Ok. 20 osób przejdzie 70-km trasę z Oświęcimia do Wodzisławia Śląskiego, by upamiętnić ofiary ewakuacji więźniów Auschwitz, przeprowadzonej przez Niemców w styczniu 1945 r. – poinformował we wtorek organizator Marszu Pamięci Jan Stolarz.
Niemcy między 17 a 21 stycznia 1945 r. wyprowadzili z Auschwitz i podobozów ok. 56 tys. więźniów, których skierowali głównie do obozów w Rzeszy. Podczas marszów ewakuacyjnych zginęło ich co najmniej 9 tys.
„Tym Marszem chcemy zwrócić uwagę na to, co człowiek człowiekowi potrafi wyrządzić. Chcemy upamiętnić męczeństwo więźniów. Ten Marsz jest żywą pamięcią” – powiedział w rozmowie z PAP Jan Stolarz, 76-letni mieszkaniec Radlina na Górnym Śląsku.
Uczestnicy Marszu wyruszą 18 stycznia spod bramy z napisem „Arbeit macht frei” w byłym niemieckim obozie Auschwitz. Pójdą cztery dni, m.in. przez Brzeszcze, Miedźną, Pszczynę, Studzionkę i Jastrzębie Zdrój. „Na trasie, którą my przejdziemy, zginęło ok. 600 osób” – powiedział Stolarz.
Piechurzy po drodze oddadzą hołd ofiarom spoczywającym na cmentarzach. Spotkają się też z uczniami okolicznych szkół, by przybliżyć im historię.
Stolarz dodał, że wśród uczestników Marszu Pamięci, który odbędzie się po raz siódmy, w większości są mieszkańcami Śląska.
Ewakuacja Auschwitz została przygotowana przez Niemców pod koniec 1944 r. w obliczu zbliżającej się armii sowieckiej. Kolumny więźniów miały się składać wyłącznie ze zdrowych i silnych ludzi, którzy podołają trudom długiego marszu. Wśród ewakuowanych znalazło się jednak sporo chorych. Obawiali się, że pozostanie w obozie będzie oznaczało śmierć. Ewakuowano także dzieci.
Pierwsze kolumny wymaszerowały 17 stycznia 1945 r. z podobozów Neu Dachs w Jaworznie oraz Sosnowitz. Ostatnia wyszła 21 stycznia z podobozu Blechhammer w Blachowni Śląskiej. Trasy marszów wiodły do Wodzisławia i Gliwic. Najdłuższą, która liczyła 250 km, pokonało 3,2 tys. więźniów z podobozu w Jaworznie. Szli do KL Gross Rosen na Dolnym Śląsku. Kolumny konwojowali uzbrojeni esesmani.
Podczas marszów zginęło co najmniej 9 tys. więźniów. Istnieje prawdopodobieństwo, że liczba ta mogła sięgnąć nawet 15 tys. osób. Umierali z zimna, zmęczenia lub od niemieckich kul.
Na trasie dochodziło do masakr. W nocy z 21 na 22 stycznia na stacji kolejowej w Leszczynach koło Rybnika został zatrzymany pociąg z Gliwic z 2,5 tys. więźniów. Po południu rozkazano im opuścić wagony. Z powodu wycieńczenia część z nich nie była w stanie wykonać rozkazu. Niemcy zaczęli strzelać w otwarte drzwi wagonów. Zginęło ponad 300 osób. Ocalałych pognano na Zachód.
Ofiary marszów zostały pochowane po drodze. Wśród nich były także dzieci. W 1965 r. w trakcie komasacji trzech położonych obok siebie mogił w Pszczynie, wydobyto szczątki dziewczynki. W pobliżu jej twarzy znajdował się blaszany kubek, który zaciskała w dłoniach. W tej samej pozycji złożono ją do nowego grobu.
Mieszkańcy miejscowości położonych na trasie Marszów – Polacy i Czesi – pomagała więźniom, którzy zdołali zbiec z marszu. Ukrywali ich i karmili.
Więźniowie, którzy przetrwali marsz do Wodzisławia lub Gliwic, wywożeni byli – pomimo przenikliwego chłodu – otwartymi wagonami kolejowymi do obozów Mauthausen i Buchenwald. Wielu spośród tych, którzy przeżyli Marsze Śmierci, zginęło w obozach w głębi Rzeszy.
W kompleksie KL Auschwitz hitlerowcy pozostawili ok. 7 tys. skrajnie wyczerpanych więźniów. 27 stycznia 1945 r. wyzwolili ich żołnierze Armii Czerwonej. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/ agz/