O potrzebie nowej analizy dotychczasowych materiałów źródłowych dotyczących pogromu kieleckiego z 4 lipca 1946 r. oraz zbadania nowych dokumentów, które są związane z tragedią, mówili w Kielcach historycy, uczestniczący w konferencji zorganizowanej w 70. rocznicę tragedii.
Zgodnie z ustaleniami Instytutu Pamięci Narodowej, w czasie pogromu w kamienicy przy ul. Planty 7/9, w którym uczestniczyli cywilni mieszkańców miasta, milicjanci i żołnierze, zginęło 37 osób narodowości żydowskiej (35 zostało rannych) i troje Polaków.
Poniedziałkową konferencję poświęconą rocznicy pogromu kieleckiego zorganizowały Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i kielecka delegatura IPN, wspierane przez Narodowe Centrum Kultury i Europejską Sieć Pamięć i Solidarność.
W panelu pt. „Badacze wobec wydarzeń w Kielcach 4 lipca 1946 r”. uczestniczyli: jedna z pierwszych autorek publikacji podejmujących temat pogromu, prof. Bożena Szaynok z Uniwersytetu Wrocławskiego, historyk zajmujący się stosunkami polsko-żydowskimi i dziejami Żydów w Polsce prof. Grzegorz Berendt z delegatury IPN w Gdańsku i badacz wydarzeń z 1946 r. dr Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki z kieleckiej delegatury IPN.
Jak wskazała prof. Szaynok, od 2004 r. kiedy Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie umorzyła śledztwo w sprawie pogromu kieleckiego - nie znajdując podstaw do oskarżenia kogokolwiek – pojawiło się więcej źródeł dotyczących sprawy. Wskazała, iż w samym uzasadnieniu umorzenia znalazły się błędy faktograficzne, które należałoby wyjaśnić, a pewne wątki wydarzeń, w ogóle nie zostały wyjaśnione w śledztwie.
Jak wskazała prof. Szaynok, od 2004 r. kiedy Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie umorzyła śledztwo w sprawie pogromu kieleckiego - nie znajdując podstaw do oskarżenia kogokolwiek – pojawiło się więcej źródeł dotyczących sprawy. Wskazała, iż w samym uzasadnieniu umorzenia znalazły się błędy faktograficzne, które należałoby wyjaśnić, a pewne wątki wydarzeń, w ogóle nie zostały wyjaśnione w śledztwie.
„To np. kwestia zajść antyżydowskich w innych miejscach poza kamienicą na Plantach 4 lipca. To kwestia osób, które zostały zabite w okolicach dworca, w pociągach, które dojeżdżały Kielc, czy z nich wyjeżdżały” – mówiła Szaynok.
Jej zdaniem, z badań nad raportem bezpieczeństwa, można dowiedzieć się więcej, kim byli decydenci w Kielcach, którzy mogli podjąć decyzje pozwalające na uśmierzenie tragicznych wydarzania - a nie były one podejmowane. Chodzi m. in. o ówczesnego szefa Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach, Władysława Sobczyńskiego, i o wojskowych dowódców. „Moim zdaniem oni byli dobrze przygotowani do tego, żeby skutecznie zadziałać. Z drugiej strony mamy te decyzje, które poodejmowali i olbrzymie pole interpretacyjne, dla którego nam brakuje dokumentów (…) Część została zniszczona” – mówiła.
W ocenie dr. Śmietanki-Kruszelnickiego, w postanowieniu o umorzeniu śledztwa w niektórych miejscach albo pomięto – zdaniem historyka - ważne fragmenty źródeł, albo autor postanowienia nie był w stanie zidentyfikować pewnych osób. Historyk zwrócił uwagę na „zdumiewającą indolencję” władz w Kielcach, w sytuacji gdy dwa miesiące wcześniej zatrzymali w dwóch powiatach Kielecczyzny ok. 2 tys. osób.
Zdaniem Śmietanki-Kruszelnickiego pojawia się też problem przebadania skuteczności działań wojsk Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i innych jednostek Wojska Polskiego na kielecczyźnie w latach 1945-1946.
Naukowiec zwrócił uwagę, że wiele dokumentów wskazuje, iż zajścia zdynamizowały się po tym, kiedy oddano pierwsze strzały w budynku. Z zeznań młodej Żydówki przesłuchiwanej dzień po tragedii - Hanki Alpert - wynika, że do tłumu na zewnętrz kamienicy strzelali żołnierze, którzy wcześniej zdjęli czapki i mundury. Zgromadzeni przed kamienicą odebrali to jako strzały ze strony Żydów. Dokument z zeznań kobiety była w aktach śledztwa, a nie został uwzględniony przez prokuratorów. Historyk wskazał, że można podjąć próbę ustalenia, jakie oddziały strzelały.
Zdaniem Śmietanki-Kruszelnickiego kwerenda archiwalna podczas śledztwa nie była wyczerpująca m. in. dlatego, iż materiały w archiwach nie były uporządkowane. „Nie mówię, że kwerendy przyniosą dokumenty przesadzające o czymkolwiek. Ale ja mam takie odczucie, że dopóki historyk nie będzie miął poczucia, że zrobił wszystko, jeśli chodzi o poszukiwania i próbę interpretacji, to nie powinien zamykać pewnego etapu badań” – podkreślił.
W jego opinii od podstaw powinny zacząć się badania nad rolą udziału pracowników z Huty „Ludwików” w drugiej fazie pogromu. Przypomniał, że te osoby nie miały procesów, a nie było przeszkód w aresztowaniu, oskarżeniu i osądzeniu w tej sprawie cywili, milicjantów, funkcjonariuszy UB i żołnierzy. Dodał, że niewyśniony został także wątek zabitego polskiego oficera, co też wzmogło agresję tłumu - nie wiadomo czy było to prawdziwe wydarzenie.
Prof. Berendt wskazał na konieczność przebadania dokumentów wytworzonych przez wojsko. Podkreślił, że nikt, nawet w śledztwie tuż po zdarzeniu, nie badał m. in., kto zastrzelił w budynku na Plantach przewodniczącego Komitetu Żydowskiego, Seweryna Kahane. Zdaniem naukowca, na podstawie zeznań oraz dokumentów wojskowych można ustalić, jacy trzej porucznicy weszli wówczas do pomieszczenia.
Naukowcy byli też pytani, jak powinno się określać tragedię z 1946 r. - czy był to „pogrom”, „bandycki mord” czy „zajścia antyżydowskie”. Wszyscy podkreślili, że wydarzenia z 4 lipca spełniają kryteria definicji pogromu – były to gwałtowne wstąpienia jednej grupy narodowościowej przeciwko innej z napadami, rabowaniem, biciem i zabójstwami.
Jak podkreśli profesor, żaden z naukowców uczestniczących w dyskusji nie przeczy jednemu – że ze względu na miejsce zajmowane w ówczesnej strukturze społecznej i powierzone obowiązki - odpowiedzialność cywilnych i mundurowych decydentów na miejscu i w centrali jest „poza dyskusją”. „I to, że ci ludzie nie zostali ukarani ani pod względem karnym, ani politycznym. To jest rzecz niezrozumiała” – ocenił Berendt. Dodał, że jest też druga strona - wyjątkowo łatwo znaleźli się ludzie, którzy widząc, że mundurowi nie będą chronili współobywateli, „sięgnęli po kamienie”.
Prof. Szaynok oceniła, że na podstawie obcego materiału źródłowego, dwa czynniki zadecydowały o przyczynach, przebiegu i skali tragedii - antysemityzm i wrogość części Polaków do Żydów oraz zachowanie części władz.
Naukowcy byli też pytani, jak powinno się określać tragedię z 1946 r. - czy był to „pogrom”, „bandycki mord” czy „zajścia antyżydowskie”. Wszyscy podkreślili, że wydarzenia z 4 lipca spełniają kryteria definicji pogromu – były to gwałtowne wstąpienia jednej grupy narodowościowej przeciwko innej z napadami, rabowaniem, biciem i zabójstwami.
Zdaniem dr. Śmietanki-Kruszelnickiego, w związku z tym, że na Planty przyszły zorganizowane jednostki mundurowe, część osób nie jest w stanie w terminologii „pogromu” przyjąć udziału tych jednostek.
Prof. Szaynok opowiedziała się za terminem „pogrom kielecki”, a prof. Berendt – „pogrom w Kielcach”. „To był pogrom dokonany przez nie do końca określoną część mieszkańców plus mundurowych, którzy stacjonowali w mieście. Natomiast nie mamy żadnego potwierdzenia, ile procent mieszkańców Kielc uczestniczyło aktywnie w tej zbrodni. Więc nie jest to pogrom +kielecki+ jako dziedzictwo tych 50 tys. kielczan (mieszkających tu w 1946 r. - PAP). Ale to się rozegrało w tym mieście” – wyjaśniał.
Pogrom kielecki sprowokowała plotka o uwięzieniu przez Żydów chrześcijańskiego chłopca i rzekomym dokonaniu na nim rytualnego mordu. Dziewięć z dwunastu osób (w większości przypadkowych), oskarżonych o masakrowanie Żydów, skazano w pospiesznym, pokazowym procesie na śmierć i stracono.
Tego dnia w Kielcach i okolicach miały miejsce również inne zajścia, w których pokrzywdzonymi stali się obywatele narodowości żydowskiej. Na tle rabunkowym zamordowano mieszkankę Kielc pochodzenia żydowskiego Reginę Fisz i jej kilkutygodniowe dziecko.
Wobec nieznalezienia podstaw do oskarżenia kogokolwiek za udział w pogromie Żydów w Kielcach miejscowa delegatura Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu IPN w Krakowie w 2004 r. umorzyła śledztwo w tej sprawie. (PAP)
ban/ itm/