Porozumienie Jastrzębskie, kończące górnicze strajki w 1980 r., przyniosło rozwiązania korzystne dla ludzi pracy w całej Polsce, a nie tylko dla górników. Strajki na Śląsku wpłynęły też na kształt porozumień w Gdańsku i Szczecinie – ocenia jeden z sygnatariuszy Porozumienia Jastrzębskiego, Tadeusz Jedynak.
Wiceprzewodniczący ówczesnego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Jastrzębiu Zdroju, a później jeden z liderów śląskiej Solidarności, wspomina w wywiadzie dla PAP, że górnicy walczyli wówczas przede wszystkim o godne traktowanie pracowników i lepszy byt. Nie myśleli o obaleniu ustroju, choć nie bali się konfrontacji z władzą.
PAP: Porozumienie Jastrzębskie, zawarte już po porozumieniach w Gdańsku i Szczecinie, wydaje się wciąż mało znaną kartą Polskiego Sierpnia 1980 r. Czy to znaczy, że było najmniej istotne?
Tadeusz Jedynak: Nic bardziej mylnego. Zawsze będę powtarzał, że Porozumienie Jastrzębskie było najlepszym, jakie zostało wówczas zawarte między rządem a strajkującymi. Przede wszystkim dlatego, że nie miało charakteru politycznego, a jednocześnie zawierało w sobie wszystkie 21 postulatów gdańskich.
Porozumienie Jastrzębskie miało wielką mądrość. Jego integralną częścią były zapisy Porozumienia Gdańskiego. Tym samym przenieśliśmy do naszego porozumienia cały polityczny bagaż, ale wszystkie inne elementy – m.in. gwarancja wolnych sobót oraz cała sfera dotycząca płac czy ochrony pracy – były już naszego autorstwa.
Warto podkreślić, że zapisy Porozumienia Jastrzębskiego dotyczyły całej Polski, podczas gdy Porozumienie Gdańskie obejmowało tylko zakłady Wybrzeża. Kluczowy jest zapis stanowiący, że wszystkie zakłady pracy, nawet te niebiorące udziału w strajku, są traktowane tak, jakby podpisały nasze porozumienie. Między innymi na tym polega jego znaczenie i siła.
PAP: Jednak w powszechnej świadomości kluczowe były porozumienia z Gdańska i Szczecina…
Tadeusz Jedynak: …których nie byłoby w takim kształcie, gdyby nie strajki na Śląsku! Lech Wałęsa nieraz mówił, że gdyby, choć dwa dni wcześniej dowiedział się o tym, że strajkują kopalnie, Porozumienie Gdańskie wyglądałoby inaczej, inna byłaby siła nacisku. Może nie byłoby tam ostatecznie niuansów politycznych, na które obstawały władze, jak uznanie kierowniczej roli partii.
Rozpoczęty w nocy 27 na 28 sierpnia strajk w Jastrzębiu zdecydowanie przyspieszył negocjacje w Gdańsku. Nawet, jeśli stoczniowcy początkowo nie wiedzieli, że my strajkujemy, to władza doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Zaczęli się spieszyć, bo bali się i nie wiedzieli, w jakim tempie i kierunku będą rozwijać się protesty.
Gdyby nie stanęli górnicy, kształt Porozumienia Gdańskiego z pewnością byłby inny, komuniści mogliby spokojnie naciskać na niektóre zapisy. Jednak pojawienie się kolejnego ogniska strajkowego na Śląsku spowodowało, że władza zaczęła dążyć do szybkiego podpisania porozumienia. To znacząco zaważyło na przyjęciu 21 postulatów gdańskich.
Jednocześnie w rozmowach z nami usiłowano zdezawuować wagę ustaleń z Gdańska. Delegacja rządowa długo przekonywała nas, aby integralną częścią naszego porozumienia było porozumienie ze Szczecina, a nie z Gdańska, którego mieliśmy wówczas tylko projekt. Władzy bardzo na tym zależało, dyskutowaliśmy o tym przez kilka godzin. My twardo obstawaliśmy przy tym, że popieramy Gdańsk.
Trzeba też podkreślić, że Porozumienie Jastrzębskie było pisane przez samych robotników, nie było z nami ani jednego doradcy. Jedynie dziennikarz Jarosław Szczepański, wtedy z Ekspresu Wieczornego, pomagał w redagowaniu. Ten brak politycznych, zewnętrznych doradców, to również jedna z przyczyn, dla których dziś mało mówi się o naszym porozumieniu.
PAP: Co rozpoczęło strajk w kopalni „Manifest Lipcowy”? Przeważyła chęć poparcia strajkujących zakładów Wybrzeża, czy własne, pracownicze postulaty?
Tadeusz Jedynak: po części jedno i drugie. Strajk w żadnej mierze nie zrodził się dlatego, że górnicy byli zaangażowani politycznie, lub że akurat górnictwu i górnikom szczególnie źle się wówczas powodziło. Przeciwnie, sytuacja ekonomiczna górników była wówczas lepsza od przeciętnej. Ale druga strona tego medalu to olbrzymia wypadkowość w kopalniach czy wyniszczający, czterobrygadowy system pracy. Stąd postulat ludzkiego traktowania górników, który znalazł się także w porozumieniu.
Decyzja o rozpoczęciu strajku nie wynikała jedynie z tych postulatów, ale z chęci wsparcia stoczniowców. Stefan Pałka i inni zrobili w kopalni masówkę, czyli wiec, i zwrócili się do dyrektora z postulatem, by powiadomić Gdańsk, że górnicy popierają stoczniowców. Dyrektor w niewybrednych słowach kazał im wracać do roboty. Można powiedzieć, że tym samym dyrektor rozpoczął strajk. Po tej reakcji powstał komitet strajkowy i rozpoczął się strajk. Przez całą noc omawiany był tylko jeden postulat: powiadomić stoczniowców, że my ich popieramy. Ówczesny wiceminister górnictwa odpowiadał, że nie jest władny, aby to zrealizować. Zapytałem: w takim razie co pan tu robi?
Długo był to nasz najważniejszy postulat: powiadomić Gdańsk i Polskę o tym, że strajkujemy i popieramy stoczniowców. Komuniści usiłowali nas wykiwać. Gdy w końcu w telewizji pojawiła się informacja, że Śląsk strajkuje i popiera stocznię, okazało się, że komunikat został nadany tylko w województwie katowickim, nie dotarł nawet do Warszawy.
Wtedy na jakiś czas przerwaliśmy rozmowy z rządem, nie godząc się na to, że wprowadzają nas w błąd. Jednocześnie sami staraliśmy się powiadomić stocznię o strajkach na Śląsku. Przez dwa dni do Gdańska wyjechały dwie delegacje, którym nie udało się tam dotrzeć; dotarła dopiero trzecia. Dzień wcześniej udało mi się jednak przez telefon powiadomić stocznię, że Śląsk strajkuje – wojskową, kolejową linią telefoniczną.
PAP: Na ile górnicy mieli wówczas świadomość próby sił i możliwości konfrontacji z władzą? Czy pojawiały się wówczas postulaty zmiany ustroju?
Tadeusz Jedynak: W tłumie inaczej się reaguje i przeżywa to, co się dzieje. Stopniowo docierały do nas informacje o skali tego zrywu. Wiedzieliśmy, ile kopalń strajkuje, że strajkuje Gdańsk i Szczecin, mieliśmy świadomość, ile tysięcy ludzi włączyło się w to wszystko. Byliśmy młodzi, nie zastanawialiśmy się, czy coś nam grozi. Wiedzieliśmy, że walczymy w słusznej sprawie. Mieliśmy poczucie, że trzeba coś zrobić, że dalej nie może być tak jak dotąd.
Ale jeszcze raz podkreślam: śląski strajk nie był strajkiem politycznym. Wyniknął z sytuacji, jaka była wówczas w górnictwie i z chęci poparcia stoczniowców. Nie myśleliśmy wtedy o wolnej Polsce w znaczeniu zmiany ustroju. Jako robotnicy chcieliśmy przede wszystkim zapewnić sobie godny byt; chcieliśmy, by człowieka godnie traktowano, by pracował w bezpiecznych warunkach. Nikt nie myślał o obaleniu Związku Radzieckiego czy konfrontacji z Rosjanami. Wiedzieliśmy, w jakim świecie żyjemy i chodziliśmy realnie po ziemi.
Oczywiście, przez te 16 miesięcy, między sierpniem 1980 r. a grudniem 1981, czuliśmy się ludźmi, którzy wywalczyli wolność. Byliśmy młodzi i buńczuczni. Nie baliśmy się przepychanek z władzą czy zapalnych sytuacji – w tym sensie można powiedzieć, że byliśmy gotowi do konfrontacji, wydawało nam się, że jesteśmy silniejsi. Ale tak naprawdę to władza parła do konfrontacji. My przez te 16 miesięcy dojrzewaliśmy politycznie, uczyliśmy się poruszania w nieznanej nam dotychczas sferze rozmów z rządzącymi. Nie myśleliśmy o ostrej konfrontacji i nie spodziewaliśmy się jej. Stan wojenny nas zaskoczył. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że oni są zdolni to zrobić, mimo iż nas ostrzegano.
Ktoś, kto mówi dziś o tym, że wtedy walczyliśmy, bo chcieliśmy obalić komunę, albo o tym, że przewidywał upadek Związku Radzickiego, to fantasta. My byliśmy realistami. Moim wzorem i mentorem wśród ludzi opozycji był Jacek Kuroń. - ostry w negocjacjach, ale zawsze miał w głowie realizm; wiedział, w którym momencie się zatrzymać. Nas zatrzymał stan wojenny, który na 8 lat zablokował polskie sprawy. Ale myślę, że to co zaczęliśmy w 1980 r., skończyło się dobrze…
PAP: Czy nadal aktualne są dziś postulaty sprzed 30 lat i zapisy Porozumienia Jastrzębskiego?
Tadeusz Jedynak: Zdecydowanie bardziej, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Np. prawo górników do emerytury po 25 latach pracy pod ziemią bez względu na wiek wciąż budzi kontrowersje. Wciąż aktualne są sprawy bezpieczeństwa pracy, wypadkowości, prawa pracownicze itp.
Innego wymiaru nabiera dziś nasza walka o wolne soboty, która dla górników w istocie służyła przede wszystkim wywalczeniu wolnych niedziel. Nie było ich, bo górnicy pracowali w systemie czterobrygadowym, na okrągło. Później górnicy zgodzili się na pracę w soboty, ale wyłącznie na zasadach dobrowolności. Dziś kwestia prawa do wolnych niedziel ma inny, ale równie ważny społeczny kontekst.
Pozostaje żałować, że proponowany wówczas model funkcjonowania górnictwa, do którego wróciliśmy przy Okrągłym Stole, nie został wprowadzony w życie. Być może dziś polskie górnictwo byłoby w innym miejscu. Tak się nie stało, bo problemów górnictwa i górników zawsze się bano – od komunistów, przez kolejne rządy w wolnej Polsce, do dziś. (PAP)
Rozmawiał: Marek Błoński (PAP)
(wywiad przeprowadzony w sierpniu 2010 r.)
mab/ abe/