Z techniczną i finansową pomocą NATO Polska mogłaby rozpocząć program wydobywania zatopionej po II wojnie światowej w Bałtyku broni chemicznej - powiedział w poniedziałek Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz. Zdaniem Jagusiewicza wdrożenie pilotażowego programu wyławiania niebezpiecznych substancji z dna morza wymaga wsparcia technologicznego NATO w kwestii unieszkodliwiania broni chemicznej i biologicznej oraz pomocy finansowej w przedziale 3-5 mln zł.
Taka operacja mogłaby rozpocząć się po zakończeniu inwentaryzacji zatopionego arsenału, prowadzonej przez Instytut Oceanografii PAN. Jest to projekt o nazwie CHEMSEA, który ma zakończyć się do 2014 r.
"Musimy zidentyfikować dokładnie miejsca, gdzie ta broń się znajduje. Tam leży broń, która zabija w sekundy, są gazy bojowe" - powiedział GIOŚ. Dodał, że gdyby doszło do rozszczelnienia pojemników z niebezpiecznymi substancjami, efektem byłaby katastrofa ekologiczna.
Szacuje się, że po II wojnie światowej zatopiono ok. 300 tys. ton poniemieckiej broni chemicznej. Głównymi akwenami, na których powstały takie "składowiska", są morza Północne i Bałtyckie. Na Bałtyku, gdzie zatopiono ponad 50 tys. ton. broni chemicznej, największymi znanymi miejscami ich składowania są wody na wschód od Bornholmu i Głębia Gotlandzka. W polskim pasie wód część chemicznego arsenału zatopiono m.in. na głębinie niedaleko Zatoki Gdańskiej.
Według szacunków Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, zatopione pojemniki mogą być szczelne nie dłużej niż przez 150 lat, choć już obecnie czasami dochodzi do drobnych wycieków. W Bałtyku zatopiony jest m.in. iperyt, czyli gaz musztardowy, gazy porażające układ nerwowy zawierające tabun, gazy łzawiące i gazy parzące, np. fosgen. (PAP)
mick/ je/ jbr/