zupełnie z jej konsekwencjami. A one były takie, że Polakom groziła biologiczna zagłada w wyniku kontrataku państw Paktu Północnoatlantyckiego! Miało dojść do wojny nuklearnej, która w samej tylko Polsce i tylko w pierwszym okresie miała spowodować śmierć lub napromieniowanie 3,5 miliona osób. To była niewyobrażalna skala, nawet w porównaniu z tragedią drugiej wojny światowej.
Płk Kukliński widząc, że Polsce grozi - jak sam mówił - holokaust atomowy, zdecydował się działać. Uznał, że Zachód musi być wyposażony w wiedzę, która umożliwi zmianę funkcjonowania NATO, jego dozbrojenie i doprecyzowanie doktryny obronnej. W efekcie miało to spowodować, że ta wojna, która przyniosłaby tyle krzywdy Polakom, nie wybuchnie, że się po prostu nie opłaci Związkowi Sowieckiemu ze względu na siłę tej natowskiej odpowiedzi.
I to się płk Kuklińskiemu udało. Mamy przynajmniej kilka dowodów na to, że przekazywana przez niego wiedza, z którą zapoznawali się kolejni prezydenci Stanów Zjednoczonych i połączone sztaby armii amerykańskiej i pozostałych państw Paktu Północnoatlantyckiego odniosła skutek. Rzeczywiście powstał straszak odwetu NATO, który był na tyle silny, że Sowieci nie zdecydowali się na rozpoczęcie tej wielkiej wojny przeciwko Zachodowi. Dlatego płk Ryszard Kukliński powinien być dla nas kimś wybitnym i wielkim i rzeczywiście zasługuje na miano pierwszego oficera polskiego wojska w NATO.
PAP: Czego jeszcze nie wiemy o płk. Kuklińskim?
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz: Moim marzeniem jako historyka jest ustalenie okoliczności nawiązania pierwszego kontaktu płk. Kuklińskiego z oficerami CIA. Doszło do niego 18 sierpnia 1972 roku w Amsterdamie. Ta rozmowa z Amerykanami musiała zostać utrwalona - może nagrana lub pozostały po niej służbowe notatki. Dzisiaj w tej sprawie mamy relacje obu stron: amerykańskiej i samego płk. Kuklińskiego, który wielokrotnie o tym opowiadał. I nie ma oczywiście wątpliwości, że obie te relacje są spójne i prawdziwe, niemniej jednak zawsze warto sięgnąć do źródeł podstawowych. Dla historyka byłoby czymś fenomenalnym zajrzeć do tej historii, do tego jak ona wyglądała w rzeczywistości. Przypuszczam jednak, że to wszystko, co dotyczy właśnie tej rozmowy werbunkowej, bo tak ją Amerykanie potraktowali, również sposobu prowadzenia Kuklińskiego jako "Jacka Stronga", że te rzeczy za naszego życia nie ujrzą światła dziennego.
To, co możemy zrobić w Polsce to dokładnie przeanalizować materiały, z którymi płk Kukliński musiał obcować, mieć do nich dostęp. Chodzi np. o analizę dokumentacji wytworzonej w okresie jego służby w Sztabie Generalnym przez Zarząd I Operacyjny. To mogłoby pokazać nam skalę wiedzy i kompetencji, którą on posiadł. W Wojskowym Biurze Historycznym zajmuję się tym bardzo ciekawym tematem od kilku tygodni i zastanawiam się, czy nie napisać kolejnej książki o płk. Kuklińskim, o tym co dokładnie wiedział i co przekazał Amerykanom.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
***
Dr hab. Sławomir Cenckiewicz, historyk, wykładowca akademicki i publicysta. Autor książek jak: "SB a Lech Wałęsa. Przyczynki do biografii" (wspólnie z dr Piotrem Gontarczykiem), "Wałęsa. Człowiek z teczki", "Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943-1991", "Atomowy szpieg. Ryszard Kukliński i wojna wywiadów". Jest również współautorem dwóch tomów biografii politycznej Lecha Kaczyńskiego. W 2006 r. pełnił stanowisko przewodniczącego Komisji ds. Likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Od 2016 r. kieruje Wojskowym Biurem Historycznym (dawnym Centralnym Archiwum Wojskowym).
nno/ mjs/ ls/ mhr/