Domniemany polski antysemityzm to wytwór rosyjskiej propagandy– mówi w rozmowie z sobotnią „Rzeczpospolitą” Jonny Daniels, prezes fundacji From the Depths.
Deniels został zapytany, czy zgadza się z opinią części komentatorów, że gdyby rząd nie popełnił błędu z ustawą o IPN, to sytuacja wokół obchodów w Yad Vashem byłaby dla Polski korzystniejsza.
"Nie, nie byłaby. Domniemany polski antysemityzm to wytwór rosyjskiej propagandy. Mocno to podkreślam. Byłem pierwszą osobą, która publicznie i otwarcie skojarzyła osobę Mosze Kantora z Władimirem Putinem. Wahałem się, czy to zrobić. Gdy po raz pierwszy napisałem o tym w artykule miesiąc temu, miałem nieprzyjemności. Nie potrzebuję kłopotów z Rosją i wolałbym nie chodzić po Moskwie z parasolem ochronnym" - powiedział.
"Ale wystarczy spojrzeć na wiele prac naukowych na temat polskiego antysemityzmu. Centrum badań nad antysemityzmem na uniwersytecie w Tel Awiwie jest sponsorowane przez Mosze Kantora. Jeden z profesorów, o których wcześniej nie słyszałem, napisał wielki artykuł na temat tego, jak rzekomo ja promowałem polski antysemityzm. Gdyby zagłębić się w źródła dyskusji na ten temat, widać, że Rosja ma w niej swój udział. Mając to na uwadze, postawa Polski nie miała wielkiego znaczenia. Putin i tak wykorzystałby okazję, żeby się pojawić w Yad Vashem. Pod moimi wpisami jest mnóstwo trollingu, tak jak pod wpisami dziennikarzy z Izraela. Za masę z nich odpowiadają rosyjskie boty" - dodał.
Uwagę o tym, że Putin przemawiając na Światowym Forum Holokaustu odniósł symboliczne zwycięstwo, skomentował, że "ostatecznie rezultat dla Polski jest znakomity".
"Dziennikarze w Izraelu żartowali, że to wydarzenie zmieniło się w Dzień Putina. Połowa liderów nawet nie chciała tam być, ale przymusiły ich do tego rosyjskie pieniądze. Rozmawiałem o tym w radiu w Izraelu. Oprócz mnie gośćmi byli pewien lewicowy dziennikarz i profesor Yehuda Bauer zajmujący się Holokaustem. Obaj mnie nie znoszą. Ale zgodzili się ze mną, że Yad Vashem jest rozgrywany, kogoś trzeba tam zwolnić. A to, jak potraktowano Polskę przy okazji obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, było niewłaściwe. Te obchody otworzyły szansę dla Polski, żeby porozmawiać o wzajemnych stosunkach między nią a Izraelem. Dodatkowo uświadomiono sobie, że Putina i Netanjahu łączą osobliwe relacje" - powiedział.
Prezes fundacji From the Depths był też pytany, czy widzi raczej progres czy regres w relacjach polsko-żydowskich.
"Jeszcze sześć lat temu czułem, że moja działalność nie jest tu szczególnie mile widziana. Ale zrozumiałem, że mam tu swoją rolę do odegrania. Politycznie mój głos różnił się od tego, który prezentowały inne organizacje. Mówiąc wprost, mam raczej centroprawicowe poglądy. Jak dotąd większość organizacji w tym obszarze było mocno lewicowych, z rodowodem komunistycznym. Wtedy polsko-żydowskie relacje rzekomo układały się bez problemów" - powiedział, dodając, że to nie prawda.
"Wiele tzw. organizacji na rzecz dialogu po prostu organizowało wycieczki do Tel Awiwu dla elit z Warszawy, żeby ich uczestnicy zjedli kolację w modnej restauracji. To nonsens. Z drugiej strony były żydowskie festiwale z klezmerską muzyką, tradycyjnymi żydowskimi strojami i tańcem. Bez urazy, to ciekawe wydarzenia, ale niczego nie zmieniają. Temat +polskich obozów+ wisiał w powietrzu, ale nikt go nie poruszał. Mógł wybuchnąć w każdej chwili. To musiało się stać, żebyśmy o naszych relacjach zaczęli mówić na poważnie. Myślę, że nastąpiła poprawa w stosunkach między Polską a Izraelem i już w znacznie większym stopniu opierają się one na prawdzie, a nie historycznym nonsensie" - wyjaśnił.
Odnosząc się do pytania, czy postawa statystycznego Polaka wobec Żydów się zmieniła, Daniels powiedział, że ma wielkie szczęście, że razem z swoją fundacją podróżuje po całej Polsce i dużo rozmawia z ludźmi. Według niego większość jest bardzo otwarta i uprzejma.
"Po obu stronach jest wiele stereotypów, ale nie mam poczucia, że w znaczący sposób przysparzają one problemów. Niestety, widać jednak więcej mowy nienawiści i obarczania Żydów winą. Konfederacja zbudowała na tym swój polityczny kapitał. I nie sądzę, by to było możliwe sześć lat temu. Mimo to wolę, gdy ktoś wypowiada swój rasistowski pogląd, niż gdy dusi go w środku. Przynajmniej widzę, z kim mam do czynienia. Tego gniewu, który napędza takie partie jak Konfederacja, jest wiele. I PiS również nie zrobił wystarczająco, by z nim walczyć. Nie wydaje mi się jednak, żeby ta sytuacja była dużo gorsza niż kiedyś. Po prostu ludzie otwarcie wyrażają swoje poglądy" - oświadczył Daniels. (PAP)
nmk/ mmu/