Uroczyste obchody 75. rocznicy deportacji Tatarów z Krymu odbyły się w sobotę w Kijowie. Przywódcy Tatarów krymskich oraz tatarscy aktywiści uchwalili rezolucję wzywającą organizacje międzynarodowe i rządy państw ONZ do uznania wysiedlenia za akt ludobójstwa.
18 maja 1944 r. na rozkaz Józefa Stalina deportowano z Krymu ponad 180 tys. Tatarów, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia półwyspu w związku z oskarżeniami o kolaborację z III Rzeszą. W rodzinne strony powrócili dopiero w połowie lat 80.
Wchodzący w skład Ukrainy Krym został zaanektowany przez Rosję w marcu 2014 roku, po interwencji zbrojnej i referendum uznanym przez władze Ukrainy i Zachód za nielegalne. Tatarzy krymscy, którzy stanowią 12 proc. mieszkańców półwyspu, byli przeciwni nielegalnemu plebiscytowi. Ich społeczność w większości zbojkotowała głosowanie, narażając się na represje ze strony rosyjskich władz.
Refat Czubarow, przewodniczący Medżlisu (samorządu tatarskiego), wyjaśnił w rozmowie z mediami, że od czasu zajęcia Krymu przez Rosję Tatarzy nie mogą organizować swych tradycyjnych wieców, które przeprowadzali wcześniej w Symferopolu w kolejne rocznice deportacji.
„Co roku kilkadziesiąt tysięcy osób przybywało, aby uczcić pamięć ofiar. Teraz rosyjska władza zabrania naszych zgromadzeń, uznając je za nielegalne demonstracje. Ale dziś w dziesiątkach miejsc na Krymie odbyły się niezależne żałobne uroczystości, na które nie wpuszczono przedstawicieli okupacyjnych władz” - powiedział Czubarow.
„Nasza społeczność wciąż jest poddawana prześladowaniom. Rosyjscy okupanci chcą, aby Tatarzy opuścili Krym. Nie mogą znowu zamknąć nas wszystkich w pociągach i wywieźć w ciągu trzech dni. Dlatego stosują represje mające sprawić, że ludzie będą bali się o przyszłość swoją i swoich dzieci i sami wyjadą z Krymu” - ocenił Czubarow akcentując, że Tatarzy krymscy liczą na stanowcze reakcje społeczności międzynarodowej i wsparcie dla ofiar łamania praw człowieka na półwyspie.
W sobotę na terenie kompleksu Ekspocenter Ukrainy otwarto wystawę „Skradziony Krym”, składającą się z instalacji artystycznych przedstawiających różne etapy deportacji Tatarów krymskich.
„Moja matka była jedynym dzieckiem w naszej rodzinie, które przeżyło deportację. Trójka jej młodszego rodzeństwa umarła jeszcze w pociągu, podczas drogi do Uzbekistanu. Przez całe życie wspominała, że gdy zaczynali jazdę, wszystkie dzieci w wagonie płakały, lecz potem z każdym dniem były coraz słabsze i nie miały już na to siły. Teraz ja opowiadam ich historię swoim dzieciom” - mówi PAP Asan Bekirow, Tatar z Symferopola, który tuż po aneksji Krymu uciekł z półwyspu na Ukrainę kontynentalną.
„Pamięć o deportacji to wręcz element naszych genów. Gdy tylko zrozumiałem, że Rosja chce oderwać Krym od Ukrainy, od razu podjąłem decyzję o wyjeździe. Cały dobytek zmieściliśmy w kilku walizkach i dwa dni później byliśmy już w Kijowie. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że tak błyskawiczna decyzja była motywowana lękiem przed powtórką z historii” - dodaje.
Podczas oficjalnego otwarcia wystawy prezydent Ukrainy Petro Poroszenko podkreślił, że historia Tatarów krymskich zatoczyła koło i znów cierpią oni z powodu prześladowań polityczno-religijnych. „Wiem, jak ciężko wam było znaleźć się znów w okowach rosyjskiego reżimu, spadkobiercy reżimu Stalina, który w swojej istocie jest taki sam jak sowiecki, tak samo cyniczny, zbrodniczy i okrutny” - powiedział.
Prezydent Ukrainy przypomniał również, że w aresztach i więzieniach na Krymie wciąż przetrzymywanych jest 86 osób, w większości Tatarów krymskich. Oficjalnie podziękował ich narodowi za niezłomną walkę o wolność oraz ukraiński patriotyzm. Wyraził też głębokie przekonanie, że Krym wróci do Ukrainy.
„Okupacja oraz aneksja Krymu w 2014 roku zmusiła tysiące Tatarów krymskich oraz Ukraińców do opuszczenia swych domów, ale prawda i nadzieja wygrają. Jestem pewien, że Krym zostanie zwolniony, a państwo-złodziej będzie zmuszone oddać to, co ukradło. Krym to Ukraina, a Ukraina to Europa” - zaznaczył Poroszenko.
Z Kijowa Monika Andruszewska (PAP)
mand/ akl/