O „rozczarowaniu przebiegiem uroczystości żałobnych wśród aktywistów grup antysocjalistycznych, którzy spodziewali się bardziej zdecydowanego wystąpienia kard. Glempa, demonstracji o charakterze politycznym, a nawet zamieszek ulicznych” – informowało 7 listopada 1984 r. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
Jego funkcjonariusze pilnie śledzili przygotowanie, przebieg i komentarze w związku z pogrzebem ks. Jerzego Popiełuszki 3 listopada. I nie ma w tym nic dziwnego. Chowano nie tylko znanego kapłana, ale na dodatek zamordowanego przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. W związku z pogrzebem SB prowadziła działania operacyjne na terenie całej Polski. Ich podstawowym celem było niedopuszczenie do „wrogich” demonstracji, a także zmniejszenie, ograniczenie frekwencji na uroczystościach pogrzebowych. W tym ostatnim bezpiekę wspierało wspierało wiele instytucji – od Milicji Obywatelskiej przeprowadzającej drobiazgowe, skrupulatne kontrole drogowe w przypadku osób udających się do stolicy samochodami, a zwłaszcza autokarami, po kuratoria oświaty – w efekcie np. w Warszawie wolna sobota (tego dnia odbywał się pogrzeb) w szkołach niespodziewanie stała się dniem nauki…
Służba Bezpieczeństwa zastosowała również sprawdzoną w przeszłości metodę, czyli prewencyjnie zatrzymania na 48 godzin. W efekcie wielu działaczy opozycji albo nie dotarło na uroczystości pogrzebowe, albo się na nie spóźniło. Standardowym działaniem SB było też monitorowanie nastrojów, rejestrowanie komentarzy czy plotek. I tak np. 1 listopada 1984 r. przytaczano opinię „obserwatorów zachodnich”, że władze PRL „zrobią wszystko, żeby zwłoki ks. J. Popiełuszki zostały złożone w krypcie kościoła św. Stanisława Kostki, a nie na cmentarzu”. Miało to wynikać z chęci uniknięcia „niebezpieczeństwa dla porządku publicznego związanego z przemieszczaniem się dużej liczby osób na pogrzebie i w perspektywie ograniczenia ewentualnego kultu ks. J. Popiełuszki wyłącznie do świątyni”. Obserwacji poddano osoby, które oczekiwały 2 listopada przed Zakładem Medycyny Sądowej w Białymstoku na zakończenie sekcji zwłok kapłana. Śledzono również przewóz zwłok do stolicy i moment ich złożenia w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. „Trumnę ze zwłokami […] przywieziono do kościoła o godz. 18.30. Wniesiono ja do wewnątrz na rękach parafian. Jezdnia przed kościołem wyłożona została kwiatami, a na jej obrzeżach zapalono tysiące zniczy. Liczba osób zebranych w tym czasie wynosiła ok. 12 tys.” – informowano. Relacjonowano przebieg mszy świętej w intencji zamordowanego, odnotowując „krytyczne oceny działalności przedstawicieli prasy i innych środków przekazu”.
SB bacznie obserwowała przebieg samego pogrzebu. Jej funkcjonariusze szacowali, że o 6.00 rano – czyli pięć godzin przed jego rozpoczęciem – przed kościołem zgromadziło się ok. 15 tys. osób. Z kolei – w ich ocenie – przed samymi uroczystościami miało to być już ok. 100 tys. Przytaczali także szacunki dziennikarzy zachodnich, że „w okolicy kościoła” zgromadziło się kilkaset tysięcy osób, a według niektórych korespondentów (np. brytyjskich) nawet milion. W ceremonii wziął udział prymas Polski Józef Glemp, liczni biskupi i duchowni, a także działacze opozycji. W przypadku tych ostatnich esbecy odnotowali obecność m.in. Bronisława Geremka, Seweryna Jaworskiego, Jacka Kuronia, Leszka Moczulskiego, Zbigniewa Romaszewskiego czy Lecha Wałęsy. Nie przeoczyli też udziału zachodnich dyplomatów, m.in. chargé d'affaires ambasad Stanów Zjednoczonych i Francji, ambasadorów Wielkiej Brytanii, Kanady, Szwecji i Belgii. Post factum stwierdzali: „większość zachodnich placówek była reprezentowana przez członków kierownictwa i wyższy personel”. Uroczystości pogrzebowe – w ocenie funkcjonariuszy – obserwowali wszyscy akredytowani w PRL stali korespondenci, a także „dziennikarze czasowi”. Próbowali oni przeprowadzać wywiady na temat oceny działalności ks. Jerzego Popiełuszki czy „stosunku do resortu spraw wewnętrznych”.
Po pogrzebie MSW informowało, że Józef Glemp wygłosił półgodzinną homilię, mszę żałobną koncelebrowało dwunastu księży, a w jej trakcie głos zabierali m.in. ks. Teofil Bogucki (proboszcz parafii św. Stanisława Kostki), Andrzej Szczepkowski (były prezes Związku Artystów Scen Polskich) oraz Lech Wałęsa (przewodniczący NSZZ „Solidarność”). Wszystkie wystąpienia zarejestrowano zarówno dla celów operacyjnych, jak i do ewentualnego wykorzystania procesowego…. W efekcie Szczepkowskiego, którego działalność obserwowano w ramach kwestionariusza ewidencyjnego, zaczęto rozpracowywać w ramach sprawy operacyjnego sprawdzenia. „Podpadł” on esbekom m.in. za te słowa o ich kolegach po fachu: „ohydę tej nikczemnej zbrodni powiększa fakt, że ów współczesny Kain wyzuty jest nie tylko z wszelkich ludzkich uczuć, ale też z polskiej wyobraźni, przeżarty kłamstwem i nienawiścią nie wie, że zadany skrytobójczo cios zapewni temu młodemu kapłanowi, nieustraszonemu kapłanowi wejście do triumfalnego grona polskich męczenników i wielkie nad grobem zwycięstwo”.
Jak raportowano po pogrzebie, który przebiegał bez zakłóceń, tworzyły się grupki (od 2 do10 tys. osób), które rozchodziły się w różnych kierunkach stolicy, śpiewając pieśni kościelne i skandując hasła w rodzaju: „Chodźcie z nami”, „Rzućcie pały – przebaczymy”, „My chcemy Lecha, nie Wojciecha i Bujaka, nie Kiszczaka”. W przypadku tych zmierzających do centrum Warszawy zastosowano działania zaporowe, w rezultacie – jak podkreślano bez użycia „środków przymusu bezpośredniego” – udało się ostatecznie doprowadzić do rozbicia zgromadzonych na mniejsze grupki. Notabene „taktowne zachowanie służb porządkowych” miało być „eksponowane” w relacjach zagranicznych, z jednym wyjątkiem – korespondenta włoskiej agencji ANSA Francesco Bigazza. Relacjonował on, że „na Starym Mieście siły milicyjne użyły gazu łzawiącego dla rozproszenia tłumu”.
Przez kolejne dni, tygodnie, a nawet lata obserwowany był również grób ks. Popiełuszki. Tak się działo do końca 1989 r. I nie ma w tym nic dziwnego, jeśli przypomni się, że stał się on nie tylko celem pielgrzymek Polaków, lecz i oficjalnych wizyt polityków zachodnich odwiedzających PRL. W okolicy kościoła św. Stanisława Kostki – „w związku z przewidzianą wzmożoną frekwencją ludności” – po pogrzebie pozostawiono odwody „w sile dwóch kompanii Batalionu Szybkiej Interwencji”. Ponadto „siłami D[zielnicowego] U[rzędu] S[praw] W[ewnętrznych] [Warszawa]-Żoliborz zabezpieczono prewencyjnie rejon kościoła”. O sytuacji przy grobie warszawskiego kapłana informowano kierownictwo MSW, a za jego pośrednictwem władze PRL. I tak np. dwa dni po pogrzebie raportowano, że gromadzą się przy nim liczne osoby oddające hołd zamordowanemu duchownemu, a do jego grobu tworzą się długie kolejki. W ocenie esbeków w godzinach popołudniowych miało się ich tam zgromadzić od 8 do 10 tys. Informowano także o wystawianiu przy grobie kilkuosobowych wart, jak również o kolportażu ulotek „informujących o zamiarze usypania w tym miejscu kamiennego pomnika”.
W latach 1985–1989 grób ks. Jerzego Popiełuszki należał do miejsc, które bezpieka zaliczała do „szczególnie narażonych na możliwość wrogich wystąpień”, zwłaszcza w pierwszych dniach listopada. Nie dziwi zatem podejmowanie „działań zabezpieczających”. Ich potrzebę niespełna rok po pogrzebie uzasadniano w następujący sposób: „Należy założyć, że [….] w rejonie kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu w dniach 1 i 3 listopada br. będą się gromadzić znaczne ilości osób, w tym przedstawiciele podziemia politycznego. Stawarza to realną możliwość zaistnienia zakłóceń porządku i bezpieczeństwa publicznego”. Od 1985 r. był to stały punkt w planie operacji po kryptonimem „Wierzba”, czyli zabezpieczenia porządku i bezpieczeństwa w województwie stołecznym w związku ze „Świętem Zmarłych”. Przez kolejne cztery lata w dniach od 1 do 3 listopada w okolice kościoła św. Kostki kierowano dodatkowe oddziały Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej. Nie zmieniło tego nawet utworzenie rządu przez związanego z opozycją Tadeusza Mazowieckiego. Zresztą to właśnie w 1989 r. – w związku z piątą rocznicą pogrzebu – w MSW, kierowanym nadal przez Czesława Kiszczaka – potencjalne zagrożenie uznano za większe…Zapobieżeniu „wystąpieniom antysocjalistycznym” miało służyć także „rozpoznanie posesyjne i zabezpieczenie” przez dzielnicowych budynków przyległych do żoliborskiego kościoła. Z kolei w jego rejonie i na terenie przykościelnym działała grupa specjalna złożona z oficerów SB po cywilnemu, której nadano kryptonim „Sanktuarium”.
„Propagowanie kultu Popiełuszki” nie było uznawane przez władze za zagrożenie jedynie lokalne, warszawskie. W latach 1985–1989 w listopadzie esbecy otaczali również „specjalną troską” cmentarze w innych miejscowościach (np. w Krakowie), na których znajdowały się symboliczne mogiły kapłana. Zagrożenie owym kultem wykraczało zresztą poza granice PRL. Jak informowała w kwietniu 1985 r. Służba Bezpieczeństwa, w Watykanie rozważano kwestię kanonizacji ks. Popiełuszki. Miało to związek z postulatami duchownych i wiernych z krajów Ameryki Łacińskiej, aby proces kanonizacyjny rozpocząć w przypadku Oskara Romero, arcybiskupa San Salwador zamordowanego w marcu 1980 r. przez szwadrony śmierci za występowanie w obronie ubogich. A ponieważ zabójstwo Popiełuszki miało „podobne podłoże polityczne”, wzmacniało to naciski także na jego kanonizację. Ta była zresztą postulowana już kilka dni po jego pogrzebie. Tylko w 1985 r. do Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej napłynęło blisko 14 tys. imiennych próśb z Polski oraz 16 innych krajów w tej sprawie. Co więcej, trwały też sondażowe, zakulisowe rozmowy w sprawie rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego warszawskiego księdza. Jednak zarówno w Watykanie, jak i wśród polskich hierarchów przeważał sceptycyzm. Jak np. miał stwierdzić w rozmowie z kard. Petro Palazzinim (prefektem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych) abp Bronisław Dąbrowski (sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski): „szybkie rozpoczęcie procesu kanonizacyjnego ks. Popiełuszki nie jest wskazane, gdyż mogłoby jeszcze bardziej skomplikować stosunki państwo–Kościół, a także spowodować negatywne reakcje ZSRR”. Władze PRL mogły tym razem odetchnąć ze spokojem – proces beatyfikacyjny kapłana zamordowanego przez funkcjonariuszy SB oficjalnie otwarto dopiero dwanaście lat później.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP