Czy stolica PRL, jako największy ośrodek miejski w państwie, wytworzyła swój własny, specyficzny margines społeczny? Kim byli warszawscy „ludzie wykluczeni” – pytają organizatorzy konferencji naukowej zorganizowanej w stołecznym Przystanku Historia.
Konferencja IPN „Margines społeczny w komunistycznej Warszawie (1945–1989)” - panel 1. Kanał IPNtv na portalu YouTube:
Zdaniem prof. Patryka Pleskota z Instytutu Pamięci Narodowej pojęcie marginesu społecznego w PRL należy rozumieć inaczej niż w dyskusjach o współczesnych problemach społecznych. W jego opinii polityka władz PRL spychała na margines różne grupy społeczne, tworzyła swoiste obrzeża społeczeństwa.
„Ludzie znajdowali się na marginesie społecznym niekoniecznie z własnej winy. Często byli spychani ponieważ nie uznawali powszechnie przyjmowanych, mainstreamowych praktyk społecznych, byli stygmatyzowani” – podkreślił prof. Pleskot. Stąd obecność wśród referatów również tych poświęconych represjom władz PRL wobec Świadków Jehowy lub niektórych grup wyznań protestanckich. „Dążyliśmy do podjęcia analizy socjologicznej, dlatego nie należy traktować pojęcia marginesu w sposób stygmatyzujący” – dodał organizator konferencji.
Prof. Pleskot zapowiedział również, że przygotowywana przez IPN publikacja pokonferencyjna zostanie zatytułowana inaczej niż organizowana w Przystanku Historia konferencja. „Być może wartością dodaną naszej dyskusji będzie wypracowanie bardziej adekwatnego określenia na nazwanie problemu ludzi obrzeży społecznych” – stwierdził.
Szczególną kategorią grup uznawanych przez władze PRL za margines społeczeństwa były subkultury młodzieżowe. W odczytanym przez prof. Pleskota referacie poświęconym subkulturze bikiniarzy, Paulina Duś z Uniwersytetu Opolskiego zauważyła, że jej największą liczebnością i popularnością cieszyli się przed 1956 r. Smak „zakazanego owocu” najmocniej przyciągał młodzież zafascynowaną kulturą amerykańską. Jednocześnie Duś zauważa, że należy oddzielić obraz propagandowy bikiniarzy od rzeczywistości lat 50. „Typowy bikiniarz nie istniał, był tworem propagandy okresu stalinowskiego” – podkreśliła. Po 1956 r. stopniowa liberalizacja i większy dostęp do kultury zachodniej sprawił, że subkultura bikiniarzy zanikła, a wiele prezentowanych przez nią wzorów zachowań było już tolerowanych przez władze.
Prof. Patryk Pleskot z IPN: Pojęcie marginesu społecznego w PRL należy rozumieć inaczej niż w dyskusjach o współczesnych problemach społecznych. Polityka władz PRL spychała na margines różne grupy społeczne, tworzyła swoiste obrzeża społeczeństwa. Przygotowywana przez IPN publikacja pokonferencyjna zostanie zatytułowana inaczej niż organizowana w Przystanku Historia konferencja. Być może wartością dodaną naszej dyskusji będzie wypracowanie bardziej adekwatnego określenia na nazwanie problemu ludzi obrzeży społecznych.
Kilkanaście lat później do PRL przeniknęły wzory subkultury hipisowskiej. Jak zauważył dr Bogusław Tracz z katowickiego Instytutu Pamięci Narodowej, podobnie jak w wypadku bikiniarzy rozwój tej subkultury wynikał z fascynacji kulturą zachodnią, ale o zupełnie odmiennym zabarwieniu ideowym. Historyk podkreślił ich związki ze środowiskami artystycznymi, którego przedstawiciele postrzegali hipisów jako ludzi, którzy zamienili swoje życie w nieustającą działalność artystyczną.
Również wśród polskich hipisów pojawiły się silne podziały. „Niektóre z grup hipisowskich z Warszawy zwracała się w kierunku wartości religijnych, inne zaś skupiały się głównie na używkach” – podkreślił dr Tracz. Różny był również stopień zaangażowania w subkulturę hipisowską. Część tworzyła komuny. Inni byli „hipisami sezonowymi, którzy długie włosy nosili jedynie w wakacje”. „Szacunki milicyjne określają liczbę warszawskich hipisów na około 60 w 1968 r., w 1970 r. było ich już około 300, lecz tylko 55 pochodziło z Warszawy. Pozostali uwzględnieni w kartotekach przyjeżdżali do Warszawy. 70 proc. hipisów było mężczyznami” – powiedział.
Wyjątkowa na tle innych grup „marginesu” była opisywana przez dr. Przemysława Gasztolda społeczność nazywana „warszawskim Bejrutem”. Tworzyli ją „studenci” i „turyści” z Bliskiego Wschodu. Wielu z nich utrzymywało kontakty z organizacjami terrorystycznymi wspieranymi przez reżim PRL. „Zajmowali się również działalnością dodatkową, taką jak przemyt biżuterii, elektroniki, drogiej odzieży z Europy Zachodniej. Ten mikroświat w latach siedemdziesiątych był swoistą enklawą kapitalizmu na mapie Warszawy. Jego mieszkańcy żyli zupełnie inaczej niż obywatele PRL” – podkreślił dr Gasztold.
Badacz dziejów terroryzmu i służb specjalnych zauważył, że Warszawa była dla nich wymarzonym miejscem do prowadzenia luksusowego życia i możliwości łatwego korumpowania milicji, dzięki dostępowi do walut zachodnich. Ich miesięczne dochody kilkukrotnie przekraczały przeciętne zarobki w latach 70. Miejscem prowadzenia nielegalnych interesów były najlepsze ówczesne kluby, takie jak „Kamieniołomy” w Hotelu Europejskim. Sposobem na zdobycie dochodów były również kontakty z warszawskim marginesem społeczeństwa. „Milicja miała informacje, że grupa Libańczyków werbuje do pracy na Bliskim Wschodzie jako prostytutki, młode kobiety wywodzące się z najbiedniejszych kręgów społecznych lub uciekające z rodzinnych domów” – stwierdził dr Gasztold, opowiadając o operacji milicji o kryptonimie „Harem”.
Tematem warszawskiej prostytucji w PRL zajęła się w swoim wystąpieniu Anna Dobrowolska z Uniwersytetu Warszawskiego. „Prostytucja miała być problemem, który miał zaniknąć w systemie komunistycznym. Dlatego w polu zainteresowania milicji problem ten znalazł się dopiero po 1956 r., gdy powołano specjalne sekcje zajmujące się tego rodzaju przestępczością” – stwierdziła. Co ciekawe, większość funkcjonariuszy stanowiły kobiety. „Szczególne natężenie tego zjawiska obserwowano w Śródmieściu i na Pradze. Prostytucja w tych dzielnicach miała jednak różne oblicza i odzwierciedla topografię społeczną tego środowiska” – podkreśliła Dobrowolska.
Jak wyjaśniła, w dokumentach milicyjnych pojawiało się zróżnicowanie kobiet trudniących się nierządem, od tych pracujących w melinach na Pradze, poprzez lokale gastronomiczne, aż po najlepsze hotele. „Wokół kobiet trudniących się prostytucją tworzyło się swoiste środowisko w skład, którego wchodzili nie tylko sutenerzy, ale również taksówkarze, portierzy i kelnerzy czerpiący zyski ze współpracy z prostytutkami” – podkreśliła Dobrowolska. Jej zdaniem, część kobiet trudniących się nierządem w latach 70. dostrzegało w swoim zajęciu szansę emancypacji, poprzez zarabianie w hotelach zamieszkiwanych przez „dolarowych” cudzoziemców. Ich działalność ułatwiała współpraca z bezpieką, która traktowała je jako informatorki.
„Komunistyczna Warszawa widziana oczami ludzi wykluczonych – szeroko rozumianego marginesu społecznego – zyskuje niespodziewane barwy. Dostrzegamy za to rzeczywistość czającą się gdzieś w podziemnym nurcie miejskiego życia, na opuszczonych ulicach, ciemnych zaułkach, brudnych suterynach” – podkreślają organizatorzy konferencji w Przystanku Historia. Niektórzy z pisarzy czasów PRL poświęcali swoje utwory ludziom marginesu. Uznawany za jednego z najwybitniejszych Marek Nowakowski w swoich opowiadaniach opisywał świat warszawskich przestępców, cinkciarzy.
W swoim referacie Krzysztof Kosiński z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk mówił m.in. o charakterystycznej postaci „Księcia Nocy”, który w opowiadaniach Nowakowskiego jest swoistym przewodnikiem po środowiskach ludzi „żyjących wbrew komunizmowi”. Zdaniem prof. Kosińskiego w kilkuset opowiadaniach Nowakowski nakreślił obraz marginesu społecznego tworzonego przez ludzi, którzy „tworzyli świat wolności wewnątrz komunistycznego państwa”.
Warszawa z opowiadań Nowakowskiego była miastem zupełnie nieobecnym w propagandzie komunistycznej lub piętnowanym, jednak, jak podkreślił prof. Kosiński, „Nowakowski odczuwał poczucie wspólnoty z Warszawą składającą się z knajp i bazarów”. Jego zdaniem warszawski margines był dla Nowakowskiego „antyspołeczeństwem wobec społeczeństwa tradycyjnego i budowanego przez komunistów nowego społeczeństwa” oraz odrzuca jego normy. Jak dodał prof. Kosiński, Nowakowski nie idealizował świata marginesu, lecz obserwował go z zaciekawieniem.
Po 1956 r. świat warszawskiego marginesu został pokazany w powstałych na fali odwilży filmach dokumentalnych. „Wyłaniający się z nich obraz Warszawy był krańcowo odległy od wizji z propagandy komunistycznej” – napisał w przedstawionym na konferencji referacie prof. Tomasz Sikorski z Uniwersytetu Szczecińskiego. W latach 70. i 80. zupełnie inne odbicie w polskim filmie zyskały środowiska przestępcze prezentowane w serialu „07 zgłoś się”. Zdaniem Weroniki Dorociak z Uniwersytetu Warszawskiego był to jednak obraz „Warszawy fikcyjnej”, a celem serialu było propagowanie pozytywnego obrazu Milicji Obywatelskiej oraz zbudowanie u widzów przekonania o powiązaniach peerelowskich przestępców z zachodnimi grupami przestępczymi.
Szeroki zakres tematyczny konferencji sprawił, że za margines uznano również niektóre grupy religijne postrzegane przez system komunistyczny jako potencjalnie niebezpieczne. Szczególnie negatywnie postrzegano Świadków Jehowy. Jak podkreślił dr Tomasz Bugaj z Uniwersytetu Śląskiego, wymierzona w nich propaganda komunistyczna i represje jedynie wzmocniły spoistość tej grupy wyznaniowej.
Patronat medialny nad wydarzeniem objął m.in. portal Dzieje.pl.
Michał Szukała (PAP)
szuk/ rda/
Konferencja IPN „Margines społeczny w komunistycznej Warszawie (1945–1989)” - panel 2. Kanał IPNtv na portalu YouTube:
Konferencja IPN „Margines społeczny w komunistycznej Warszawie (1945–1989)” - panel 3. Kanał IPNtv na portalu YouTube: