W niedzielę uczczono 39. rocznicę Lubelskiego Lipca 1980. Protesty w ponad 150 zakładach pracy w regionie poprzedziły strajki na Wybrzeżu i powstanie Solidarności.
Sparaliżowanie lubelskiego węzła kolejowego należało do najważniejszych wydarzeń tamtej fali strajków. W ich rocznicę na lubelskim dworcu kolejowym odprawiona została msza święta. Związkowcy, przedstawiciele władz, parlamentarzyści, samorządowcy złożyli kwiaty pod pomnikiem Doli Kolejarskiej w pobliżu dawnej lokomotywowni.
Prezydent Andrzej Duda w liście do uczestników uroczystości, odczytanym przez doradcę prezydenta Zofię Romaszewską, podkreślił, że bohaterowie lubelskich strajków w 1980 r. przystępując do zbiorowego protestu przeciwstawili się komunistycznej władzy i dali wyraz swojemu sprzeciwowi wobec zakłamania, łamania praw obywatelskich i pogardy dla człowieka.
"Bez odwagi i determinacji ludzi pracy Lubelszczyzny nie byłoby sierpnia 80, nie byłoby Solidarności i nie byłoby dziś niepodległej Rzeczypospolitej" – podkreślił prezydent Duda.
Premier Mateusz Morawiecki, który też napisał list do uczestników lubelskiej uroczystości, wskazał, że strajki w lipcu 1980 r. na Lubelszczyźnie były bezkrwawym protestem robotników, zakończonym częściowymi ustępstwami ówczesnych władz, a szczególną rolę w proteście odegrał strajk kolejarzy.
"To tam dzięki zorganizowanym formom oporu udało się stworzyć pierwszy na tych terenach zaczątek niezależnych związków zawodowych. Lubelski Lipiec był przełomem, stanowił preludium do wydarzeń sierpnia 80 r. Nie możemy zapomnieć, że to właśnie tutaj powołano pierwszą reprezentację protestujących i podpisano pierwsze porozumienia pomiędzy strajkującymi a władzami" – napisał premier w liście, który odczytał wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Sylwester Tułajew.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński w swoim liście do uczestników i organizatorów obchodów w Lublinie przypomniał, że spontaniczne strajki, spowodowane wprowadzeniem 1 lipca 1976 r. komercyjnych cen na artykuły mięsne w stołówkach i bufetach zakładowych wybuchały w całej Polsce, jednak to na Lubelszczyźnie miały one największą skalę i były najlepiej zorganizowane "Można powiedzieć, że przypominały regionalny strajk powszechny" - napisał. "Z perspektywy lat, to ówczesny wkład strajkującej Lubelszczyzny w wielopokoleniowe dzieło walki o wolność, niepodległość, godność i sprawiedliwość widać jasno i wyraźnie. Uświadamiamy sobie to ze szczególną mocą właśnie dziś (...). Te wydarzenia to niezbywalny element naszego ideowego dziedzictwa, którego pamięć należy pielęgnować i przekazywać kolejnym pokoleniom" – napisał Jarosław Kaczyński, którego list odczytał wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Krzysztof Michałkiewicz.
Przewodniczący komitetu strajkowego na kolei w Lublinie w lipcu 1980 r. Czesław Niezgoda powiedział dziennikarzom, że protest był przygotowywany od 1979 r. "Pierwszy raz po wojnie, w PRL, my kolejarze lubelscy zastrajkowaliśmy i zamknęliśmy cały węzeł lubelski. To było szaleństwo, żeby w tamtym czasie tak przeciwko władzy komunistycznej wystąpić. Walczyliśmy o podwyżki płac, poprawę warunków pracy, wolny, demokratyczny, niezależny od władz i partii związek zawodowy, zapewnienie nietykalności strajkującym" – powiedział.
"Nie wyszliśmy na ulice, tylko pierwszy raz zastosowaliśmy metodę strajku okupacyjnego. Cały lubelski węzeł został otoczony milicją i ZOMO, my wystawiliśmy kilkunastoosobowe brygady kolejarzy, którzy strzegli terenu. Cztery dni strajkowaliśmy, uzyskaliśmy spełnienie wielu postulatów. Już 18 sierpnia 1980 r. przeprowadziliśmy demokratyczne, niezależne od rządu, partii i administracji wybory, i rozpoczęliśmy działalność jako wolne związki zawodowe. Wtedy Wybrzeże strajkowało, a myśmy już mieli wolne związki" – dodał Niezgoda.
Kolejarze rozpoczęli protest 16 lipca w lokomotywowni, a potem zastrajkował cały węzeł. Ruch pociągów przez Lublin został zablokowany, a pociągi pasażerskie kończyły kursy pod miastem, skąd dowożono pasażerów komunikacją zastępczą.
Protesty w regionie rozpoczęły się 8 lipca w zakładach PZL Świdnik. Bezpośrednim impulsem do przerwania pracy była podwyżka cen w zakładowej stołówce, dlatego później mówiono, że "zaczęło się od kotleta". Strajki objęły ponad 150 zakładów pracy i kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Trwały do 25 lipca.
Po raz pierwszy w PRL protestujący robotnicy pozostali w swoich przedsiębiorstwach, negocjowali z władzami i podpisywali porozumienia. Żądali podwyżek płac, poprawy warunków pracy, lepszego zaopatrzenia, ale także m.in. pociągnięcia do odpowiedzialności winnych marnotrawstwa i nadużyć, ograniczenia biurokracji, nowych wyborów do władz związków zawodowych, wolnej prasy. Wkrótce po wygaśnięciu protestów na Lubelszczyźnie wybuchły strajki na Wybrzeżu, gdzie korzystano z lubelskich doświadczeń. (PAP)
Autor: Zbigniew Kopeć
kop/ mkr/