Erich von dem Bach-Zelewski, Heinz Reinefarth, Oskar Dirlewanger i Bronisław Kamiński – to nazistowscy zbrodniarze, nieosądzeni za swe czyny, odpowiedzialni za rzeź warszawiaków w 1944 r. Łącznie w czasie powstania zginęło ok. 180 tys. cywilów.
"Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy" – taki rozkaz wydał 1 sierpnia 1944 r., w reakcji na wybuch powstania w Warszawie, Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.
Pierwsze walki o stolicę, mimo że oczekiwane przez Niemców, zaskoczyły okupantów ich skalą. W związku z tym komendant garnizonu warszawskiego gen. Rainer Stahel, apelował do dowództwa o przysłanie do Warszawy posiłków. Nowe oddziały niemieckie ściągnięto do miasta 4 sierpnia.
Głównodowodzącym wojsk tłumiących powstanie został gen. SS Erich von dem Bach-Zelewski (1899-1972) – oficer, mający za sobą zbrodniczą przeszłość. Był weteranem I wojny światowej. Jako członek Freikorpsów brał udział w tłumieniu powstań śląskich. Po zajęciu Polski przez Niemcy w 1939 r., będąc Wyższym Dowódcą Policji i SS na Śląsku, von dem Bach-Zelewski odpowiadał m.in. za akcje pacyfikacyjne oraz deportacje tysięcy Polaków do Generalnego Gubernatorstwa. Był również zastępcą Komisarza Rzeszy Do Spraw Umacniania Niemczyzny.
W związku z atakiem Niemiec na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 r., von dem Bach-Zelewski został przydzielony do Armii „Środek”. Pełnił m.in. funkcję pełnomocnika Reichsfuehrera SS ds. Walki z Bandami; odpowiadał za zwalczanie partyzantki na zajętych terenach ZSRS oraz zbrodnie na ludności żydowskiej.
"Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy" – taki rozkaz wydał 1 sierpnia 1944 r., w reakcji na wybuch powstania w Warszawie, Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.
Kiedy von dem Bach-Zelewski przybył do ogarniętej powstaniem Warszawy, rozpoczynała się właśnie masowa rzeź jej mieszkańców. W powojennych zeznaniach utrzymywał, że dotarł do polskiej stolicy pomiędzy 13 a 15 sierpnia. Próbował w ten sposób uchylić się od odpowiedzialności za zbrodnie na mieszkańcach Woli i Ochoty, których dokonywała nowo utworzona grupa uderzeniowa pod dowództwem SS Gruppenfuehrera Heinza Reinefahrta (podlegał bezpośrednio von dem Bachowi-Zelewskiemu). W skład grupy wchodziły: pułk z brygady SS Rosyjskiej Wyzwoleńczej Armii Ludowej (RONA), dowodzony przez SS Brigadefuehrera Bronisława Kamińskiego – ok. 2 tys. żołnierzy; pułk SS dowodzony przez SS-Standartenfuehrera Oskara Dirlewangera (dwa bataliony, 3381 ludzi), 2. Azerbejdżański Batalion „Bergmann”, dwa bataliony 111. Pułku Azerbejdżańskiego i 3. Pułk Kozaków – razem ok. 2,8 tys. ludzi; 608. Pułk Ochrony z Wrocławia płk. Willy’ego Schmidta – ok. 600 ludzi.
Tylko 5 sierpnia w wyniku masowych egzekucji mieszkańców warszawskiej Woli zginęło ok. 20 tys. ludzi (w kolejnych dniach liczba ofiar wzrosła do 40 tys.). „Rozkazy Himmlera brano dosłownie. Potyczki z obrońcami miasta z Armii Krajowej były działaniem niemal marginesowym, albowiem przez dwa dni Niemcy skupili się na masakrowaniu każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka, którzy się znaleźli w ich polu widzenia. Nie oszczędzano nikogo – nawet sióstr zakonnych, pielęgniarek, leżących w szpitalach pacjentów, lekarzy, kalek i dzieci” – pisze Norman Davies w „Powstaniu ’44”.
6 sierpnia von dem Bach uchylił rozkaz o mordowaniu wszystkich Polaków bez wyjątku. „Od tamtego czasu zbrodni także było bez liku, nie było jednak dążenia do eksterminacji wszystkich mieszkańców. Masowe mordy na powstańcach i cywilach towarzyszyły atakom niemieckim do końca, ale większość wziętych do niewoli żołnierzy i mieszkańców Warszawy przeżyła” - tłumaczy w rozmowie z PAP historyk prof. Włodzimierz Borodziej, autor m.in. niemieckojęzycznej monografii powstania („Der Warschauer Aufstand 1944”).
Jak dodaje, von dem Bach-Zelewski, choć ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za niemieckie zbrodnie w czasie powstania, nie miał pełnej kontroli nad jednostkami pomocniczymi SS, przede wszystkim nad dokonującą rzezi Ochoty Brygadą Kamińskiego oraz pacyfikującym Wolę, składającym się głównie z kryminalistów, oddziałem Dirlewangera.
Pierwszy z wymienionych zbrodniarzy – pochodzący z guberni witebskiej Bronisław Kamiński (1899-1944), kolaborant III Rzeszy, po ataku Niemiec na ZSRS dowodził oddziałem w rejonie Briańska, złożonym głównie z Rosjan, którzy dostali się do niemieckiej niewoli. Odpowiadał on za zwalczanie sowieckiej partyzantki; w 1942 r. przekształcił się w Brygadę RONA.
Jako jej dowódca w czasie powstania warszawskiego Kamiński zyskał złą sławę kata tysięcy mieszkańców Ochoty. "Był awanturnikiem politycznym, wygłaszał do swych ludzi mowy propagandowe o wielkiej, faszystowskiej Rosji, której chciał być przywódcą-fuehrerem. Kobiety i alkohol były treścią jego życia. Dowództwo wojskowe pozostawiał swym dowódcom pułków. Pojęcie własności było mu obce, żadnego narodu nie nienawidził tak, jak Polaków, których wspominał jedynie obelżywymi słowami” – charakteryzował Kamińskiego w swych powojennych zeznaniach von dem Bach-Zelewski.
Kamiński został rozstrzelany przez SS na jego rozkaz 4 października 1944 r. – za uchylanie się od wykonywania rozkazów oraz rabunek wartościowego mienia. Prawdopodobnie niemiecki dowódca chciał pozbyć się niesubordynowanego podwładnego w obawie, gdyby ten odważył się po wojnie obciążyć go zeznaniami.
Podobny stopień fanatyzmu, skłonności sadystycznych oraz demoralizacji do Kamińskiego reprezentował Dirlewanger (1895-1945), doktor politologii. Był weteranem I wojny światowej oraz hiszpańskiej wojny domowej. W latach 30. XX w. został skazany za gwałt na 13-latce.
Od 1940 r. należał do SS; dowodził oddziałem karnym, złożonym głównie z kłusowników i recydywistów. Odpowiadali oni m.in. za nadzór niemieckiego obozu pracy przymusowej dla Żydów w Starym Dzikowie, będącego filią obozu zagłady w Bełżcu. W 1942 r. Dirlewanger i jego oddział zostali przeniesieni na tereny Białorusi z zadaniem zwalczania powstającej tam sowieckiej partyzantki. Żołnierze Dirlewangera dopuścili się tam wielu zbrodni na ludności cywilnej.
Kiedy von dem Bach-Zelewski przybył do ogarniętej powstaniem Warszawy, rozpoczynała się właśnie masowa rzeź jej mieszkańców. W powojennych zeznaniach utrzymywał, że dotarł do polskiej stolicy pomiędzy 13 a 15 sierpnia. Próbował w ten sposób uchylić się od odpowiedzialności za zbrodnie na mieszkańcach Woli i Ochoty, których dokonywała nowo utworzona grupa uderzeniowa pod dowództwem SS Gruppenfuehrera Heinza Reinefahrta (podlegał bezpośrednio von dem Bachowi-Zelewskiemu).
W 1944 r. Dirlewanger otrzymał przydział do grupy bojowej tłumiącej powstanie warszawskie. „Żadnemu Polakowi, uzbrojonemu czy nie, nie okazywano litości. Prowadząca atak brygada Dirlewangera i jej azerscy wspólnicy torowali sobie drogę przez Wolę z niespotykanym barbarzyństwem” – pisze Christopher Hale w książce „Kaci Hitlera”.
Von dem Bach-Zelewski zapamiętał Dirlewangera jako gorliwie wypełniającego rozkazy podwładnego. „Osobiście nieustraszony i dzielny, podtrzymywał swój autorytet tylko przez największą brutalność. Nałogowy pijak i łgarz, był w stosunku do o wiele prymitywniejszego Kamińskiego bardziej wyrafinowany” – zeznawał po wojnie niemiecki dowódca.
Jak dodawał, Brygada Dirlewangera, mimo że złożona ze zdemoralizowanych żołnierzy, odznaczała się sporą wartością bojową. „Składała się ona wyłącznie z karanych poprzednio kryminalistów i przestępców politycznych, którym była zapewniona amnestia, o ile wykażą się męstwem w walce. Byli więc ludźmi, którzy nie mieli nic do stracenia, a wszystko do zyskania” – relacjonował von dem Bach-Zelewski.
Oddziały Kamińskiego i Dirlewangera bezpośrednio podlegały rozkazom gen. Reinefahrta (1903-1979), który 5 sierpnia, podczas pacyfikacji Woli, skarżył się do przełożonych tymi słowami: „Co mam robić z cywilami? Mam mniej amunicji niż zatrzymanych”.
Ten słynący z okrucieństwa dowódca, z zawodu prawnik, przed powstaniem m.in. uczestnik kampanii polskiej 1939 r. i francuskiej 1940 r. oraz wojny ze Związkiem Sowieckim, miał za sobą błyskotliwą karierę w niemieckim aparacie policyjnym w Protektoracie Czech i Moraw oraz Głównym Urzędzie Policji Porządkowej w Berlinie. Od 1944 r. sprawował funkcję dowódcy SS i Policji w Kraju Warty.
W czasie powstania, oprócz przeprowadzenia rzezi Woli, Reinefahrt dowodził oddziałami niemieckim w walkach o Stare Miasto, Powiśle i Czerniaków. Odpowiadał za masowe zbrodnie na cywilach, likwidację jeńców wojennych oraz chorych przebywających w szpitalach i ich personel medyczny.
„Po wojnie Reinefarth trafił do niewoli brytyjskiej, nie został jednak wydany Polakom, którzy błędnie pisali wnioski ekstradycyjne. Potem zaczęła się Zimna Wojna i szanse na jego ekstradycję zniknęły. Jako lokalny polityk prawicowy już w 1951 r. został burmistrzem Westerland na wyspie Sylt, potem - posłem do Landtagu. Zmarł jako szanowany współobywatel w 1979 r.” – przybliża powojenny życiorys zbrodniarza prof. Borodziej.
Reinefahrt, podobnie jak von dem Bach-Zelewski i Dirlewanger, zostali po stłumieniu powstania uhonorowani przez Adolfa Hitlera. Wódz III Rzeszy nadał im wysokie odznaczenia wojskowe: von dem Bach-Zelewski i Dirlenwanger otrzymali Krzyże Rycerskie Żelaznego Krzyża, a Reinefarth – Liście Dębowe do Krzyża Rycerskiego Żelaznego Krzyża.
Odznaczeni zbrodniarze, mimo że bezpośrednio odpowiadali za gehennę mieszkańców Warszawy w czasie powstania, nie zostali po wojnie sprawiedliwie osądzeni.
„Zastanawiam się, czy jakikolwiek niemiecki oficer został skazany przez sąd w Niemczech za zbrodnie popełnione w czasie powstania i mam spory kłopot, aby choć jedną taką osobę znaleźć” – podkreśla prof. Borodziej. Jak dodaje, głównodowodzący wojsk tłumiących powstanie gen. von dem Bach-Zelewski był inteligentnym dowódcą, a jednocześnie „jednym z największych zbrodniarzy wojennych nie tylko w Warszawie”, w pełni zasługującym na karę śmierci.
„Von dem Bach, świadek koronny aliantów w czasie procesów norymberskich, został skazany w RFN li tylko za przestępstwa przedwojenne (…). Dirlewanger zginął tuż po wojnie. Najważniejszy warszawski gestapowiec zaginął w lutym 1945 r. i tylko dowódca SS i policji Paul Otto Geibel skazany został przez (polski) sąd na dożywocie” – podsumowuje badacz.
Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ ls/