Niemka, której ojciec był w czasie II wojny światowej studentem medycyny Uniwersytetu Rzeszy w Poznaniu, przywiozła do Polski dwie czaszki. Eksperci odtworzą teraz wygląd osób, których szczątki od wojny spoczywały w szafie niemieckiego lekarza.
Odtworzone wizerunki twarzy mają być gotowe za kilka tygodni; być może uda się ustalić krewnych osób, których szczątki powróciły do Polski.
Zdaniem poznańskiego historyka Jarosława Burchardta, który wraz z dziennikarzem Piotrem Świątkowskim skontaktował się z mieszkanką Leonbergu, czaszki mogą pochodzić od Polaków zamordowanych w czasie wojny w obozie koncentracyjnym w Forcie VII w Poznaniu.
Jarosław Burchardt powiedział PAP, że w latach II wojny światowej w Poznaniu działała niemiecka uczelnia z wydziałem medycznym, który przygotowywał m.in. felczerów do pracy na froncie. "Dziekan Wydziału Medycznego Uniwersytetu Rzeszy w Poznaniu, anatom prof. Hermann Voss robił doświadczenia na materiale ludzkim. Preparował zwłoki mordowanych Polaków, wydobywając czaszki i szkielety, które następnie oferował m.in. europejskim muzeom. Podejrzewamy, że także czaszki, które nabył student Drassdo pochodzą z takich zwłok" - wyjaśnił.
Marei Drassdo, która przywiozła czaszki do Poznania, powiedziała, że ojciec kupił je jako pomoc do nauki anatomii. Przyznała, że jakiś czas temu zapragnęła ustalić, kim były osoby, których szczątki przez dziesięciolecia były w posiadaniu jej rodziny. "Te czaszki były u nas od kiedy pamiętam, były takim samym elementem wyposażenia naszego domu jak wszelkie inne sprzęty. Pamiętam, że ojciec pokazywał mi je, otwierał i objaśniał. Kiedyś zapytałam go skąd je ma. Powiedział, że kupił je w Poznaniu, bo były mu potrzebne do nauki; studenci mogli takie czaszki nabyć za kilka groszy. Nie mam pojęcia, czy ojciec znał ich pochodzenie" - powiedziała.
Jak wyjaśniła, jej ojciec w czasie wojny był żołnierzem Wehrmachtu, służył we Francji, Norwegii, Bułgarii i Polsce. Gdy zdecydował się zostać lekarzem, przez pewien czas studiował w Poznaniu, potem swą edukację, przerywaną służbą w wojsku, kontynuował na uczelniach w Lipsku i w Erlangen. "Kupione w Poznaniu czaszki ojciec zabrał ze sobą do kolejnych miast na studia, potem do Berlina Zachodniego, gdzie zaczął praktykę i wreszcie, gdy przeprowadzaliśmy się do RFN, one pojechały razem z nami" - powiedziała.
Marei Drassdo podkreśliła, że w swoim mieście działa w organizacji funkcjonującej przy byłym obozie pracy. "Mam częsty kontakt z potomkami ofiar obozu i wiem jak ważna dla nich jest wiedza, co stało się z ich krewnymi. To dlatego przyszło mi na myśl, że należałoby się dowiedzieć, do kogo należały czaszki leżące od lat w moim domu" - wyjaśniła.
Kobieta o sprawie napisała do poznańskiej uczelni medycznej, mail trafił do Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu. Szef placówki skontaktował kobietę z pasjonatami historii Piotrem Świątkowskim i Jarosławem Burchardtem. Im udało się nakłonić Niemkę do przyjazdu do Poznania i do przekazania czaszek.
Jarosław Burchardt powiedział PAP, że w latach II wojny światowej w Poznaniu działała niemiecka uczelnia z wydziałem medycznym, który przygotowywał m.in. felczerów do pracy na froncie. "Dziekan Wydziału Medycznego Uniwersytetu Rzeszy w Poznaniu, anatom prof. Hermann Voss robił doświadczenia na materiale ludzkim. Preparował zwłoki mordowanych Polaków, wydobywając czaszki i szkielety, które następnie oferował m.in. europejskim muzeom. Podejrzewamy, że także czaszki, które nabył student Drassdo pochodzą z takich zwłok" - wyjaśnił.
Odtworzenie wyglądu osób do których należały czaszki może pomóc w ustaleniu ich tożsamości i dotarciu do krewnych. Podejmą się tego eksperci z Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu. W środę trafiły tam przywiezione z Niemiec ludzkie szczątki.
Jego zdaniem czaszki mogły pochodzić od osób straconych w Forcie VII, pierwszym na ziemiach polskich niemieckim obozie koncentracyjnym, lub zamordowanych w więzieniu przy ul. Młyńskiej. Ciała z obu tych miejsc trafiały do anatomów z niemieckiego uniwersytetu w Poznaniu.
Odtworzenie wyglądu osób do których należały czaszki może pomóc w ustaleniu ich tożsamości i dotarciu do krewnych. Podejmą się tego eksperci z Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu. W środę trafiły tam przywiezione z Niemiec ludzkie szczątki.
"Możliwość nieodpłatnego stworzenia wizerunków na podstawie czaszek jest możliwe dzięki przychylności kierownictwa ZMS. Chcemy opublikować gotowe wizerunki. Jeśli zgłosi się ktokolwiek, kto będzie uważał, że osoba z ilustracji to rodzina - przeprowadzone zostaną badania genetyczne" - powiedział PAP dziennikarz Radia Poznań Piotr Świątkowski.
Jak dodał, ZMS wykorzysta urządzenie stosowane przez lata przez Komendę Główną Policji, a obecnie wykorzystywane do pracy z czaszkami z czasów średniowiecza, wykopanymi w trakcie prac archeologów.
Niezależnie od powodzenia poszukiwań bliskich ofiar do których należały czaszki, zostaną one w przyszłym roku uroczyście pochowane na terenie jednej z poznańskich nekropolii, w mogile nieznanych ofiar wojny. "W ten sposób zamierzamy w godny sposób zakończyć historię tych czaszek" - powiedział Świątkowski.
Podkreślił przy tym, że na tę uroczystość ponownie zaproszona do Polski zostanie córka niemieckiego lekarza.(PAP)
rpo/