Przedstawiciele Domu Polskiego we Władywostoku, wierni i duchowni miejscowej parafii pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny i pracujący we Władywostoku Polacy zebrali się w niedzielę na spotkaniu wigilijnym, pierwszym tego rodzaju od 96 lat.
Ostatnia udokumentowana informacja o wspólnej Wigilii Polaków we Władywostoku pochodzi z 1921 roku. Kilka lat później kościół pod wezwaniem NMP, mający status katedry, został zamknięty. O życiu wspólnoty katolickiej w latach 20. zeszłego stulecia dziś przypominają fotografie archiwalne na ścianach domu parafialnego.
"W tym miejscu najprawdopodobniej odbyła się w 1921 roku ostatnia wspólna polska Wigilia. My po 96 latach spotykamy się – Polacy, Rosjanie, przedstawiciele innych narodów - by zasiąść wspólnie przy stole wigilijnym i wrócić do dobrej historii, którą wprowadzili tutaj między innymi Polacy i katolicy" – powiedział na początku spotkania konsul RP w Irkucku Krzysztof Świderek.
Najmłodszymi uczestnikami Wigilii byli studenci uczelni we Władywostoku, Maria i Władimir. Oboje są parafianami władywostockiego kościoła i mają polskie korzenie – przynajmniej jedna osoba wśród ich przodków była polskiej narodowości.
Dla wielu przedstawicieli Polonii we Władywostoku językiem ojczystym jest rosyjski, a urodzenie w latach ZSRR oznaczało, że wychowano ich w tradycjach radzieckich – powiedział PAP szef organizacji Dom Polski Andrzej Sapiołkin. Jak tłumaczy, ludzie znali swoje polskie korzenie, ale w owych czasach o tych sprawach się nie mówiło. Kiedy sytuacja polityczna zmieniła się, "znaleźliśmy naszą tożsamość; został otwarty kościół katolicki, przyszli pierwsi parafianie. I nagle wyjaśnia się, że mają polskie korzenie; okazało się, że takich ludzi jest bardzo wielu" – powiedział Sapiołkin.
Szef Domu Polskiego podaje przykład własnej rodziny: jego matka pamiętała, że w dzieciństwie była przezywana Polką, a potem przez wiele lat nie wracała do swego pochodzenia. Atmosfera strachu niszczyła w ludziach chęć interesowania się własnymi korzeniami. Potem dowiedziała się, że jej ojciec był Polakiem i był represjonowany, ale nie zdołała dotrzeć do archiwów, wywiezionych z rodzinnego miasta w nieznane miejsce.
Jak mówi Sapiołkin, dziś członkowie Domu Polskiego we Władywostoku to ludzie, którzy przede wszystkim odczuwają "jakiś głos krwi" - związek emocjonalny z polskością. Tłumaczy, że on sam ma poczucie bliskości i podkreśla: "Polska jest w sercu".
Inni uczestnicy niedzielnego spotkania, Janina i Emil, trafili do Władywostoku z Czerniowiec na Ukrainie. Polką była babka i prababka Emila; Janinę wychował w polskiej tradycji ojciec. Oboje podkreślają przede wszystkim związek z religią. Kilka lat temu zdecydowali się osiedlić w Rosji. Przeprowadzając się tam z miasta do miasta zawsze sprawdzali, czy znajdą w nowym miejscu kościół katolicki. Latem tego roku wzięli ślub we władywostockiej świątyni.
"Bardzo ucieszyłam się, że jest (we Władywostoku) Dom Polski i jest możliwość podtrzymania tego płomyka, który zapalili we mnie rodzice. Jeśli będzie możliwość, przekażę go swoim dzieciom" - zapewnia Janina.
Andrzej Sapiołkin przyznaje, że polska organizacja we Władywostoku jest niewielka. Pytany o oczekiwania od państwa polskiego mówi, że organizacja nie oczekuje wielkiego wsparcia finansowego i to, co może, czyni własnymi siłami. Chciałby jednak, by relacje między Polską i Rosją poprawiły się i by było w nich więcej wzajemnego zrozumienia.
"Mamy nadzieję na większą obecność Polski w naszym mieście i regionie. Polska, nie bacząc na wszystkie perypetie polityczne jest moim zdaniem najbardziej popularnym wśród Rosjan krajem słowiańskim" – mówi szef Domu Polskiego.
Z Władywostoku Anna Wróbel (PAP)
awl/ ap/