Niemiecki historyk Hans-Ulrich Wehler ostrzegał 10 lat temu przed powstającym w Niemczech kultem własnych ofiar II wojny światowej, co miało grozić relatywizacją niemieckich zbrodni. Jego uczeń Paul Nolte uspokaja, że tę debatę Niemcy mają już za sobą.
"Przepowiednie Wehlera i innych historyków ostrzegających przed powstaniem w Niemczech kultu niemieckich ofiar wojny i zepchnięciu na drugi plan niemieckich zbrodni nie sprawdziły się" – powiedział Nolte w rozmowie z PAP w Berlinie w przeddzień obchodów 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej.
52-letni historyk z berlińskiego Wolnego Uniwersytetu przyznał, że w poprzedniej dekadzie dyskusje o zniszczeniu niemieckich miast przez alianckie lotnictwo i ofiarach wśród ludności cywilnej oraz o cierpieniach Niemców przymusowo wysiedlonych po wojnie z krajów Europy Środkowowschodniej "dominowały w publicznej debacie".
Wehler, zmarły przed rokiem historyk, ostrzegał przed zaznaczającą się - jego zdaniem - w niemieckim społeczeństwie "zmianą psychologicznych paradygmatów" w podejściu do przeszłości i przed "użalaniem się (przez Niemców) nad swoim losem". Przestrzegał, że kult ofiar może zniweczyć największe - według niego -powojenne osiągnięcie Niemców: zdolność do krytycznego spojrzenia na własną historię.
"Z dzisiejszej perspektywy możemy spoglądać na tę debatę sprzed 10 lat ze spokojem" – ocenił Nolte. "Ostrzeżenia przed nawrotem podobnych nastrojów wypowiadane są w dobrej wierze, lecz nie sądzę, abyśmy musieli się dziś nadmiernie niepokoić” - zaznaczył historyk. Nolte odniósł się do opinii wyrażonej niedawno przez dyrektora renomowanego monachijskiego Instytutu Historii Współczesnej Andreasa Wirschinga. Powiedział on w jednym z wywiadów, że dostrzega niebezpieczeństwo, iż Niemcy ponownie "wejdą w rolę ofiary" wojny.
Zdaniem Noltego przeprowadzona kilka lat temu dyskusja o niemieckich ofiarach bombardowań i wypędzeń była potrzebna, gdyż po wojnie przez długi czas nie mówiono o tych sprawach. Przyznał, że debata toczona przy okazji 60. rocznicy końca wojny zawierała też "niepokojące akcenty". Wymienił w tym kontekście publikacje Joerga Friedricha o alianckich nalotach na niemieckie miasta, zarzucającego Zachodowi zbrodnie wojenne.
"Dziś mamy ten problem z głowy i możemy o tych sprawach mówić znacznie spokojniej, nie wcielając się w rolę ofiary i - co jest sprawą kluczową - nie negując tego, że byliśmy sprawcami" - powiedział Nolte.
Ustosunkowując się do dyskusji, czy 8 maja 1945 roku był dla Niemców klęską czy wyzwoleniem, Nolte zwrócił uwagę na fakt, iż ogromna większość Niemców uznaje ten dzień za wyzwolenie spod nazistowskiej dyktatury. "Oczywiście 70 lat temu większość Niemców myślała inaczej" - powiedział historyk. "Ale to bardzo dobrze, że młode pokolenie uważa ten dzień za dzień wyzwolenia" - dodał. Z opublikowanego w zeszłym tygodniu sondażu wynika, że 89 proc. Niemców podziela ten pogląd.
Nolte przypomniał, że zwrot w podejściu do końca wojny Niemcy zawdzięczają prezydentowi Richardowi von Weizsaeckerowi, który w przemówieniu w Bundestagu w 1985 roku określił dzień 8 maja dniem wyzwolenia spod nazistowskiej dyktatury.
Inni niemieccy historycy wypowiadają się na ten temat bardziej krytycznie. Wspomniany już Wirsching uważa, że pogląd, iż 8 maja Niemcy zostali "wyzwoleni", pozwala im na nieuprawnione zdystansowanie się od nazistowskiego systemu i tworzenie wrażenia, jakoby w większości nie popierali dyktatury.
Jeszcze dosadniej formułuje swoje zastrzeżenia Ulrich Herbert, autor licznych prac o III Rzeszy i Adolfie Hitlerze. "Twierdzenie, że 8 maja 1945 roku był dla większości Niemców dniem wyzwolenia, jest wypaczaniem historii" - mówi Herbert. "Dla większości Niemców był to dzień klęski, ponieważ do końca wspierali hitlerowski reżim" - podkreśla historyk, dodając, że dopiero z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że było to wyzwolenia.
Jego zdaniem pomimo odejścia ze względu na wiek pokolenia naocznych świadków historii, Hitler i III Rzesza będą się jeszcze bardzo długo znajdowały w centrum zainteresowania zarówno historyków jak i opinii publicznej. "Skala zbrodni (niemieckich) nie ma precedensu w historii i będzie stanowić dla nas wyzwanie także za 100 lat" - powiedział Herbert.
Z Berlina Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ ap/