Kiedy trafiłem do Sonderkommando było tak, jakbym do piekła trafił - wspominał w wywiadzie rzece były więzień Auschwitz, ostatni żyjący w Polsce członek Sonderkommando, bezpośredni świadek zagłady węgierskich Żydów. Henryk Mandelbaum zmarł 5 lat temu.
W wywiadzie rzece „Ja z krematorium Auschwitz”, który ukazał się już po jego śmierci, historyk z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Igor Bartosik oraz dziennikarz Adam Willma pytali Mandelbauma, czy potrafił odsunąć obrazy z Auschwitz. „Kiedy trafiłem do Sonderkommando było tak, jakbym do (...) piekła trafił. Ja to palenie, wyrywanie zębów mam codziennie przed sobą. Chodzę z tymi obrazami, jem, śpię, tańczę, śpiewam. Tego się nie da wymazać. Mam to we krwi, w całym ciele” – wspominał.
Henryk Mandelbaum urodził się 15 grudnia 1922 roku w Olkuszu w ubogiej rodzinie polskich Żydów. W 1940 roku jego najbliżsi zostali osadzeni w getcie w Dąbrowie Górniczej. Henrykowi udało się ukryć. Jego rodzice zostali przeniesieni do getta w Sosnowcu, skąd deportowano ich do obozu Auschwitz. Tam zostali zamordowani w komorze gazowej. Mandelbaum ukrywał się korzystając z pomocy miejscowej ludności. Ryzykując życiem pośredniczył w kontaktach między gettem a stroną aryjską, między innymi dostarczając uwięzionym Żydom żywność.
W wywiadzie rzece „Ja z krematorium Auschwitz”, który ukazał się już po jego śmierci, historyk z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Igor Bartosik oraz dziennikarz Adam Willma pytali Mandelbauma, czy potrafił odsunąć obrazy z Auschwitz. „Kiedy trafiłem do Sonderkommando było tak, jakbym do (...) piekła trafił. Ja to palenie, wyrywanie zębów mam codziennie przed sobą. Chodzę z tymi obrazami, jem, śpię, tańczę, śpiewam. Tego się nie da wymazać. Mam to we krwi, w całym ciele” – wspominał.
W kwietniu 1944 roku w wyniku donosu został aresztowany w Będzinie. 10 kwietnia 1944 roku został deportowany do KL Auschwitz. Otrzymał numer 181970. Po odbyciu kwarantanny Niemcy wyznaczyli go do Sonderkommando, specjalnej grupy roboczej, która składała się w większości z więźniów narodowości żydowskiej. Byli przymuszeni do usuwania zwłok z komór gazowych i palenia ciał zgładzonych w krematoriach. Pracował we wszystkich krematoriach Birkenau. Był bezpośrednim świadkiem akcji zagłady około 400 tysięcy Żydów z Węgier latem 1944 roku.
Mandelbaum brał udział w przygotowaniach do buntu więźniów Sonderkommando. Nie uczestniczył bezpośrednio w wydarzeniach z 7 października 1944 roku w krematorium IV, gdyż tego dnia pracował w innym krematorium. Dzięki temu udało mu się uniknąć rozstrzelania. Dotrwał do ewakuacji obozu w styczniu 1945 roku. Uciekł z marszu ewakuacyjnego w okolicach Jastrzębia-Zdroju.
Po wojnie był jednym z głównych świadków w procesie twórcy i pierwszego komendanta Auschwitz Rudolfa Hoessa, skazanego w 1947 roku na śmierć przez Najwyższy Trybunał Narodowy w Polsce. W wywiadzie rzece na pytanie, czy to kara była słuszna, odparł: „Dla takiego człowieka tak”. Czy czuł satysfakcję na sali sądowej? „A jaka to była satysfakcja? Z czego? On tam siedział na swojej ławeczce, wiedział, że jest skończony. Gdyby to mogło komukolwiek przywrócić życie, to może byłaby z tego jakaś satysfakcja” – powiedział.
Po wojnie Mandelbaum chciał wstąpić do wojska. Po latach wspominał, że po zgłoszeniu się do komisji uzupełnień skierowany został do służby w Urzędzie Bezpieczeństwa. Uczestniczył m.in. w akcjach, które – jak mówił - polegały „na gonieniu tych, co siedzieli po lasach”. Z UB został zwolniony 1 maja 1948 r. w stopniu st. sierżanta. Jego zwierzchnicy we wniosku o usunięcie napisali, że był pracownikiem niedbałym i nie wykazywał chęci do wykonywania obowiązków. Potem przez 16 lat był kierownikiem filii w państwowym przedsiębiorstwie handlowym. Prowadził także hodowlę lisów. W 1972 roku przeszedł na rentę, ale nadal przez 15 lat pracował jako kierowca taksówki bagażowej. Do końca dawał świadectwo. Szczególnie chętnie spotykał się z młodzieżą.
Podczas wizyty Benedykta XVI w Oświęcimiu, 28 maja 2006 roku, stał w szeregu byłych więźniów. Jako jedyny nie tylko uścisnął rękę papieżowi, ale ucałował go w oba policzki. "Henryk Mandelbaum mówił o sobie, że przeszedł uniwersytet życia. Rzeczywiście, skala jego doświadczeń jest po prostu niewyobrażalna. Był człowiekiem o magicznej osobowości. Przyciągał do siebie ludzi jak magnes. Mówiąc o sprawach bardzo trudnych, robił to w sposób tak czytelny, że każdy mógł to zrozumieć. Nie było w nim złości, mściwości, nikogo nie osądzał. Mówił mi: +pamiętaj, ludzie są różni, ale nie wszyscy ludzie są źli i nie można mierzyć wszystkich tą samą miarą+" - powiedział Igor Bartosik, przyjaciel Henryka Mandelbauma.
Henryk Mandelbaum mieszkał w Gliwicach. Zmarł 17 czerwca 2008 roku w szpitalu w Bytomiu. Miał 85 lat.(PAP)
szf/ mrt/ mow/