27.05.2009 Warszawa (PAP) - 4 czerwca utorował Polsce drogę do demokracji parlamentarnej i do gospodarki rynkowej. Dzięki wyborom czerwcowym jesteśmy dzisiaj krajem demokratycznym, który dokonał przez te 20 lat ogromnego awansu cywilizacyjnego - mówił PAP historyk Antoni Dudek. 4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze w powojennej Polsce wolne wybory do parlamentu. Zwyciężył w nich Komitet Obywatelski "Solidarność", który powołał później pierwszy solidarnościowy rząd Tadeusza Mazowieckiego.
"Wybory 4 czerwca można nazwać momentem przełomowym, od którego tak naprawdę zaczyna się żywiołowy proces rozkładu dyktatury komunistycznej w Polsce. Do tego momentu bowiem komuniści próbowali się ratować chociażby rozmowami przy Okrągłym Stole, który był ostatnim aktem PRL-u" - powiedział historyk.
Jego zdaniem, chociaż wybory czerwcowe nie były w pełni demokratyczne, to jednak fakt, że ich wyniki były w sposób niezafałszowany opublikowane i okazały się druzgocącą klęską PZPR, stanowił koniec rządów komunistów.
"I w tym sensie to wydarzenie także mocno oddziaływało na region Europy Środkowo-Wschodniej, czyli dawny blok sowiecki. Oczywiście nie jest tak, że zaraz po 4 czerwca doszło do buntów w poszczególnych krajach, bo miało to dopiero miejsce w ramach tzw. jesieni ludów dopiero w kilka miesięcy później, jednak obserwowanie przez społeczeństwa tych krajów wydarzeń w Polsce, niewątpliwie oddziaływało na proces historyczny, jakim była jesień ludów. I w tym sensie możemy mówić, że wybory czerwcowe miały fundamentalne znaczenie nie tylko dla rozpadu dyktatury komunistycznej w Polsce, ale także dla całego naszego regionu" - podkreślił Dudek.
Według niego, wybory czerwcowe w Polsce postawiły całą Europę w zupełnie nowej sytuacji związanej z końcem zimnej wojny. "Europa Zachodnia planująca wtedy przekształcenie EWG w Unię Europejską stanęła wówczas przed pytaniem, co robić dalej. Dylemat ten rozstrzygnięto dopiero 15 lat później przez poszerzenie Unii o 10 nowych państw, w tym główne kraje dawnego bloku sowieckiego" - dodał historyk.
Odnosząc się do decyzji podejmowanych wówczas przez ośrodek niepodległościowy Dudek ocenił, że politykę opozycji po 4 czerwca można było prowadzić nieco inaczej. "W moim przekonaniu ówczesne kierownictwo Solidarności nie do końca wykorzystało owoce wyborczego zwycięstwa, przeceniając możliwości obronne sił starego reżimu. Wałęsa i jego doradcy obawiali się powtórnego stanu wojennego i uderzenia ze strony aparatu władzy komunistycznej, dlatego zgodzili się na działania, na które godzić się nie musieli w kontekście przytłaczającego zwycięstwa, jakie odnieśli" - zaznaczył historyk.
Podkreślił, że ma tu na myśli przede wszystkim zgodę na zmianę ordynacji przy II turze wyborów. "Trzeba przypomnieć, że w czerwcu 1989 roku miały miejsce dwie tury wyborów. Między nimi zrobiono rzecz, nigdy nie spotykaną w demokracji, czyli zmieniono ordynację w trakcie wyborów. Zrobiono to, by ratować 33 mandaty, których zabrakłoby PZPR i jej sojusznikom w Zgromadzeniu Narodowym do wybrania gen. Jaruzelskiego na prezydenta. I tu mamy do czynienia z drugim ustępstwem strony solidarnościowej, która w praktyce 19 lipca 1989 roku umożliwiła ten wybór, poprzez fakt, że część jej parlamentarzystów albo się nie pojawiła na obradach, albo oddała głosy nieważne, pośrednio umożliwiając utworzenie większości, która wybrała Jaruzelskiego na prezydenta" - relacjonował Dudek.
W jego opinii, w pewnym stopniu także rząd Tadeusza Mazowieckiego nie do końca potrafił później wykorzystać ogromne poparcie społeczne, które uzyskał 4 czerwca, dla bardziej radykalnego zerwania ze spuścizną systemu komunistycznego. "Chociaż nie udało się tego do końca przeprowadzić w zakresie polityki wewnętrznej, a zwłaszcza zmiany aparatu państwowego, to jednak dość stanowcze zerwanie ze spuścizną komunistyczną przeprowadzono w sferze polityki gospodarczej, co także można uznać za jeden z sukcesów 4 czerwca" - podsumował historyk. (PAP)
akn/ abe/ jbr/