Wykształcony w epoce romantyzmu zindywidualizowany kult zmarłych umożliwiał upamiętnienie zwykłych żołnierzy, chowanych dotąd bezimiennie na pobojowiskach – pisze redaktor naczelny „Mówią wieki” prof. Michał Kopczyński.
Przed stu laty, po hekatombie I wojny światowej, przez Europę przetaczały się gorące dyskusje nad sposobami upamiętniania milionów poległych na frontach. Symbolem martyrologii tego okresu stały się gigantyczne cmentarze wojenne, mauzolea i groby nieznanych żołnierzy. Jednak jak zauważa prof. Michał Kopczyński, przemiana, jaką stało się upamiętnianie zwyczajnych żołnierzy, ma swoje korzenie w czasach wojen napoleońskich. Od czasów greckich poleis aż po początek XIX wieku, upamiętniano jedynie największych wodzów. Wojny prowadzone przez republikańską i napoleońską Francję toczone były przez obywateli, a nie „poddanych”. „Podobnie jak w antycznej Grecji, polegli byli przecież obywatelami powołanymi pod broń, a nie – jak dotąd – wagabundami, o często kryminalnej przeszłości, zaciągającymi się w szeregi dla żołdu i łupów. Pierwszy krok uczyniono w Prusach budując w latach 1816−1818 w Berlinie Nowy Odwach będący jednocześnie posterunkiem straży królewskiej i miejscem pamięci poległych w wojnie przeciw Napoleonowi” – przypomina redaktor naczelny magazynu.
Sposobem wyrażania żalu po poległych były nie tylko pomniki, ale również wygłaszane, zgodnie z ówczesnymi modami retorycznymi, mowy pogrzebowe. Ich analizie poświęca swój artykuł prof. Jarosław Czubaty z Uniwersytetu Warszawskiego. „W ich świetle śmierć żołnierska wpisywała się w odwieczny topos śmierci odważnego wojownika lub – to częściej wówczas spotykane odniesienie – rycerza” – podkreśla autor. Mowy były również nasączone odwołaniami do literatury klasycznej i historii starożytnej. Czymś zupełnie nowym był żal po śmierci zwyczajnych żołnierzy oraz niemal równanie ich zasług z działaniami wodzów. „Publiczna rozpacz po śmierci podkomendnego nie musiała być uznana za przejaw słabości. Przeciwnie, mogła uchodzić za dowód wzniosłości uczuć żałobnika lub stanowić miarę zasług poległego” – stwierdza prof. Jarosław Czubaty.
Po I wojnie światowej, gdy liczbę poległych po obu stronach pierwszy raz liczono w milionach, ich upamiętnieniu poświęcono niezwykle wiele wysiłku. Szczególny kult poległych rozwinął się w pokonanej Rzeszy. „W sierpniu 1924 roku, podczas obchodów dziesięciolecia wybuchu wojny, prezydent Friedrich Ebert ogłosił plany wzniesienia ogólnokrajowego miejsca pamięci” – pisze prof. Piotr Szlanta. Przez kolejne lata wiele miejsc rywalizowało o możliwość wzniesienia tego monumentalnego obiektu. Autor przybliża powody „zwycięstwa” dzisiejszego Olsztynka na Mazurach, w którym do stycznia 1945 r. spoczywały prochy feldmarszałka Paula von Hindenburga, dowódcy w bitwie pod Tannenbergiem.
W imperiach starożytnych publiczna pamięć o bohaterach dotyczyła wyłącznie zwycięskich wodzów i władców. Postać jednego z najwybitniejszych przywódców późnej starożytności przypomina Tomasz Sińczak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. „Ostatnim w panteonie mocarstw regionu przed nadejściem islamu było potężne irańskie państwo Sasanidów. Długi okres potęgi i prosperity zawdzięczało ono wybitnemu władcy Szapurowi II (309–379). Ten znakomity strateg i wybitny polityk doprowadził Iran do wspaniałych sukcesów. Król królów był postrachem Arabów, których zmusił do uległości, Rzymian, których upokorzył i odebrał im ziemie, oraz koczowniczych nomadów z Azji Środkowej, z którymi mężnie walczył przez całe lata. Jego dziedzictwem było imperium rozciągające się od Mezopotamii po Azję Środkową i od Kaukazu po południowe wybrzeża Zatoki Perskiej” – pisze autor.
W przyszłym miesiącu przypada rocznica zamachu na znacznie bardziej znanego twórcę świata starożytnego. Śmierć Juliusza Cezara jest jednym z najbardziej znanych epizodów historii Imperium Rzymskiego. Rzadko pamiętane są jednak przyczyny zbrodni i jej konsekwencje. „Spiskowcy żywili nadzieję, że przeciwstawiając się dyktaturze Cezara, która zmieniała się w jawną tyranię, zdołają zapobiec przekształceniu przez niego republiki w monarchię typu hellenistycznego. Nie potrafili jednak przewidzieć, że zabójstwo dyktatora tylko opóźni nieuchronną zmianę systemu politycznego w Rzymie” – stwierdza prof. Stanisław Stabryła z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
O historii starożytnego Rzymu pisze również archeolog Anna Sumisławska. Do dziś podziw budzą osiągnięcia rzymskiej inżynierii, takie jak amfiteatry, mosty, drogi i akwedukty. W niektórych regionach swojego imperium zdobywali się jednak na bardziej spektakularne działania, które na zawsze przekształciły krajobraz tych zakątków Europy. W Las Médulas w Hiszpanii Rzymianie stworzyli potężne kopalnie złota. Do zdobycia cennego kruszcu rozbijali góry, siłą wody dostarczanej systemem akweduktów. „Można powiedzieć, że w pewnym sensie woda zastępowała nieznane wówczas materiały wybuchowe” – wyjaśnia autorka.
Redakcja magazynu nie zapomina o historii Polski. Mało znany epizod działań polskiej dyplomacji w czasach Sejmu Wielkiego przypomina Łukasz Nieroda z Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Król Stanisław August Poniatowski dążył do wzmocnienia międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej nie tylko poprzez zawarcie sojuszu wojskowego z Prusami, ale również odnowienie stosunków handlowych z Wielką Brytanią. Kością niezgody okazała się kwestia zrzeczenia się Gdańska na rzecz sojusznika Londynu – Berlina.
Dwieście lat przed panowaniem ostatniego króla Polski, po krótkich rządach Henryka Walezego, polska i litewska szlachta stała przed koniecznością wyboru nowego władcy. W grę o polski tron angażowały się nie tylko dynastie europejskie, ale również jeden z głównych wrogów Rzeczypospolitej. „Sułtan Murad III postanowił +pomóc+ polskiej szlachcie wybrać właściwego kandydata. Ową pomocą było pchnięcie Tatarów do dokonania najazdu – próbka tego, co mogłoby się dziać, gdyby na polskim tronie zasiadł król niemiły sułtanowi, a zatem kandydat Habsburgów lub Rurykowiczów” – stwierdza historyk Hubert Beczek z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Miłośników dziejów życia codziennego zainteresuje kolejny odcinek serii „Klio przy stole”. W tym miesiącu historyk kultury Maria Falińska analizuje rolę piwa w początkach cywilizacji na Bliskim Wschodzie. Znaczenie tego napoju wykracza poza dzieje kulinariów, ale obejmuje również dzieje społeczne i polityczne. „To świątynie oraz pałace organizowały prace w piekarniach, kuchniach i gorzelniach, angażując pracowników administracji i obrządków kultowych” – podkreśla autorka, wyjaśniając rolę piwa, jako jednego ze środków ówczesnej wymiany handlowej.
Michał Szukała (PAP)