W najnowszym numerze miesięcznika „Mówią wieki” historia upadku muru berlińskiego i zjednoczenia Niemiec w trzydziestą rocznicę otwarcia granicy między RFN a NRD. Redakcja przedstawia też wyniki plebiscytu „Bohater września ’39”.
Plebiscyt zorganizowany przez redakcję „Mówią wieki” został rozstrzygnięty w internetowym głosowaniu czytelników. Wyraźnie zwyciężył dowódca Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszek Kleeberg. Wyniki te komentuje na łamach magazynu historyk dziejów najnowszych prof. Janusz Odziemkowski z UKSW. „Trudno mówić o niespodziance, bowiem zawsze był postrzegany jako jeden z bohaterów tragicznej kampanii” – zauważa. Profesor przypomina, że Kleeberg był jednym z niewielu dowódców kampanii polskiej, który nie został zwyciężony w boju z dwoma agresorami. Kapitulacja dowodzonego przez niego ostatniego zgrupowania polskiej armii wynikała z niemal całkowitego wyczerpania zapasów amunicji.
Co ciekawe, decyzją czytelników kolejne miejsce zajął człowiek odległy od sfery wojskowości, a nawet bieżącej polityki. „Drugie miejsce w plebiscycie zajął prof. Stanisław Lorentz, wyprzedzając o kilka długości dotychczas niekwestionowanych bohaterów wojskowych kampanii wrześniowej oraz Stefana Starzyńskiego, cywilnego bohatera obrony Warszawy” – podkreśla prof. Odziemkowski. We wrześniu 1939 r. dyrektor Muzeum Narodowego wraz z jego pracownikami organizował dramatyczną akcję ratowania dzieł sztuki w bombardowanym Zamku Królewskim. Pod okupacją niemiecką zorganizował akcję dokumentowania grabieży dziedzictwa narodowego oraz próbował ograniczyć jego skalę. Po 1945 r. ratował polskie dzieła sztuki przed grabieżą prowadzoną przez kolejnego okupanta. „Tak wysoka pozycja prof. Lorentza może być jednak sygnałem, że zaczynamy doceniać rolę depozytu kulturowego i jego znaczenie dla kondycji narodu. W czasach mody na krzykliwe lekceważenie przeszłości jako kulturowego i emocjonalnego balastu, który utrudnia nam budowanie szczęśliwej przyszłości, jest to myśl krzepiąca” – zauważa historyk.
„13 sierpnia 1961 r. w środku nocy władze NRD rozpoczęły operację +Chiński mur+. W odróżnieniu jednak od Chińczyków, którzy pragnęli zabezpieczyć się przed zagrażającymi im barbarzyńcami, wschodnia część Niemiec odgradzała się od cywilizacji europejskiej, której była częścią” – pisze dr Dominik Pick z Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie. Zauważa również, że mimo iż mur przetrwał niecałe trzy dekady, to wciąż dzieli Berlin w sferze mentalnej i społecznej. Dziś moment upadku muru 9 listopada 1989 r. jest traktowany jako naturalna konsekwencja przemian demokratycznych w innych krajach bloku komunistycznego oraz ogromnych protestów Niemców z NRD jesienią 1989 r. Wówczas jednak wydawało się, że moment ten nie przyniesie szybkich i tak daleko idących konsekwencji w postaci szybkiego zjednoczenia Niemiec. Późną jesienią 1989 r. zdawało się, że to „zaledwie” wstęp do demokratyzacji NRD. Narzędziem przemian miał być „niemiecki okrągły stół”, który obradował od grudnia 1989 r. Dr Łukasz Jasiński z CBH PAN podkreśla, że z polskim okrągłym stołem (ten berliński miał kształt prostokąta) łączy go nie tylko nazwa, ale również to, że jego skutki niemal natychmiast były nieaktualne. „Wysiłki dysydentów zmierzające do demokratyzacji NRD szybko jednak rozminęły się z oczekiwaniami społecznymi. Hasłami demonstracji były bowiem już nie tylko likwidacja Stasi i demokratyzacja, ale też szybkie zjednoczenie Niemiec. Wiosną 1990 r. większość opinii publicznej nie oczekiwała głębokiej przebudowy, ale jak najszybszej likwidacji znienawidzonej republiki” – stwierdza autor.
Wielu uczestników enerdowskiej opozycji antykomunistycznej podkreśla dziś wyjątkowe znaczenie ruchu „Solidarności” dla przemian w NRD i zjednoczenia Niemiec. „Polsce przypada wyjątkowa rola. Mogliśmy na nią patrzeć z podziwem już od początku lat osiemdziesiątych. Był to wyłom. Wywalczone, wolne i niezależne związki zawodowe – tak osiągnięta samodzielności była od samego początku rysem w dotychczasowym betonowym wizerunku systemu” – podkreśla w rozmowie z dr. Dominikiem Pickiem pastor Marcus Meckel, działacz opozycji wschodnioniemieckiej.
W najnowszym „Mówią wieki” wiele wątków związanych z historią wojskowości. Historyk dziejów nowożytnych Emil Kalinowski przypomina zapomniane epizody z dziejów siedemnastowiecznego Lwowa. Stolica Rusi Czerwonej była centrum działań konfederacji wojskowych domagających się wypłaty zaległych żołdów. Szczególnie wiele tego rodzaju konfliktów rozgrywało się po zakończeniu długich wojen ze Szwecją i Rosją. W 1662 r. Lwów stał się faktyczną stolicą Rzeczypospolitej i centrum życia politycznego. „Pod koniec sierpnia do Lwowa przybył król Jak Kazimierz z gwardią i dworzanami, a także obaj hetmani, Stanisław Potocki i Jerzy Lubomirski oraz Stefan Czarniecki. Komisja obradowała w budynku ratuszu, deputaci Związku Święconego mieli swe koło w klasztorze franciszkanów, zaś Związku Pobożnego u dominikanów” – opisuje autor.
Historię wypraw krzyżowych przypomina Bartosz Dźwigała, mediewista z UKSW. Łacińscy kronikarze pierwszej krucjaty utożsamiali Egipt z biblijnym Babilonem – symbolem zła, grzechu i przemocy przeciwko Bogu. W latach 1163–1169 Amalryk, łaciński król Jerozolimy, postanowił stoczyć z nim ostateczną walkę i poprowadzić rycerstwo do uderzenia w samo serce Egiptu” – pisze o wydarzeniach mających doprowadzić do pokonania panujących nad Nilem Fatymidów.
Również Karolina Morawska z Wydziału Historycznego UW poświęca swój artykuł epoce rycerstwa. „Jak według średniowiecznych moralistów skutecznie opierać się uwodzicielskim sztuczkom kobiet? Które są szczególnie niebezpieczne dla moralności niewinnych młodzieńców? Jakie kryteria należy przyjąć w poszukiwaniu życiowej partnerki? Z odpowiedziami na te pytania spieszyli rodzimi kaznodzieje” – pisze autorka. Co ciekawe, jeden z najsłynniejszych polskich kaznodziejów późnego średniowiecza upatrywał szczególnego zepsucia wśród studentów. „Jeśli mianowicie siedzi taki rozpustny młodzieniec, słuchając mądrości Arystotelesa lub Platona, duch jego uwija się na rynku albo sposobi się do biesiady, albo rozmyśla o próżnej zabawie, albo o łożu swojej nieszczęsnej kochanki” – grzmiał z mównicy Stanisław ze Skarbimierza w 1401 r.
W dodatku tematycznym „Pieniądz i społeczeństwo na ziemiach polskich” przygotowanym we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim historia prywatnych wydatków ostatniego króla Polski. W drugim artykule Michał Bąk z Instytutu Historycznego UW przypomina najwcześniejsze dzieje polskiego rynku bankowego oraz kryzysu finansowego z roku 1793. „Po 1775 r. kredyty udzielane przez banki warszawskie lub za ich pośrednictwem odgrywały ważną rolę w reformach gospodarczych państwa, próbach zakładania spółek akcyjnych, handlowych oraz fabryk i manufaktur. Rozpoczęła się intensywna odbudowa ze zniszczeń oraz próby wydobycia państwa i narodu z zacofania względem sąsiadów” – zaznacza autor. Ówczesny szybki rozwój i modernizacja struktur gospodarczych zostały pokrzyżowane przez katastrofę II rozbioru.
Michał Szukała (PAP)
szuk /