Pogrzeb Witolda Zagórskiego odbędzie się 15 lipca w austriackim Gmunden. Zmarły 30 czerwca wybitny szkoleniowiec był twórcą największych sukcesów polskich koszykarzy, zapoczątkowanych srebrnym medalem mistrzostw Europy we Wrocławiu w 1963 r.
W trakcie 14 lat pracy z reprezentacją (1961-75) zdobył z nią trzy medale mistrzostw Europy, w pięciu czempionatach z rzędu zajmował miejsca w czołowej czwórce, wystąpił w trzech kolejnych igrzyskach olimpijskich i jedynych w historii polskiej koszykówki mistrzostwach świata.
„Był WIELKIM polskim trenerem koszykówki i wspaniałym człowiekiem. W pierwszym roku mojej pracy z drużyną narodową Witold przyjechał spotkać się z nami do Wiednia. Bardzo nas wspierał. Dziękuję mu za tamte wspólne chwile, spotkanie trenerskich pokoleń! Witold pozostanie legendą polskiej koszykówki” – napisał obecny trener kadry Mike Taylor na portalu społecznościowym.
Podopieczni Zagórskiego wspominają go jako wspaniałego szkoleniowca i przyjaciela.
„W ostatnich latach utrzymywaliśmy regularne kontakty telefoniczne, widywaliśmy się też na spotkaniach weteranów w Polanicy Zdroju, gdzie odcisk dłoni trenera otwiera galerię koszykarskich sław. Dla mnie to był człowiek, który mnie stworzył jako koszykarza, dał mi wielką szansę. Znalazłem się w jego taktycznej koncepcji drużyny narodowej. Dzięki niemu zaistniałem jako sportowiec i miałem okazję zjechać pół świata. Miał wyjątkowe wyczucie, co potrzebuje reprezentacja w danym momencie. Żył tą drużyną i jednocześnie był dla nas jak ojciec, opiekował się, interesował. Właściwie nas nie karał, ale dobrze wiedzieliśmy, co jest dobre, a co złe” – zaznaczył Grzegorz Korcz, olimpijczyk z Meksyku i Monachium, zdobywca czwartych lokat w ME 1969 i 1971, który wraz z Edwardem Jurkiewiczem został powołany do prowadzonej przez Zagórskiego reprezentacji Europy na mecz z Włochami z okazji jubileuszu tamtejszej federacji.
„Był WIELKIM polskim trenerem koszykówki i wspaniałym człowiekiem. W pierwszym roku mojej pracy z drużyną narodową Witold przyjechał spotkać się z nami do Wiednia. Bardzo nas wspierał. Dziękuję mu za tamte wspólne chwile, spotkanie trenerskich pokoleń! Witold pozostanie legendą polskiej koszykówki” – napisał obecny trener kadry Mike Taylor na portalu społecznościowym.
„Dzięki niemu zaczęła się moja miłość do koszykówki, gdy w październiku 1963 roku jako 12-letni chłopiec oglądałem ogromny sukces jego drużyny we Wrocławiu. Gdy trafiłem do reprezentacji juniorów, poświęcał mi dużo uwagi, powoływał na konsultacje z seniorami. Opowiadał mi potem, że wiązał ze mną spore nadzieje. Jego śmierć to szok dla całego środowiska koszykarskiego” – przyznał Tomasz Storożyński, były zawodnik Legii Warszawa i ŁKS Łódź.
„Witek miał samych przyjaciół. W stosunku do wszystkich był bardzo życzliwy. Wiadomo, że zawodnicy przychodzą do drużyny, ale też trzeba się z nimi żegnać. Z każdym utrzymywał niezwykle serdeczne stosunki. Myślę, że trener Adam Nawałka ma coś wspólnego z Zagórskim, bo też potrafi taką atmosferę w kadrze stworzyć i wszystkich zawodników przekonać do swoich decyzji” – powiedział PAP Stanisław Olejniczak, srebrny i brązowy medalista ME we Wrocławiu i Moskwie, olimpijczyk z Tokio.
Zagórski, zanim został trenerem, grał w koszykówkę w zespołach Polonii, której był kapitanem i Legii Warszawa. Z obydwoma zdobywał mistrzostwo Polski – w 1959 i 1961 roku. Swoją ulubioną dyscyplinę poznawał w YMCA, jako uczeń liceum Kołłątaja. W ubiegłorocznej rozmowie z dziennikarzem PAP podzielił się nieznaną dotychczas anegdotą - przyznał, że pod koniec lat 40. wykonał „jedyną w życiu akcję antyreżimową”. Było to już po przeniesieniu w 1948 roku liceum Kołłątaja z Polnej na Ochotę.
„Obok budynku szkoły na Grójeckiej stał duży kamień. Był na nim napis: +Niech się śmieje polskie dziecko śmiechem odrodzenia+ i poniżej podpis: +Józef Piłsudski+. Grywaliśmy nieopodal w piłkę ręczną. Pewnego dnia patrzę, a ktoś to wszystko zacementował, zabetonował. To ja na tym napisałem: „H... wam w dupę”. Ktoś mnie widział i doniósł do dyrektora. Zostałem wezwany do jego gabinetu. +Co ty tam wypisujesz na kamieniu?+ – spytał. +A cóż? To był brzydki napis: Niech się śmieje polskie dziecko śmiechem odrodzenia? To piękna sentencja, zwłaszcza po wojnie. Po cóż go było niszczyć?+ - odparłem. Ponieważ nasz dyrektor Brunon Łaganowski był AK-owcem i żołnierzem armii Maczka, w czarnym berecie chodził do ostatnich dni, powiedział mi tylko, żeby lepiej nie pisać takich rzeczy” – wspominał Zagórski.
Pamiątkowy kamień, odsłonięty 5 czerwca 1936 roku podczas uroczystego otwarcia ogrodu jordanowskiego przy Opaczewskiej 1 (dziś Banacha) przez Aleksandrę Piłsudską z córką Wandą i prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego, wkrótce po tym „incydencie” zakopano w pobliżu miejsca jego pierwotnej lokalizacji. Dziś znów można go tam zobaczyć. Obelisk wydobyto dzięki relacji świadków, którzy wskazali miejsce ukrycia, odtworzono historyczną inskrypcję i 5 czerwca 2012 ponownie odsłonięto.
Ówczesną reakcję spokojnego i ułożonego nastoletniego ucznia może tłumaczyć cytowane przez autorów książki „Srebrni chłopcy Zagórskiego” jedno z pierwszych w życiu wspomnień przyszłego trenera, urodzonego 25 września 1930 roku w Warszawie i ochrzczonego w Kościele Świętego Krzyża – pogrzeb marszałka Józefa Piłsudskiego. Niespełna pięcioletni Witek stał w tłumie z ojcem w Alejach Ujazdowskich, patrzył na orszak z trumną. Miał wówczas dłuższe włosy, obcięte na pazia. Potem znajomi mówili mu, że widać go było w pokazującej ceremonię kronice filmowej.
Marek Cegliński (PAP)
cegl/ co/