W Polsce po 25 latach, jakie upłynęły od 1989 roku bardzo dużo ludzi żyje gorzej niż przed ćwierć wiekiem. I to jest mój ból. Bo my chcieliśmy Polski wolnej, ale i solidarnej – mówi Kornel Morawiecki, były przewodniczący Solidarności Walczącej.
PAP: Był Pan jedną z najbardziej znanych postaci opozycji, przewodniczącym Solidarności Walczącej. Dlaczego zabrakło pana przy Okrągłym Stole?
Kornel Morawiecki: Większość kierownictwa Solidarności Walczącej, tak samo jak ja, uważała, że Okrągły Stół jest złym pomysłem, bo zmierza do poprawiania komunizmu. Dlatego nie chcieliśmy w takich rozmowach brać udziału. Naszym programem było bowiem pokonanie komunizmu i będąc w podziemiu, jawnie to głosiliśmy. Czy mogliśmy więc zaprzeczyć sobie? Do dzisiaj zresztą nie wiadomo, czy Okrągły Stół był polskim pomysłem. Większość historyków tak uważa, ale część sądzi, że to była idea moskiewska. Nie wiem, jak było w istocie. Ale gdy jeden z krajów z orbity sowieckiej – Rumunia – nie chciał jej realizować, to dyktatora rozstrzelali jego współtowarzysze.
Kornel Morawiecki: Większość kierownictwa Solidarności Walczącej, tak samo jak ja, uważała, że Okrągły Stół jest złym pomysłem, bo zmierza do poprawiania komunizmu. Dlatego nie chcieliśmy w takich rozmowach brać udziału. Naszym programem było bowiem pokonanie komunizmu i będąc w podziemiu, jawnie to głosiliśmy.
PAP: Czy miał Pan zaproszenie do wzięcia udziału w rozmowach z władzami?
Kornel Morawiecki: Jesienią 1988 roku przy kościele na Solcu odbyło się spotkanie przedstawiciela Solidarności Walczącej Wojciecha Myśleckiego z warszawską opozycją montującą porozumienie z władzą. Byli tam m.in. Geremek, Mazowiecki, Kuroń, Bujak, Moczulski. Zapraszali nas do wzięcia udziału w rozmowach. Wówczas zresztą koncept Okrągłego Stołu był znacznie uboższy niż ten, który później się realizował. Chodziło np. tylko o to, by Solidarność mogła wrócić do zakładów pracy. Komuniści jeszcze nie byli gotowi zgodzić się na Solidarność jako ogólnopolski związek. Ale czuli, że jeśli kompromis nie będzie akceptowany społecznie, to cała koncepcja rozmów spali na panewce. I tutaj nasza rola, choć nie byliśmy przy Okrągłym Stole, była większa niż tych, którzy zasiedli do rozmów z władzą. Samą swą obecnością i determinacją wymuszaliśmy taki stopień kompromisu, który potem okazał się dla komunizmu zgubny.
PAP: Dlaczego uważa Pan, że Okrągły Stół był koncepcją reformy komunizmu?
Kornel Morawiecki: Wynika to ze wszystkich materiałów, z wypowiedzi w mediach tamtego okresu. Przy Okrągłym Stole ani jedna, ani druga strona nie mówiła przecież o wyjściu z komunizmu. Zwornikiem zreformowanego systemu miał być generał Jaruzelski, szykowany na prezydenta o uprawnieniach niemal dyktatorskich. Jak teraz wytłumaczyć cudzoziemcowi, że byliśmy w szpicy wyjścia z komunizmu, że jako naród mamy w tym znaczący wkład, skoro wybraliśmy Jaruzelskiego na prezydenta? Gdy przepadła lista krajowa w pierwszej turze wyborów 4 czerwca, to kandydatów z drugiej listy wprowadzono do parlamentu tylnymi drzwiami, zmieniając ordynację w trakcie wyborów. Wszystko po to, by dotrzymać umowy gwarantującej prezydenturę generałowi.
PAP: Opozycjoniści nie mogli żądać przy Okrągłym Stole demontażu komunizmu, bo przecież strona rządowa nie zgodziłaby się na takie rozmowy.
Kornel Morawiecki: Dlaczego nie zgodziłaby się? Na Okrągły Stół komuniści przystali przecież nie z łaski. Zmusił ich nacisk społeczny. Bali się, że jeśli nie będzie rozmów z opozycją, to do gry wejdzie ulica, zrewoltowana młodzież i zacznie ich wieszać.
PAP: Myśli Pan więc, że powinno się wykorzystać ten strach do postawienia radykalnych postulatów.
Kornel Morawiecki: Trzeba było trochę poczekać i zażądać dekomunizacji oraz lustracji. Z komunistami należało rozmawiać, ale tylko o sposobie przejęcia władzy. Oni nie mieli już kim nas pokonać. Nie było takich, którzy zdecydowaliby się do nas strzelać. Czuli, że ustrój, który reprezentują, przegrywa. Chcieli więc przegrać tak, żeby z klęski wynieść część władzy i zbić majątek. I to się im udało. Część aparatu partyjnego i większość służb siłowych dostrzegała pułapkę, w której się znaleźli. Rozmowy z tzw. konstruktywną opozycją traktowali jako próbę wyjścia z niej.
Nie odmawiam naszym przeciwnikom nawet tego, że niektórzy z nich chcieli dobrze dla Polski. W 1980 roku mieliśmy koncepcję solidarności społecznej, tworzyły się sprzyjające Solidarności struktury poziome w partii. W 1989 roku należało więc do tego nawiązać i działać tak, by pożytek odniósł cały naród. Tego nie zrobiono. W rezultacie skorzystała tylko część elit władzy i część elit opozycji. Okrągły Stół zapoczątkował prywatę.
PAP: Był Pan przeciwnikiem Okrągłego Stołu, ale czy widzi pan pozytywne jego strony?
Kornel Morawiecki: Widzę. Przecież skutkował upadkiem komunizmu w całym imperium sowieckim. A dopóki komunizm istniał, była groźba konfrontacji dwóch wrogich sobie uzbrojonych po zęby bloków. Wojna jądrowa mogła zniszczyć naszą cywilizację. Teraz ten strach został odsunięty. Zapytajmy jednak, czy gdyby nie było Okrągłego Stołu, toby ten reżim nie upadł? On był skazany na klęskę, a układ wtedy zawarty zapewnił miękkie lądowanie ludziom systemu i agentom wszelkiej maści. Przyniósł też korzyści temu odłamowi działaczy Solidarności, którzy w podziemiu tezy o pokonaniu komunizmu uważali za oszołomstwo, i którzy za wszelką cenę dążyli do ugody.
PAP: Głosował Pan w wyborach 4 czerwca 1989 roku?
Kornel Morawiecki: Nie. Byłem za bojkotem tych nie do końca wolnych wyborów. Zresztą wiele osób czuło w nich fałsz, miały niedosyt. Głosowało 62 procent. Jednak nawet takie wybory przyczyniły się do upadku systemu. Komuniści nie spodziewali się tak słabego poparcia społecznego. To był dzień ich klęski w Polsce.
Tylko że system nie zmienił się na taki, o jakim marzyliśmy w podziemiu. Po 1989 roku nastał system drapieżnego kapitalizmu. Rozkradziono majątek narodowy, podzielono się nim. Zniszczona została nasza konkurencyjność na obcych rynkach, a kraj zalały zagraniczne towary. Owszem, zostaliśmy wpuszczeni do Europy, ale dopiero wtedy, kiedy zostaliśmy rozgrabieni za przyzwoleniem pookrągłostołowych rządów.
Jesteśmy w potężnym bloku Zachodu, jednak straciliśmy siłę i chęć poprawiania świata, przydawania się innym. Nie mamy nawet takich ambicji, chcemy tylko jak najwyższych dotacji z Unii Europejskiej. A co my chcemy dać Europie, co my dziś tworzymy, jakie wartości? Przecież niedawno potrafiliśmy sprzeciwić się komunizmowi, stworzyć oryginalną Solidarność, z powodu której byliśmy dla innych ciekawi. Chcieliśmy poprawy Polski, lepszego świata i częściowo udało nam się to osiągnąć. Teraz zaś mamy podcięte skrzydła. Nie fruwamy, lecz pełzamy. To efekt Okrągłego Stołu. On nas znijaczył i odebrał naszą wyjątkowość.
Kornel Morawiecki: Trzeba było trochę poczekać i zażądać dekomunizacji oraz lustracji. Z komunistami należało rozmawiać, ale tylko o sposobie przejęcia władzy. Oni nie mieli już kim nas pokonać. Nie było takich, którzy zdecydowaliby się do nas strzelać. Czuli, że ustrój, który reprezentują, przegrywa. Chcieli więc przegrać tak, żeby z klęski wynieść część władzy i zbić majątek. I to się im udało.
PAP: Dlaczego uważa Pan, że Okrągły Stół miał negatywny wpływ na Polaków?
Kornel Morawiecki: Była w nim polityczna nieuczciwość. Jej symbolem jest brak rzetelnej lustracji. Można agentom wybaczyć, ale nie wolno było godzić się na niszczenie teczek, na honorowanie donosicieli i na stawianie im pomników. Moi niektórzy koledzy z opozycji, korzystając z układów, stali się krezusami finansowymi. Nie o to walczyliśmy. Chcieliśmy Polski sprawiedliwości i równych szans. W ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat Chiny odniosły ogromny sukces cywilizacyjny. Wolę oczywiście nasz system, niż ich, ale zapytam, jaka część chińskiego społeczeństwa żyje gorzej niż przed ćwierć wiekiem? W Polsce natomiast jest to drastyczny problem, którego skali warstwy uprzywilejowane wolą nie dostrzegać. I to jest mój ból. Bo my, Solidarność Walcząca, i my, uczciwi ludzie Solidarności, chcieliśmy Polski wolnej, ale i solidarnej.
Kornel Morawiecki był działaczem „Solidarności”, delegatem na I Krajowy Zjazd "Solidarności", w latach 1982-1990 przewodniczącym Solidarności Walczącej. Jest redaktorem naczelnym "Gazety Obywatelskiej" i prezesem Stowarzyszenia Solidarność Walcząca.
Rozmawiał Tomasz Stańczyk (PAP)
tst/ eaw/ pro/