Decyzja wojewody jest antysolidarnościowa - powiedział w czwartek prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, komentując decyzję wojewody Dariusza Drelicha dot. zgody na organizowanie przez Solidarność na gdańskim Placu Solidarności zgromadzeń cyklicznych w rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych.
Na tym samym placu obchody 37. rocznicy Sierpnia '80 chciał zorganizować 31 sierpnia KOD; uzyskał na to zgodę władz Gdańska.
Decyzja wojewody pomorskiego oznacza, że – mimo zgody władz Gdańska - w dniu 31 sierpnia w godz. 12.00–19.30 na Placu Solidarności, własnych obchodów rocznicy podpisania Porozumień KOD nie będzie mógł zorganizować. Obowiązujące od kwietnia nowe przepisy Prawa o zgromadzeniach dają możliwość otrzymania na trzy lata zgody władz na cykliczne organizowanie zgromadzeń i brak możliwości organizacji konkurencyjnego zgromadzenia w tym samym miejscu i czasie.
Adamowicz podkreślił na konferencji prasowej, że "Sierpień ’80, Solidarność ma łączyć, a nie dzielić". "Decyzja wojewody jest decyzją nie mieszczącą się w dziedzictwie Sierpnia 1980. To jest przykład sprzeniewierzenia się ideałom Sierpnia ’80" - ocenił.
"Wysokiej rangi funkcjonariusz państwowy wykorzystując prawo, które większość poważnych autorytetów prawnych w Polsce uważa za niekonstytucyjne, a mianowicie ten zapis dotyczący imprez cyklicznych (…) Wojewoda użył tego wytrychu, który używa się co miesiąc w Warszawie każdego 10., aby podzielić gdańskie społeczeństwo. Aby podzielić Polaków na gorszy i lepszy sort, na złogi i patriotów, na dobrych ludzi i złych ludzi" - mówił prezydent Gdańska.
"Wysokiej rangi funkcjonariusz państwowy wykorzystując prawo, które większość poważnych autorytetów prawnych w Polsce uważa za niekonstytucyjne, a mianowicie ten zapis dotyczący imprez cyklicznych (…) Wojewoda użył tego wytrychu, który używa się co miesiąc w Warszawie każdego 10., aby podzielić gdańskie społeczeństwo. Aby podzielić Polaków na gorszy i lepszy sort, na złogi i patriotów, na dobrych ludzi i złych ludzi" - mówił prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
W jego opinii, "osoby, które były z jednej strony bramy stoczniowej w sierpniu 1980 czyli społeczeństwo" i "po drugiej stronie bramy strajkujący stoczniowcy i innych zakładów pracy" mogą dziś przeżywać "swego rodzaju wstrząs".
"Bo przyzwyczajono nas, że co roku mała grupka związkowców zaburzała różne oficjalne obchody Sierpnia’80. Ja pamiętam dobrze jako prezydent od 19 lat, jak buczano podczas wystąpienia prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego, historycznego przywódcy Lecha Wałęsy, czy innych osób, w tym marszałka Senatu Bogdana Borusewicza" - powiedział prezydent Gdańska.
Jego zdaniem, żaden ze związkowców nie skrytykował wówczas buczących osób. "Czy oni (Solidarność) mają coś wspólnego z historyczną Solidarnością, Sierpniem’80? Śmiem twierdzić, że nie mają niczego wspólnego. Dzisiaj to jest fikcja" - ocenił.
Adamowicz skrytykował wojewodę, że ten nie próbował być arbitrem w sporze między "S" i KOD, a tylko „sięgnął po pałkę administracyjną” i nie zachował „ani krzty pozoru obiektywności”.
Prezydent Gdańska zgodził się ze słowami posła PiS, b. przewodniczącego NSZZ "Solidarność", Janusza Śniadka z jednego z wywiadów, że Plac Solidarności to jest „miejsce święte”. „Tak to jest miejsce święte, a więc tym bardziej miejsce, które powinno łączyć. I nie ma pan Śniadek, ani pan Duda, ani pan Drelich prawa, aby komukolwiek zabraniać spotykać się na Placu Solidarności, bo plac ten nie jest własnością centrali związkowej. Jest własnością gdańszczan, jest sferą publiczną" - powiedział prezydent Gdańska.
Zdaniem Adamowicza, jesteśmy świadkami „przekroczenia kolejnej bariery”. „Kiedy funkcjonariusz publiczny zaczyna ograniczać przyrodzone, naturalne prawa obywatelskie do zebrania się w przestrzeni publicznej (...) Dzisiaj wojewoda pomorski po raz pierwszy w historii obchodów legalnych Sierpnia’80, po raz pierwszy od 1989 r. odważył się zastosować administracyjny zakaz wobec jednej grupy obywateli, którzy w terminie, zgodnie z prawem złożyli prawidłowy wniosek, żeby im powiedzieć: +nie panowie, nie panie, wy nie zasługujecie na to, żeby spotkać się 31 sierpnia+” - mówił Adamowicz.
„Uważam, że ten plac jest tak duży, a między 8.00 rano a 20.00 jest tyle godzin, że każdy mógłby się tam wykrzyczeć, wypowiedzieć tony kwiatów. Tylko problem jest taki, że nie mamy dobrej woli. Ja tę dobrą wolę przejawiłem, natomiast wojewoda mówi nie: +plac jest tylko dla działaczy jednej centrali związkowej, a inni proszę za płot+. I to jest rzecz niebywała" - oświadczył Adamowicz.
Dodał, że jednocześnie stawia się „innego funkcjonariusza publicznego prezydenta Gdańska” w „bardzo zaskakującej roli”.
„Otóż mi zgodnie z prawem przysługuje podjęcie decyzji w ciągu 24 godzin: albo wydać decyzję o zakazaniu KOD spotkania na Placu Solidarności, a jeżeli bym nie zakazał, to otwieram szerokie pole interpretacji dla pana ministra Błaszczaka, Zielińskiego i innych dotyczące, czy łamię prawo” - mówił.
Dodał, że ma czas na podjęcie decyzji do ok. godz. 19.00 w czwartek.
"Przemyślę wszystkie za i przeciw. Oczywiście moje obywatelskie sumienie i serce podpowiada, żeby oczywiście odmówić wydania decyzji o zakazie manifestacji KOD i pozostawić wojewodzie wydanie tzw. decyzji zastępczej. Ja należę do zwierzyny łownej. PiS w każdej chwili chciałby mnie w każdym momencie zamordować politycznie. I w związku z tym szuka rozwiązań wszelakich, by drogami legalnymi, półlegalnymi spowodować np. wprowadzenie do Gdańska zarządu komisarycznego” - powiedział Adamowicz.
Bezpośrednio po zakończeniu konferencji prasowej prezydenta Gdańska, rzeczniczka wojewody pomorskiego Małgorzata Sworobowicz powiedziała PAP, że wojewoda dopiero podejmie decyzję, czy, a jeśli tak, to w jakiej formie odpowie na zarzuty Adamowicza.(PAP)
rop/ aks/ mok/