Gdyby wojna nie zakończyła się przejęciem władzy nad Polską przez komunistów ppłk Łukasz Ciepliński należałby do elity suwerennej Rzeczpospolitej. Tymczasem został skazany na śmierć – mówi dr Zbigniew K. Wójcik, od ponad 30 lat badający biografię prezesa IV Zarządu WiN, skazanego na śmierć przez władze komunistyczne.
PAP: Już przed 1939 r. Łukasz Ciepliński był postrzegany jako niezwykle utalentowany młody oficer. Jakie były początki jego kariery żołnierza II RP?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Łukasz Ciepliński urodził się w 1913 r. w Kwilczu w Wielkopolsce. Jego rodzina ze względu na zderzenie z niemczyzną była nastawiona bardzo patriotycznie i przywiązana do katolicyzmu. Jego ojciec posiadał w Kwilczu niewielki sklep kolonialny i piekarnię, dochodząc do majątku – jak wielu Wielkopolan – solidną, ciężką pracą. W swoich badaniach spotykałem się z przedstawicielami młodszego pokoleniami tej rodziny. Niestety ze względu na groźbę represji w okresie PRL nie mieli oni zbyt wielu informacji o Łukaszu Cieplińskim.
Ojciec posłał go do Korpusu Kadetów nr 3 w Rawiczu, będącym instytucją wojskowo-wychowawczą z uprawnieniami szkoły średniej o profilu matematyczno-przyrodniczym. Jej celem było wyszkolenie wojskowe kadetów w zakresie kursu unitarnego szkoły podchorążych piechoty. Prawdopodobnie wcześniej Łukasz należał do harcerstwa. Niewątpliwie osiągał dobre wyniki w nauce, kadeci bowiem musieli wykazać się doskonałymi ocenami oraz sprawnością fizyczną.
Korpus, do którego Ciepliński uczęszczał w latach 1929-1934 była jedną z trzech tego rodzaju szkół w II RP, nawiązujących do idei szkół rycerskich. Zdając maturę kadeci otrzymywali stopień podchorążego, dający wstęp do szkół oficerskich. Samo ukończenie tej szkoły dawało rękojmię, że jej absolwent będzie znakomitym materiałem na oficera.
Dr Zbigniew K. Wójcik: We wrześniu 1939 r., w trakcie bitwy nad Bzurą kilka działek oddziału ppor. Cieplińskiego zostało w walce zniszczonych. Ciepliński znajdował się w pobliżu działka, którego obsługa zginęła. Odsunął zabitą obsługę, podjął ostrzał i ogniem na wprost zniszczył sześć czołgów, w tym dwa wozy dowódcze. Za ten czyn został odznaczony na polu walki Krzyżem Orderu Virtuti Militari przez gen. Tadeusza Kutrzebę, który obserwował całe zdarzenie. Jednocześnie został awansowany do stopnia porucznika.
W 1934 r. Ciepliński został przyjęty do Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie koło Ostrowi Mazowieckiej, kuźni młodszej kadry dowódczej piechoty, najliczniejszego rodzaju broni Wojska Polskiego. 15 października 1936 r. otrzymał patent oficerski. Co ciekawe, w Święto Niepodległości tego roku jako delegat swego rocznika uczestniczył na Zamku Królewskim w prezentacji nowo promowanych oficerów prezydentowi Ignacemu Mościckiemu. Był więc zauważany już wówczas.
PAP: Ciepliński potwierdził swoje kwalifikacje wojskowe we wrześniu 1939 r. na polu bitwy nad Bzurą...
Dr Zbigniew K. Wójcik: Ciepliński służył w 62. Pułku Piechoty Wielkopolskiej w Bydgoszczy, należącym do 15. Dywizji Piechoty, którego dowódcą był ppłk Kazimierz Heilman-Rawicz. W 1938 r. Ciepliński został dowódcą kompanii przeciwpancernej, która pod jego komendą osiągała najlepsze wyniki w strzelaniu w całej dywizji. W czasie Kampanii 1939 r. Ciepliński wykazał się męstwem graniczącym z pogardą śmierci, połączonym z żołnierską skutecznością. Otóż w trakcie bitwy nad Bzurą otrzymał 17 września 1939 r. rozkaz obrony przeprawy przez rzekę pod Witkowicami. Niemcy atakowali przy wsparciu czołgów. Kilka działek oddziału ppor. Cieplińskiego zostało w walce zniszczonych. Ciepliński znajdował się w pobliżu działka, którego obsługa zginęła. Odsunął zabitą obsługę, podjął ostrzał i ogniem na wprost zniszczył sześć czołgów, w tym dwa wozy dowódcze. Za ten czyn został odznaczony na polu walki Krzyżem Orderu Virtuti Militari przez gen. Tadeusza Kutrzebę, który obserwował całe zdarzenie. Jednocześnie został awansowany do stopnia porucznika.
Wycofując się przebił się z resztkami swego pułku do oblężonej Warszawy, gdzie brał udział w walkach do kapitulacji 28 września 1939 r. Wielu oficerów postanowiło nie iść do niewoli niemieckiej, by po wyrobieniu fałszywych dokumentów rozpocząć służbę konspiracyjną. W grupie tej znalazł się wspomniany ppłk Kazimierz Heilman-Rawicz, który mianował Cieplińskiego swoim adiutantem. Był to dowód wielkiego zaufania do młodego porucznika.
PAP: Można więc powiedzieć, że dosłownie od pierwszego dnia okupacji był żołnierzem Służby Zwycięstwu Polski.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Tak, choć nie wiemy czy była to od razu SZP, czy najpierw Organizacja Orła Białego, która szybko podporządkowywała się SZP. W sprawie akcesu Heilmana-Rawicza do konspiracji wojskowej trwają spory historyków. Moim zdaniem ppłk Heilman-Rawicz zamierzał przedostać się do Francji, gdzie formowano polskie wojsko. Stąd wynikła jego podróż do Rzeszowa wraz z adiutantem Cieplińskim i dwoma oficerami. Tam nawiązali kontakt z OOB i w połowie grudnia 1939 r. przedostali się przez Karpaty na Węgry. Weszli tam w kontakt z tajną polską wojskową Bazę nr 1, krypt. „Romek”, utrzymującą konspiracyjną łączność między krajem a rządem polskim i Naczelnym Wodzem w Paryżu. Otrzymali przydział do służby w kraju w nowo utworzonym Związku Walki Zbrojnej. Jednocześnie ppłk Heilman-Rawicz został mianowany komendantem Okręgu ZWZ Rzeszów, obejmującego wschodnią część województwa krakowskiego i zachodnią część województwa lwowskiego, która znalazła się w Generalnym Gubernatorstwie. Przeszli też specjalistyczne szkolenie, prowadzone pod kierunkiem doświadczonego w rozpracowywaniu tajnych organizacji ukraińskich kpt. Jana Mielczarskiego, zaznajamiające ich z technikami pracy konspiracyjnej, dywersyjnej i wywiadowczej.
Wyposażeni w dobrze podrobione dokumenty – Ciepliński występował jako Jan Pawlita, kupiec bydła i nierogacizny ze Stryja – udali się przez Użgorod do kraju. Niestety 19 stycznia 1940 r. w Baligrodzie zostali złapani przez pozostających na służbie niemieckiej ukraińskich policjantów i przekazani do więzienia w Sanoku. Na szczęście Niemcy uznali ich za przemytników. Świetnie wyszkolony Ciepliński uciekł 9 maja 1940 r. żandarmom podczas prowadzonych poza więzieniem robót. Po dwudniowej wędrówce, krańcowo wyczerpany znalazł się w Rzeszowie. Następnie, korzystając z otrzymanych jeszcze w Budapeszcie tajnych adresów, pojechał do Krakowa, gdzie nawiązał kontakt z Komendą Okręgu ZWZ. W czerwcu 1940 r. został mianowany komendantem Obwodu ZWZ Rzeszów.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Ciepliński doskonale odnalazł się w roli konspiracyjnego dowódcy, toteż w maju 1941 r. otrzymał przydział na inspektora rejonowego ZWZ Rzeszów i awans na kapitana. Należy podkreślić, że głównym zadaniem ZWZ-AK było przygotowanie i przeprowadzenie w dogodnym momencie powstania powszechnego. Ciepliński nie zawiódł pokładanych w nim nadziei – a był jednym z najmłodszych inspektorów w Okręgu AK Kraków – toteż w krótkim czasie Inspektorat rzeszowski zyskał opinię jednego z najlepszych w Okręgu, a po utworzeniu w kwietniu 1943 r. Podokręgu AK Rzeszów, najlepszego w Podokręgu.
W styczniu 1941 r. ppłk Heilman-Rawicz wywieziony został do obozu Auschwitz, gdzie wraz z rtm. Witoldem Pileckim organizował konspirację, będąc formalnie – jako wyższy stopniem oficer służby stałej – jego przełożonym. Zmarł w 1969 r.
Ciepliński doskonale odnalazł się w roli konspiracyjnego dowódcy, toteż w maju 1941 r. otrzymał przydział na inspektora rejonowego ZWZ Rzeszów i awans na kapitana. Należy podkreślić, że głównym zadaniem ZWZ-AK było przygotowanie i przeprowadzenie w dogodnym momencie powstania powszechnego. Ciepliński nie zawiódł pokładanych w nim nadziei – a był jednym z najmłodszych inspektorów w Okręgu AK Kraków – toteż w krótkim czasie Inspektorat rzeszowski zyskał opinię jednego z najlepszych w Okręgu, a po utworzeniu w kwietniu 1943 r. Podokręgu AK Rzeszów, najlepszego w Podokręgu.
PAP: Jaka była reakcja Cieplińskiego na wkroczenie wojsk sowieckich w lipcu 1944 r.?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Ciepliński był w czasie Akcji Burza dowódcą Grupy Operacyjnej 24. Dywizji Piechoty AK. Zdaniem jego bezpośredniego przełożonego, komendanta Podokręgu rzeszowskiego płk. dypl. dr. Kazimierza Putka „Zwornego”, dowodzenie GO 24. DP AK i efekty bojowe zasługiwały na najwyższe uznanie.
2 sierpnia 1944 r. Sowieci zajęli Rzeszów. Oddziały AK wypełniły zadanie zabezpieczenia najważniejszych obiektów i ochrony ludności cywilnej. Współpracowały też z oddziałami sowieckimi. Istnieją nawet zachowane pisemne podziękowania dowódców frontowych Armii Sowieckiej skierowane do dowódców AK. Jednak za frontem postępował NKWD. 5 sierpnia w Rzeszowie doszło do rozmów z Sowietami komendanta Putka, występującego w roli gospodarza i przedstawiciela państwa polskiego. Nowi okupanci zażądali kategorycznie uznania PKWN lub rozbrojenia oddziałów. W konsekwencji płk „Zworny” nakazał strukturze Podokręgu powrót do konspiracji. Ten scenariusz działania był wcześniej przygotowany w Komendzie Okręgu AK Kraków na wypadek braku porozumienia z Sowietami. Co istotne, idąc na spotkanie z Sowietami, zgodnie z instrukcją przełożonych „Zworny” wyznaczył na wypadek swojego aresztowania następcę – Łukasza Cieplińskiego.
Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że wewnętrzne przekonanie Cieplińskiego co do roli Sowietów zbliżone było do odczuć zawartych w wierszu pt. „Czerwona zaraza", napisanym przez Józefa Szczepańskiego: Czekamy ciebie, czerwona zarazo,/ Byś wybawiła nas od czarnej śmierci,/ Byś nam Kraj przedtem rozdarłszy na części/ Była zbawieniem witanym z odrazą.
PAP: W tym czasie Ciepliński podjął działania przeciwko NKWD, zmierzające do uwolnienia aresztowanych żołnierzy AK. Jaką akcję planowano podjąć?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Zachowanie NKWD wobec żołnierzy AK przypominało postępowanie Gestapo. Według meldunku AK z września 1944 r. tylko w więzieniu na zamku w Rzeszowie Sowieci przetrzymywali przeciętnie 200–300 żołnierzy AK. Stąd wprost szaleńczy plan ich odbicia. Tyle tylko, że owo więzienie znajdowało się w obrębie szesnastowiecznych fortyfikacji. Akcję zaplanował i po akceptacji komendanta Putka dowodził Ciepliński. W nocy z 7 na 8 października 1944 r. próba tajemnego wejścia do zamku zakończyła się niepowodzeniem. Wywiązała się walka. Poległo dwóch żołnierzy AK, kilku zostało rannych. Zginęło też dwóch żołnierzy sowieckich. Ciepliński był realistą, ale podjął krańcowe ryzyko, bo uznał, że jest to konieczne. Myślę, że udana ucieczka z sanockiego więzienia miała jakiś wpływ na tę decyzję.
Trzydzieści lat temu rozmawiałem z kpr. Antonim Boskiem, akowcem trzymanym wtedy w tym więzieniu. Oni oczekiwali odbicia. Stąd, gdy usłyszał strzały był pewny, że nadchodzi uwolnienie. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że oznaczają one klęskę, bo świadczyły, że fortel się nie udał.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Decyzja gen. Okulickiego rozwiązywała AK, ale nie oznaczała, że ktokolwiek przestał być oficerem WP. Ciepliński przeszedł do „NIE”, a następnie DSZ i w końcu znalazł się w WiN. W kontekście jego decyzji należy wspomnieć, że jeden z weteranów AK, jego żołnierz, nazwał Cieplińskiego jak płk. Michała Wołodyjowskiego, „małym rycerzem”, który służył Ojczyźnie niezależnie od okoliczności. Do tego zobowiązywał honor oficera Rzeczpospolitej.
W grudniu 1944 r. SMIERSZ aresztował w Rzeszowie komendanta Putka. Niestety w więzieniu 18 grudnia zawarł on pod przymusem „umowę” z Sowietami i wydał rozkaz ujawnienia się podległych mu żołnierzy. Ciepliński był przeciwnikiem „umowy”, traktując jako zawartą przez dowódcę znajdującego się w rękach wroga. Co więcej, w grypsie zagrożono Putkowi likwidacją, jeśli będzie obstawał przy swoim. W tym okresie Sowieci aresztowali na terenie Podokręgu kilka tysięcy osób, część rozstrzelali, a około 2 tysięcy akowców wywieźli do łagrów w ZSRS.
PAP: Co dla Cieplińskiego oznaczał rozkaz Dowódcy AK Leopolda Okulickiego z 19 stycznia 1945 r. o rozwiązaniu AK?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Po klęsce w 1939 r. Ciepliński jako zawodowy oficer miał obowiązek dalszej służby w Wojsku Polskim, istniało wszak państwo polskie i jego władze. Tak nakazywał honor i wierność wojskowej przysiędze. Podobna sytuacja nastąpiła w 1945 r.; notabene z dniem 1 stycznia 1945 r. Ciepliński awansował do stopnia majora. Decyzja Okulickiego rozwiązywała formację, ale nie oznaczała, że ktokolwiek przestał być oficerem WP. Ciepliński przeszedł do „NIE”, a następnie DSZ i w końcu znalazł się w WiN. W kontekście jego decyzji należy wspomnieć, że jeden z weteranów AK, jego żołnierz, nazwał Cieplińskiego jak płk. Michała Wołodyjowskiego, „małym rycerzem”, który służył Ojczyźnie niezależnie od okoliczności. Do tego zobowiązywał honor oficera Rzeczpospolitej.
PAP: Jak Ciepliński postrzegał swoją służbę w Zrzeszeniu WiN?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Warto wspomnieć, że WiN miał inny charakter niż Armia Krajowa. Było organizacją polityczną, nie wojskową. Świadczy o tym jego pełna nazwa: Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawisłość”. Celem Zrzeszenia WiN nie była walka zbrojna, lecz opór polityczny. Z tym, że wobec niemożności legalnego działania w opanowanym przez Sowietów kraju, była to organizacja tajna. WiN dysponowało również możliwościami samoobrony, tj. odbijania aresztowanych działaczy czy likwidacji szczególnie niebezpiecznych funkcjonariuszy partyjnych lub UB.
We wrześniu 1945 r. Ciepliński został prezesem Obszaru Południowego i prezesem Wydziału WiN Kraków. Zorganizował strukturę obejmującą trzy sfery działalności: informacja (wywiad), propaganda i samoobrona realizowana przez patrole „Straży”. Zasada, którą się kierował zamykała się w stwierdzeniu: „bez walki i przemocy”.
Po objęciu przez Franciszka Niepokólczyckiego prezesury II ZG WiN, od grudnia 1945 r. do końca 1946 r. był prezesem Obszaru Południowego. W połowie 1946 r. WiN dysponował rozbudowaną siecią organizacyjną, odgrywając ważną politycznie rolę. Utrzymywano kontakty z jawnymi i działającymi w konspiracji partiami opozycyjnymi. Wydawano szereg pism m.in. „Honor i Ojczyzna” – Warszawa, „Orzeł Biały” – Kraków, „Ku Wolności” – Rzeszów. Z początkiem września 1946 r. do Londynu wyjechali emisariusze WiN Józef Maciołek i Stefan Rostworowski z zadaniem zorganizowania Delegatury Zagranicznej WiN, krypt. „Dardanele”. Decyzję o ich wysłaniu podjął Niepokólczycki, jednak w dużej części skład i „Wytyczne dla delegacji”, ustalił Ciepliński, który od lata 1946 r. faktycznie zastępował prezesa III ZG WiN.
Rok 1946 był czasem intensywnej działalności WiN związanej z „referendum ludowym”. Po sfałszowaniu przez komunistów jego wyników, głównym kierunkiem działania WiN było niedopuszczenie do sfałszowania wyborów sejmowych, a także informowanie opinii światowej o sytuacji w Polsce. Po aresztowaniu Niepokólczyckiego w październiku 1946 r., w porozumieniu z Cieplińskim, p.o. prezesa ZG został Wincenty Kwieciński, aresztowany jednak 5 stycznia 1947 r. Już 10 stycznia 1947 r. w trakcie konferencji zwołanej przez Cieplińskiego do Krakowa, postanowiono kontynuować działalność i prezesurę IV ZG powierzono Cieplińskiemu. Odtwarzając rozbitą strukturę Zrzeszenia, nowy prezes obsadził ZG działaczami znanymi z okupacji niemieckiej; Adam Lazarowicz – wiceprezes z zadaniem odbudowania zarządów obszarów, Mieczysław Kawalec – szef Wydziału Informacji, Ludwik Kubik – szef Wydziału Organizacyjnego, Józef Rzepka – szef komórki politycznej, Franciszek Błażej – szef propagandy, Józef Maciołek – szef Delegatury WiN za granicą.
Ciepliński zrekonstruował Zrzeszenie, czyniąc je organizacją kadrową; dokonał weryfikacji pracowników związanych z III ZG, a działalność oparł na alternatywnej sieci łączności. W ocenie historyków jego prezesura była najbardziej heroicznym okresem w historii Zrzeszenia.
PAP: Jako szef organizacji o charakterze politycznym Ciepliński podejmował się również organizowania kontaktów z hierarchami Kościoła katolickiego.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Ciepliński spotkał się w Warszawie z prymasem Polski kard. Augustem Hlondem we wrześniu lub październiku 1946 r. Cyklicznie przekazywał mu między innymi informacje dotyczące sytuacji Kościoła zbierane przez wywiad WiN; informacje te dostawał także metropolita krakowski Adam Sapieha. Ciepliński pośrednio kontaktował się również z Karolem Rozmarkiem, prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej.
PAP: W 1947 r. Ciepliński podjął decyzję o zawieszeniu działalności WiN. Czym motywował tę decyzję?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Zaciekle tropiony, Ciepliński wiedział, że działania UB w drugiej połowie 1947 r. zmierzały do rozpracowania ZG. Kiedy jesienią aresztowania sięgnęły gremiów kierowniczych, 10 października 1947 r. na naradzie w Zakopanem z udziałem prezydium ZG (Lazarowicz, Kawalec, Kubik), Ciepliński nakazał zawieszenie kontaktów organizacyjnych WiN do czasu wyjaśnienia sytuacji. Wiedza UB o obsadzie IV ZG była jednak na tyle duża, że w dniach 27 listopada – 12 grudnia 1947 r. aresztowani zostali prawie wszyscy członkowie ZG i prezesi obszarów. Ostatni ujęty został Mieczysław Kawalec (1 lutego 1948 r.), próbujący na nowo zorganizować ZG.
PAP: Czy wiemy w jaki sposób bezpieka dotarła 28 listopada 1947 r. do Cieplińskiego?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Aresztowano ogromną liczbę działaczy WiN, także znających Cieplińskiego z okresu służby w Rzeszowie. Przy tym wpadła w ręce UB część archiwów. Akowcy znający metody działania Gestapo i bezpieki komunistycznej uważali, że Niemcy byli w swoich działaniach prymitywni, bo głównie bili aresztowanych. Tymczasem Sowieci stosowali całą gamę środków – od wyrafinowanego przymusu fizycznego, przez presję psychologiczną po terroryzowanie członków rodzin. To też było źródło wiedzy o strukturach WiN. Podobno wobec Cieplińskiego stosowano również środki farmakologiczne, po podaniu których mógł zeznawać wbrew swojej woli.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Gdyby wojna nie zakończyła się przejęciem władzy nad Polską przez komunistów, ten najwyższej klasy człowiek i oficer należałby do elity suwerennej Rzeczpospolitej, wpływając na jej bezpieczeństwo. Tymczasem został skazany na śmierć. Można więc tylko żałować że ludzie tacy jak Ciepliński zostali przez reżim unicestwieni. Komuniści konsekwentnie postępowali według zasady: wroga Polski Ludowej należy nie tylko zniszczyć fizycznie, ale również wymazać z pamięci Polaków. Po latach nie wiemy nawet, gdzie pochowano ciało Cieplińskiego, ale właśnie i z tej przyczyny nie możemy o nim zapomnieć.
Komuniści przy aresztowaniu Cieplińskiego posłużyli się podstępem. Otóż otrzymał wezwanie do Urzędu Miejskiego w sprawie związanej z prowadzonym przez niego w Zabrzu sklepem. Po drodze został aresztowany przez bezpiekę. Pierwsze przesłuchania prowadzone były w Katowicach i Krakowie, a następne już w Warszawie.
PAP: Wydaje się, że nawet jak na standardy ubeckie było to wyjątkowo długie i ciężkie śledztwo.
Dr Zbigniew K. Wójcik: UB miało zgromadzony przeciwko niemu ogromny materiał. Bezpieka posiadała również zeznania innych świadków. Niemożliwością było niezeznawanie w takich przesłuchaniach jak te prowadzone przez funkcjonariuszy MBP. Komuniści mieli również mnóstwo czasu, ponieważ już niepodzielnie władali krajem. Proces przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie rozpoczął się 5 października 1950 r., zaś wyrok śmierci zapadł 14 października 1950 r.
Materiały z procesu składają się z ogromnej liczby tomów. Należy je czytać z wielką rozwagą, ale bez wątpienia są bezcenne dla zrozumienia działań Cieplińskiego.
PAP: Innym bezcennym źródłem są grypsy kierowane z więzienia do żony. Pan jako jeden z pierwszych historyków miał możliwość ich poznania.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Dzięki znajomości z ks. Michałem Sternalem, jednym z najbliższych współpracowników Cieplińskiego w czasie okupacji i po wojnie, chciałem w połowie lat osiemdziesiątych dotrzeć do Jadwigi Cieplińskiej, żony Łukasza Cieplińskiego. Niestety, po powojennych przejściach miała zaufanie zaledwie do kilku osób i nie rozmawiała z nieznajomymi. Księdzu Sternalowi ufała, bo chrzcił ich syna Andrzeja. Wraz z prof. Janem Drausem, w tym czasie redaktorem ukazującego się w Rzeszowie podziemnego pisma „Ultimatum”, wiedzieliśmy, że pani Cieplińska dysponuje grypsami od swojego męża. Ksiądz Sternal zdołał wypożyczyć je na tydzień, nie mówiąc rzecz jasna, że chcemy je opublikować w konspiracyjnym piśmie. Trudna i żmudna praca nad odczytaniem treści grypsów – Ciepliński pisał je ołówkiem kopiowym na bibułkach papierosowych – była niezwykłym przeżyciem. Trudno było powstrzymać wzruszenie i po prostu łzy.
Należy je uważać za relikwie. Ciepliński wiedział, że czeka go śmierć. Poprzednich prezesów WiN skazywano na kary więzienia, nie na śmierć. Jednak w jego przypadku i całego IV ZG WiN postąpiono inaczej. Komuniści prowadzili wówczas grę wywiadowczą na skalę międzynarodową i szykowali się m.in. do zmontowania „V Komendy WiN”, całkowicie im podległej. Stąd zapewne wzięła się myśl fizycznej likwidacji Cieplińskiego i jego najbliższych współpracowników. Mogli się wszak zorientować w grze bezpieki. Stąd "prezydent” Bierut nie skorzystał wobec nich z prawa łaski.
Przebywając w celi śmierci Ciepliński miał świadomość przyczyn swego strasznego losu – była to służba w ZWZ-AK i działalność niepodległościowa w Zrzeszeniu WiN. Przekazując synowi nakaz wierności Polsce i wierze katolickiej, mógł przypuszczać, że i jego ukochanego Andrzejka może spotkać ten sam los. To pokazuje wielkość patriotyzmu Łukasza Cieplińskiego.
PAP: W latach osiemdziesiątych grób jego syna Andrzeja, zmarłego w wieku zaledwie 26 lat, stał się w Rzeszowie miejscem spotkań weteranów WiN i czczenia pamięci ppłk. Łukasza Cieplińskiego.
Dr Zbigniew K. Wójcik: Jest to grobowiec rzeszowskiej rodziny Sicińskich, z której pochodziła żona podpułkownika. Warto wspomnieć, że poznali się w czas okupacji niemieckiej. Ślub wzięli w 1945 r. Po śmierci męża nie mogła znaleźć pracy, utrzymywała się dając lekcje gry na pianinie. W latach osiemdziesiątych, działaczom podziemnej Solidarności udało się umieścić na grobowcu tablicę ku czci Łukasza Cieplińskiego, na której napisano, że był „człowiekiem żarliwej wiary i patriotyzmu, który poniósł śmierć wierny do końca złożonej przysiędze”. 1 listopada i przy innych okolicznościach, pod okiem bezpieki, składano tam kwiaty.
Dziś imieniem Cieplińskiego nazwana jest jedna z głównych alei Rzeszowa i Szkoła Podstawowa nr 28. Również sala posiedzeń Sejmiku Województwa Podkarpackiego nosi jego imię. Tam również znajduje się tablica poświęcona jego pamięci. Na kilka dni przed setną rocznicą urodzin Łukasza Cieplińskiego, 17 listopada 2013 r., został w Rzeszowie odsłonięty Pomnik Żołnierzy Wyklętych, upamiętniający Cieplińskiego i członków IV ZG WiN.
Region Podkarpacia zamieszkuje ludność zakorzeniona od pokoleń, dlatego pamięć o bohaterach jest tu bardzo silna, podtrzymywana w PRL dzięki zaangażowaniu Kościoła rzymskokatolickiego – by wspomnieć tylko abp. Ignacego Tokarczuka – oraz środowisk opozycyjnych.
PAP: Zajmuje się Pan badaniem biografii płk Łukasza Cieplińskiego od ponad 30 lat. Dlaczego Pana zdaniem był on tak wyjątkową postacią?
Dr Zbigniew K. Wójcik: Gdyby wojna nie zakończyła się przejęciem władzy nad Polską przez komunistów, ten najwyższej klasy człowiek i oficer należałby do elity suwerennej Rzeczpospolitej, wpływając na jej bezpieczeństwo. Tymczasem został skazany na śmierć. Można więc tylko żałować że ludzie tacy jak Ciepliński zostali przez reżim unicestwieni. Komuniści konsekwentnie postępowali według zasady: wroga Polski Ludowej należy nie tylko zniszczyć fizycznie, ale również wymazać z pamięci Polaków. Po latach nie wiemy nawet, gdzie pochowano ciało Cieplińskiego, ale właśnie i z tej przyczyny nie możemy o nim zapomnieć.
Naszym celem powinno być też zadośćuczynienie bohaterom poprzez zachowanie ich w pamięci narodu polskiego. Wyrazem wpisania Łukasza Cieplińskiego do Polskiego Panteonu jest nadanie mu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2007 r. Orderu Orła Białego.
Rozmawiał Michał Szukała PAP
Dr Zbigniew K. Wójcik – prawnik, historyk. Nauczyciel w Państwowej Wyższej Szkole Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu. Autor m.in. (wraz z Andrzejem Zagórskim) "Na katorżniczym szlaku", "Rzeszów w latach II wojny światowej. Okupacja i konspiracja 1939–1944–1945", "Aleksy Gilewicz – historyk nieprowincjonalny".
szuk/ ls/