„Przychodzę tu jako ocalony” – oświadczył Roman Polański publiczności zgromadzonej w audytorium Memorial de la Shoah w Paryżu. Spotkanie pt. „Roman Polański – dziecko w Krakowie” odbyło się w ramach wystawy "Dzieci Holocaustu". Reżyser do tej pory bardzo rzadko poruszał osobiste wątki tragicznych czasów wojny i Holokaustu, w którym stracił część rodziny.
Polański rozpoczął od przypomnienia, że urodził się w rodzinie polskich Żydów w Paryżu w 1933 roku. Cztery lata później jego rodzina wyemigrowała do Krakowa, natomiast wojna zastała Polańskich w Warszawie, dokąd ojciec późniejszego reżysera, Mojżesz (po wojnie przyjął imię Ryszard – PAP), postanowił przenieść rodzinę, sądząc, że tak będzie bezpieczniej. Po miesiącu od wybuchu wojny, wrócili jednak do Krakowa.
„Dotarło do mnie, że coś jest nie tak, kiedy trzeba było nosić opaski identyfikacyjne” – wspomniał pierwsze chwile w getcie. Wspomnienia i sceny z getta krakowskiego pomogły Polańskiemu w dopisaniu własnej historii do „Pianisty”, choć akcja filmu toczy się w getcie warszawskim.
Ślady te w „Pianiście”, to między innymi budowa muru, czy scena, w której ojciec Władysława Szpilmana zostaje na ulicy pobity przez gestapowca. Podobna sytuacja przydarzyła się ojcu reżysera i pozostała głęboko zakorzeniona w jego pamięci.
Polański poruszył znane aspekty życia getta - stopniowe ograniczanie jego przestrzeni, bezlitosne łapanki, przymus pracy dla Żydów, w tym jego rodziców, którzy wykonywali w tym okresie głównie prace fizyczne – matka była sprzątaczką w wawelskiej rezydencji generalnego gubernatora Hansa Franka.
Dopytywany przez Samuela Blumenfelda, dziennikarza „Le Monde”, ujawnił też bardziej osobiste szczegóły dramatu. Między innymi wspomnienie o 3-4 letnim Stefanie, którym opiekował się z ojcem po łapance, w której wzięto rodziców chłopca. Wrócił też do dnia, w którym dowiedział się, że zabrano jego matkę.
„Nie, w tym czasie nie było już z nami mamy, zabrano ją podczas jednej z łapanek” – odpowiedział Polański na pytanie Blumenfelda, czy w marcu 1943, kiedy likwidowano getto, był jeszcze z rodzicami.
„Mieli na liście moją siostrę i ponieważ mówiło się, że coś się wydarzy, moja mama, nie wiem za bardzo dlaczego, przypuszczała, że siostra może być na liście, więc ją ukryła, nie wiem gdzie. Kiedy Niemcy przyszli po siostrę, a jej nie było, na jej miejsce wzięli mamę” – powiedział 79-letni reżyser, który w czasie owej łapanki przebywał po aryjskiej stronie, u rodziny Wilków.
„Mieli na liście moją siostrę i ponieważ mówiło się, że coś się wydarzy, moja mama, nie wiem za bardzo dlaczego, przypuszczała, że siostra może być na liście, więc ją ukryła, nie wiem gdzie. Kiedy Niemcy przyszli po siostrę, a jej nie było, na jej miejsce wzięli mamę” – powiedział 79-letni reżyser, który w czasie owej łapanki przebywał po aryjskiej stronie, u rodziny Wilków.
„Następnego dnia ojciec przyszedł po mnie do Wilków. Żeby wrócić do getta musieliśmy przekroczyć Wisłę. Na moście zaczął płakać, powiedział, że wzięli mamę. Nie płakałem, starałem się go uspokoić, powiedziałem, że też nas wezmą, jeśli nie przestanie. W taki sposób dowiedziałem się, że zabrali mamę. Siostrę zabrano kilka tygodni później” – wspominał. Poza Wilkami, u których reżyser ukrywał się regularnie, życie zawdzięcza także Putkom, którzy po likwidacji getta najpierw ukrywali go w Krakowie, a następnie wysłali na wieś, do Wysokiej, gdzie doczekał końca wojny.
Jednak wcześniej wracił sam do likwidowanego getta. W pokoju babci, który zajmował z ojcem i Stefanem, nie znajduje nikogo. Szukając ich, trafia na przepełniony Umschlagplatz krakowskiego getta, gdzie udaje mu się odnaleźć Stefana. Szybko rozumie, że trzeba działać. Najpierw chce nakłonić Stefana, który mówi po niemiecku, żeby powiedział gestapowcowi, że chcieliby tylko na chwilę wyjść po chleb, bo nie jedli od dwóch dni. Stefan ani myślał rozmawiać z gestapowcem, a sam Polański rozumiał, że nie ma to najmniejszego sensu. Podobnego planu użył jednak, zwracając się do polskich strażników.
„Mieli najwyżej 18-20 lat. Powiedziałem jednemu z nich, że nie jedliśmy od dwóch dni (...). Strażnik od razu zrozumiał, że to nieprawda, spojrzał na mnie i powiedział +idź+. Złapałem Stefana i zacząłem biec, na co on zareagował bardzo szybko +nie biegnij+, więc wyszliśmy spokojnie. Jeśli ktokolwiek ocalił mi życie, to na pewno ten młody Polak na krakowskim Umschlagplatzu” - zdradził reżyser. Podobna scena znajduje się w „Pianiście”, kiedy Szpilmana z transportu ratuje Izaak Heller z żydowskiej policji.
Jak podkreślił reżyser podczas wtorkowego spotkania „dopóki są ludzie, którzy pamiętają, pamięć istnieje. Kiedy odchodzimy, pamięć też odchodzi”.
Z Paryża Ewa Wohn (PAP)
ewo/ ls/ woj/