Dekomunizacji, w tym rozliczenia się z trudną przeszłością własnego kraju, potrzebuje nie tylko Polska, ale i Rosja - zgodzili się eksperci, m.in. z rosyjskiego Centrum Lewady, którzy wzięli udział w piątkowej debacie "Dekomunizacja. Między historią a polityką".
"W Rosji przeszłość dotycząca zbrodni okresu sowieckiego, o której w ZSRR nie można było przecież swobodnie rozmawiać, do dziś nie została przeżyta przez społeczeństwo. Teraz w Rosji, ze względu na określone cele polityczne, mamy powrót do okresu stalinizmu, który przedstawia się głównie w kontekście budujących pozytywne emocje Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i zwycięstwa nad niemieckim faszyzmem. Przeszłość ta przedstawiana jest jako dowód na wielkość naszego kraju" - powiedziała rosyjska politolożka Tatiana Worożejkina.
Jeżeli w danym kraju nie zostało przeprowadzone głębokie i poważne rozliczenie z przeszłością, to tym trudniejsza jest w nim nie tylko teraźniejszość, ale i przyszłość, która jest zatruta - wskazała Tatiana Worożejkina. W tym kontekście porównała bolesną, ale - jak mówiła - pozytywną próbę rozliczenia się z historią w Argentynie z mniej udaną próbą w Hiszpanii, która po dziesięcioleciach "zapomnienia" o wojnie domowej w latach 30. musiała do niej wrócić.
"W Rosji żyjemy z głową odwróconą do tyłu; nie ma przyszłości, mamy tylko wielką przeszłość, choć ocena tej przeszłości podlega dyskusji. Tymczasem, moim zdaniem, nie można iść do przodu nie analizując szczegółowo tego, co działo się w przeszłości" - dodała.
Odnosząc się do "dekomunizacji" ekspertka zaznaczyła, że termin ten występuje obecnie głównie w Polsce i na Ukrainie. Polityka dekomunizacji - jak mówiła - jest z jednej strony korzystna dla tych władz, które budują dzięki niej swoją pozycję, ale z drugiej strony - koncentrując się w niej wyłącznie na wrogu zewnętrznym, w tym przypadku Rosji - pomija ona odpowiedzialność tych Polaków czy Ukraińców, którzy komunizm wspierali we własnym kraju.
"To pozwala wielu ludziom w swoich krajach odejść od własnej odpowiedzialności za przeszłość" - mówiła Worożejkina i przywołała historię szykanowanego w Polsce awangardzisty Władysława Strzemińskiego (sportretowanego w filmie "Powidoki" w reż. Andrzeja Wajdy), którego ze Związku Polskich Artystów Plastyków wyrzucili jego rodacy.
"To nie NKWD pozbawiało go kartek na żywność, to nie NKWD czyniło mu trudności przy zakupie farb czy pędzli" - powiedziała badaczka. Zastrzegła przy tym, że jej słowa jako obywatelki Rosji mogą być opatrznie zrozumiane w Polsce, ale - jak mówiła - istotna jest w tej sprawie idea, by analizować przede wszystkim własną odpowiedzialność, także przez Rosjan w Rosji, bo tylko w ten sposób dane społeczeństwo może zmieniać się na lepsze.
Dodała też, że polityka dekomunizacji, która jest pozbyciem się z przestrzeni publicznej śladów sowieckiej dominacji, jest dla niej w pełni zrozumiała w Polsce, a także na Ukrainie, będącej - jak mówiła - ofiarą rosyjskiej agresji wojskowej.
Rosyjska politolożka podkreśliła też, że nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: czy dekomunizacja jest konsekwencją rozliczenia z trudną przeszłością czy też narzędziem, które umożliwia osiągać bieżące cele polityczne. "Najprostszą odpowiedzią jest to, że dekomunizacja jest i jednym i drugim; ale na pewno jest tak, że jeżeli w danym kraju nie zostało przeprowadzone głębokie i poważne rozliczenie z przeszłością, to tym trudniejsza jest w nim nie tylko teraźniejszość, ale i przyszłość, która jest zatruta" - powiedziała ekspertka. W tym kontekście porównała bolesną, ale - jak mówiła - pozytywną próbę rozliczenia się z historią w Argentynie z mniej udaną próbą w Hiszpanii, która po dziesięcioleciach "zapomnienia" o wojnie domowej w latach 30. musiała do niej wrócić.
Aleksiej Lewinson z Centrum Lewady: Rosjanie uważają, że obecny spokój w ich kraju jest ważniejszy niż sprawiedliwość historyczna. Z badań m.in. Centrum Lewady wynika, że Rosjanie są świadomi zbrodni popełnianych na niewinnych osobach w okresie sowieckim, jednak nie chcą, by sprawcy tych zbrodni ponosili odpowiedzialność. Również w postaci symbolicznej, ponieważ wielu z nich nie żyje, czyli w postaci sprawiedliwego osądu historycznego.
Aleksiej Lewinson z Centrum Lewady - rosyjskiego ośrodka socjologicznego - powiedział, że m.in. z jego analiz wynika, że Rosjanie - poza cenionymi na świecie organizacjami jak np. Memoriał - niechętnie zajmują się tzw. trudną przeszłością, która stawia Rosję w złym świetle. "Rosjanie uważają, że obecny spokój w ich kraju jest ważniejszy niż sprawiedliwość historyczna (...). Z badań m.in. Centrum Lewady wynika, że Rosjanie są świadomi zbrodni popełnianych na niewinnych osobach w okresie sowieckim, jednak nie chcą, by sprawcy tych zbrodni ponosili odpowiedzialność. Również w postaci symbolicznej, ponieważ wielu z nich nie żyje, czyli w postaci sprawiedliwego osądu historycznego" - tłumaczył badacz. Dodał też, że żadna z obecnych instytucji czy organizacji w Rosji nie poczuwa się do uznania, że są one spadkobiercami przestępstw, do których przez kilkadziesiąt lat dochodziło w Związku Sowieckim.
Ekspert przywołał też wyniki badań z marca br., w których pytano Rosjan m.in. o stosunek do rewolucji lutowej i październikowej (w 2017 r. mija dokładnie 100 lat od tych wydarzeń). "Wielu Rosjan zgadza się z poglądem, że bolszewicka władza była nielegalna, ale nie to jest dla nich najważniejsze, ale fakt, że ewentualna alternatywna, nie-bolszewicka, władza byłaby jeszcze gorsza" - mówił Lewinson. Dodał też, że większość badanych Rosjan w ogóle nie bierze pod uwagę tego, że w przeszłości ich państwo mogło rozwijać się w kierunku demokracji liberalnej z wszystkimi jej wartościami. "To w ogóle nie istnieje w świadomości rosyjskiego społeczeństwa" - dodał.
Ekspert podał też wyniki badań dotyczących stosunku Rosjan do takich przywódców jak Włodzimierz Lenin czy Józef Stalin. Jak mówił, największe sympatie u badanych do dziś budzi Lenin, ale wciąż u kilkunastu procent jest to Feliks Dzierżyński - jeden z twórców totalitarnego reżimu w sowieckiej Rosji; założyciel sowieckiej bezpieki, a także Stalin, choć ten ostatni - jak mówił Lewinson - wzbudza największe kontrowersje u ankietowanych.
Inne pytanie socjologów dotyczyło tego, czy Rosjanie, gdyby żyli w czasach rewolucji, wsparliby bolszewików. 12 proc. ankietowanych odpowiedziało, że stanęłoby po stronie bolszewików, mniej niż 10 proc., że podjęłoby walkę z nimi, 16 proc. uznało, że współpracowałoby z bolszewikami w niektórych kwestiach, 14 proc. wybrałoby emigrację, zaś większość uznałaby, że należy rewolucję przeczekać.
Prof. Adam Daniel Rotfeld zwrócił uwagę, że dzisiaj w Rosji jest "masowa i histeryczna krytyka" usuwania w Polsce tzw. pomników wdzięczności. Są to np. obiekty poświęcone Armii Czerwonej, tzw. braterstwu broni polsko-sowieckiemu lub partyzantom sowieckim. "Warto podkreślić, że te pomniki wdzięczności nie są grobami, lecz symbolami nowej władzy po 1945 roku i w większości nie były budowane przez Polaków" - mówił, podkreślając też, że monumenty te są śladami dawnej sowieckiej dominacji nad Polską.
Biorący udział w dyskusji były szef MSZ prof. Adam Daniel Rotfeld (w latach 2008-2015 był współprzewodniczącym Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych) zwrócił uwagę, że dzisiaj w Rosji jest "masowa i histeryczna krytyka" usuwania w Polsce tzw. pomników wdzięczności. Są to np. obiekty poświęcone Armii Czerwonej, tzw. braterstwu broni polsko-sowieckiemu lub partyzantom sowieckim. "Warto podkreślić, że te pomniki wdzięczności nie są grobami, lecz symbolami nowej władzy po 1945 roku i w większości nie były budowane przez Polaków" - mówił Rotfeld, podkreślając też, że monumenty te są śladami dawnej sowieckiej dominacji nad Polską.
Zwrócił też uwagę, że w Polsce w sposób cywilizowany i niemal wzorowy przejawia się troskę o groby żołnierzy - także tych, którzy Polskę napadli - żołnierzy niemieckich i sowieckich. Podkreślił przy tym, że nie da się tego samego powiedzieć o Rosji, która - jego zdaniem - powinna pod tym względem brać przykład z Polski.
Prof. Rotfeld zaznaczył też, że niechętny jest pojęciu "polityka historyczna", ponieważ - według niego - polityka, jak i historia dotyczą dwóch, całkowicie odrębnych rzeczywistości. "Polityka jest aktywnością, która jest skierowana na rozwiązywanie problemów dnia dzisiejszego i na przyszłość, a historia i pamięć dotyczy przeszłości. Gdy ktoś zaczyna uprawiać politykę w tej sprawie, to jest to bardzo bliskie instrumentalizacji historii i staje się manipulacją" - tłumaczył politolog. Zwrócił też uwagę, że należy rozróżniać takie pojęcia jak "pamięć" i "historia" - o ile ta pierwsza jest z natury rzeczy stronnicza, to ta druga służy odkryciu zobiektywizowanej prawdy o przeszłości.
Debatę "Dekomunizacja. Między historią a polityką", w której w piątek w Warszawie wziął udział także Joachim von Puttkamer z Uniwersytetu im. Fryderyka Schillera w Jenie, zorganizowała Fundacja im. Stefana Batorego wspólnie z Niemieckim Towarzystwem Badań nad Europą Wschodnią (DGO) oraz przy wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ agz/