„Gdy do wojska szedł Jacek Staszelis. Tak po studiach na rok, nie na front” – tak zaczynała się piosenka Jana Krzysztofa Kelusa, twórcy polskiego samizdatu muzycznego, artysty programowo ignorującego istnienie cenzury w PRL. Bohater piosenki kończy w niedzielę 70 lat.
Jacek Staszelis urodził się 20 stycznia 1949 r. w Warszawie, w rodzinie repatriowanej z Wilna. Ukończył matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, pracował jako informatyk m.in. w Instytucie Badan Jądrowych (IBJ), Polskiej Akademii Nauk (PAN), Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), Powszechnym Zakładzie Ubezpieczeń (PZU SA) - w Wydawnictwie Naukowym PWN kierował projektem informatycznym tworzenia haseł dla Encyklopedii PWN.
Dziś jest emerytem. Był taternikiem, narciarzem i żeglarzem; miał styczność z opozycją demokratyczną w PRL - został aresztowany w sprawie „taterników", przemycających przez Tatry wydawnictwa paryskiej "Kultury" - w drugą stronę przenoszono dokumentację wydarzeń marcowych i opracowania o sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. W maju 1968 r. redagował ulotki ostrzegające przed interwencją w Czechosłowacji. W 1973 r. protestował przeciwko przemianie Zrzeszenia Studentów Polskich w Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. W 1976 r. był jednym z inicjatorów powstania Komitetu Obrony Robotników.
W 1974 r. po ukończeniu studiów dostał wezwanie do wojska - w PRL młodzi mężczyźni podlegali obowiązkowi dwuletniej służby wojskowej, pechowcy - trafiający, nie z własnego wyboru, a z przydziału - do marynarki wojennej spędzali w niej trzy lata. Absolwenci wyższych uczelni musieli odsłużyć w armii rok. Powołania do służby wojskowej były też formą represji, np. za udział w protestach w marcu 1968 r.
"Mnie nie powołano za karę, jak podejrzewają niektórzy, po prostu skończyłem studia i dostałem bilet do wojska" - wyjaśnia Staszelis w rozmowie z PAP. „Chodziłem po mieście dosyć niezadowolony z tego powodu. Kolegowałem się z Jankiem Kelusem, któremu musiałem widać uprzykrzyć nieco życie marudzeniem przy wódce, bo odreagował to w piosence" - dodaje.
Piosenka, jego zdaniem, jest opisem stanu świadomości pewnej generacji, pokolenia. "To środowisko było realne, znaliśmy się i znamy do tej pory. Wszyscy byliśmy jacyś tacy nie zmieszczeni w socjalizmie, w społeczeństwie, któremu władza ciągle coś zabierała, przydzielała. Jak dawali, to społeczeństwo dość chętnie brało, oglądało festiwal w Kołobrzegu" - wspomina.
W Kołobrzegu odbywały się w czasach PRL, organizowane przez Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego, "festiwale piosenki żołnierskiej". "Piosenka o Jacku Staszelisie", wykonywana nielegalnie, bez pieczęci wszechobecnej cenzury, nie miała szans stać się kołobrzeskim przebojem.
Staszelis nie uważa, że wpłynęła ona w jakiś szczególny sposób na jego życie. "W piosenkach Janka Kelusa pojawia się wiele autentycznych postaci: jego żona Ula Sikorska, Janek Narożniak, Konrad Bieliński, Romaszewscy" - mówi. "Myśmy się nie bardzo godzili na ubezwłasnowolnienie, stanie w kolejkach, po mieszkanie, po talon na samochód. Prawdziwe kolejki po jedzenie zaczęły się trochę później. Gdy czasem teraz oglądam polityczne wywiady telewizyjne, nie mogę się nadziwić, jak ten socjalizm w Polsce istniał, mając tylu wrogów" - opowiada.
"Patrzę dziś na likwidatorów nazw komunistycznych i dziwi mnie, że przegapiają warszawski pl. Konstytucji - tej z 1952 roku napisanej przez Stalina" - komentuje Staszelis. "Co prawda spędziłem dzieciństwo przy tym placu, ale jestem prawie pewien, że akurat to nie jest powodem zaniechania" - żartuje.
W piosence wystąpił jako fizyk. "Matematyk" się nie rymował, zakłócał frazę. Bawi go nieco, że utwór stał się w PRL nieformalnym hymnem obdżektorów - młodych ludzi odmawiających służby wojskowej. "Naprawdę takim pacyfistą nie byłem. Ze strzelania z haubicy 122 mm miewałem bardzo dobre oceny. Problemy zaczynały się gdy szło o szkolenia polityczne" - wyjaśnia Staszelis, który wciąż "nie rozumie jak pacyfiści z ruchu Wolność i Pokój mogli zostać pułkownikami".
Do dziś lubi cytować kilka prawd wyniesionych ze studium wojskowego UW. Na przykład aforyzm pułkownika M., który powtarzał: "Straty muszą być, jak nie w ludziach, to w sprzęcie!". "Kapitan O. z kolei, który służył jako czołgista w II armii, dosyć solidnie zmasakrowanej pod Budziszynem, lubił opowiadać, w jaki sposób tam właśnie awansował: +Siedziałem w czołgu z dowódcą plutonu i on mówi: Wychylcie się O. i zobaczcie!. A ja mu na to: ch… a! Sami się wychylcie!. I tak zostałem dowódcą plutonu+" - wspomina.
Po studiach trafił do szkoły oficerów rezerwy w Toruniu. "Było nieźle. Jedzenie dawali o określonych porach. Wspinałem się w górach, więc wysiłek fizyczny nie był dla mnie problemem. W ramach rozwoju intelektualnego zapewniono nam spotkanie z ciekawym człowiekiem, którym okazał się Daniel Passent. Gdy na szkoleniach politycznych mówiono o ideologii, zawsze pytałem, kiedy będzie ciepła woda. Zawsze też powtarzałem, że nie mam większych pretensji do ustroju socjalistycznego, oprócz jednej: że zawsze w takich kluczowych miejscach, jak wojsko czy areszt, pozbawiał człowieka możliwości umycia się w ciepłej wodzie. Później sankcje tego typu rozszerzono na mieszkania w blokach pod pretekstem permanentnej wymiany rur" - mówi Staszelis.
Wojsko było istotnym elementem ustrojowego systemu wychowawczego PRL, a stosowane metody były proste, prymitywne - przepustkami nagradzano wyróżniających się żołnierzy. W tej sytuacji podchorąży Staszelis oświadczył, że jest mu w armii tak dobrze, że nie chce nigdzie nie wychodzić. "Po trzech miesiącach dostałem rozkaz wyjścia na przepustkę" - wspomina.
"Piosenka o Jacku Staszelisie" nie miała szans by stać się powszechnie znanym szlagierem, więc ówczesna kadra oficerska nie kojarzyła jej bohatera - który "wymyślił głupiutką piosenkę, nad ranem, gdy leżał na wznak, melodię skądś chyba pamiętał, coś jakby tak: Boże, pozwól, bym potrafił, gdy ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypiąć d…., bo ta nafta nie jest moja" - z rzeczywistym wcielonym do armii człowiekiem.
"Na tę piosenkę krzywili się głównie, czemu się zresztą nie dziwię, byli AK-owcy. Żeby wyjaśnić rzecz do końca - ostatnia zwrotka wzięła się z literatury. Ze skrzyżowania +Kwiatów polskich+ Tuwima z Romanem Bratnym. Tuwim napisał +rżnij karabinem o bruk ulicy, bo twoja jest krew, a ich jest nafta+, natomiast jeden z bohaterów +Kolumbów+, Malutki, odzywa się: +Kiedy mówią: ojczyzna, to Malutki idzie do domu+" - wyjaśnia Staszelis.
"Awersję do munduru wyniosłem już z podwórka, z powodu harcerskich zbiórek, odpraw. I bez względu na kolor ich chusty. Dość podejrzliwie traktuję organizatorów życia zbiorowego, podejrzewając, że mogą się też zabrać za organizację mojego" - dodaje. Po „zmianie ustrojowej" w 1989 r. nie aspirował do działalności politycznej, pozostając - podobnie jak jego przyjaciel Kelus - obserwatorem rzeczywistości. Na co dzień nie nosi okularów, ale przyznaje, że już jakiś czas temu zaczęły go mocno boleć oczy - od ciągłego przecierania.
"Po wyborach w 1989 roku proponowano mi stanowisko wiceministra. Niestety proponujący - członek rządu - nie umiał odpowiedzieć na moje pytanie: jak w jednym rządzie mogą funkcjonować Kuroń i Balcerowicz?" - mówi PAP Staszelis.
Sympatyzuje dziś z PiS - znów za sprawą Juliana Tuwima. "...słowom naszym, / Zmienionym chytrze przez krętaczy,/ Jedyność przywróć i prawdziwość:/ Niech prawo zawsze prawo znaczy,/ A sprawiedliwość – sprawiedliwość…" - cytuje z pamięci fragment "Modlitwy" Jacek Staszelis - podmiot liryczny piosenki Jana Krzysztofa Kelusa. (PAP)
autor: Paweł Tomczyk
pat/