Dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata – tak o ujawnionych przez IPN dokumentach mówi historyk i b. współpracownik Lecha Wałęsy dr Andrzej Drzycimski. Podkreśla, że „rewolucji i przemian nie dokonują aniołowie, ale ludzie krwiści, ze swoimi wielkościami i małościami”.
Drzycimski, który pełnił funkcję rzecznika prasowego Wałęsy w czasie gdy ten był przewodniczącym NSZZ "S” oraz gdy został prezydentem, zastrzegł, że „ze względów moralnych" nie chce komentować tej konkretnej informacji. „Współpracowałem z Lechem Wałęsą, był moim pracodawcą (…). Mam takie staroświeckie poglądy, że tam, gdzie pracuję i odchodzę, zamykam ten rozdział, szanując drugiego człowieka” – powiedział PAP Drzycimski.
Zaznaczył, że nie podważa ustaleń IPN. „Mam jednak taką zasadę historyka, że dopóki nie obejrzę, nie wypowiadam się” – podkreślił.
„Ważne jest dla mnie coś innego: my w tej chwili dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata” - powiedział Drzycimski. „Jestem historykiem, który zna materiały UB-eckie, akurat nie te związane z Wałęsą, bo tych nie chciałem nigdy dotykać” – wyjaśnił.
„Abstrahując od tego, czy to potwierdzi się czy nie (autentyczność znalezionych dokumentów – PAP), dajemy wiarygodność ogromną, niepodważalną, materiałom, które powstały w jakichś tam okolicznościach, natomiast człowieka, który został tym dramatycznie skrzywdzony, czy zniszczony, czy złamany, traktujemy jako tego, którego musimy osądzić. Nie osądzamy tych, którzy to robili. To jest coś niewiarygodnego w sensie takiego moralnego stosunku do człowieka. Zajmujemy się li tylko kwestią +podpisał czy nie podpisał+, natomiast w jaki sposób do tego doszło, co było przyczyną, w jaki sposób to dokonało się, to w ogóle nie istnieje dla nas. Mamy czarno-biały obraz, a wtedy było tyle szarości” – mówił Drzycimski.
Dodał, że w grudniu 1970 roku on sam wiele widział i „głęboko tkwił w tym, co się działo w Gdańsku”. „Gdybym się znalazł w sytuacji podobnej, nie wiem, co bym zrobił. Wówczas nie było takiej świadomości, jaką mieliśmy pod koniec lat 70., że coś można było zrobić, albo czegoś nie zrobić” – powiedział Drzycimski dodając, że dziś na wydarzenia z lat 70. czy 80. patrzymy przez pryzmat dnia dzisiejszego. „Tak nam nie wolno. Jako historyk ja przeciwko temu protestuję. To jest ahistoryczne spojrzenie” – dodał.
Zaznaczył, że jego refleksje nie dotyczą bezpośrednio sprawy Lecha Wałęsy, ale generalnie tej kwestii. „Tu chodzi o coś większego” – powiedział Drzycimski. Podkreślił, że „absolutnie nie podważa wiarygodności materiałów znajdujących się w IPN”. „Ale to nie jest jedyne źródło do poznania tamtej sytuacji, tamtego czasu. To jest tylko jedno ze źródeł: bardzo specyficzne źródło tworzone przez oprawców” – podkreślił Drzycimski.
Dodał, że sytuacja, która dotknęła Lecha Wałęsę, jest jednym z wielu przykładów na to, że „rewolucji i przemian nie dokonują aniołowie”. "Dokonują ich ludzie krwiści, ze wszystkimi swoimi wielkościami i małościami. Gdyby nie byli krwiści, to by nic nie zrobili. Kim był Piłsudski, kim był Lenin, kim był Kościuszko? (…) Podkreślając różne rzeczy, które każdy z tych ludzi miał (na sumieniu - PAP), nie wolno zapomnieć, że są to ludzie, którzy są twarzą przemian, twarzą rewolucji. Nie możemy zapomnieć o ich znaczeniu” – powiedział Drzycimski.
Szef IPN Łukasz Kamiński poinformował w czwartek, że w dokumentach zabezpieczonych w środę w domu gen. Czesława Kiszczaka znajdują się m.in. teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Powiedział, że dokumenty znajdujące się w obu teczkach obejmują lata 1970-1976, a według opinii uczestniczącego w badaniu dokumentów eksperta archiwisty są one autentyczne. (PAP)
aks/ mok/ woj/