Kapelan w akt ślubu wpisał nasze pseudonimy - wspominał Bolesław Biega w rozmowie z PAP w 2014 r. Bolesław i Alicja Biegowie wzięli ślub 13. dnia Powstania Warszawskiego. Ceremonia odbyła się na belach papieru w sklepie nad szpitalem polowym. Za obrączki posłużyły kółka od firanek, ale panna młoda miała, prawie niemożliwy do zdobycia, bukiet z żywych kwiatów.
Noc poślubną spędzili na podłodze odbitej przez powstańców Poczty Głównej, a w podróż poślubną udali się do obozu jeńców. Jak mówił PAP Biega, mieli szczęście, bo wesele było prawdziwą ucztą, z sardynkami, biszkoptami, winami francuskimi, które odbili Niemcom.
Alicję Treutler, zwaną "Lili", Biega poznał po zbombardowaniu Warszawy w 1939 r. "To bardzo ciekawa historia. Moja matka była Angielką. Zmarła, gdy byłem bardzo młody. Ojciec, który był w służbie dyplomatycznej w Londynie, ożenił się powtórnie, znowu z Angielką, ale gdy wrócił do Polski i stracił pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, bo był w opozycji do Piłsudskiego, rozwiedli się. Po raz trzeci mój ojciec ożenił się z Polką. Jej siostra bliźniaczka miała dwie córki, też bliźniaczki. Gdy w 1939 r. wybuchła wojna, żona mojego ojca zabrała swoją matkę, siostrę i jej córki i wyszła z Warszawy. Po powrocie okazało się, że dom jest spalony i nie było gdzie mieszkać, a nasz dom przy Narbutta stał, choć szyby w oknach w czasie bombardowań oczywiście wyleciały. One zamieszkały u nas. Byłem więc bardzo szczęśliwym młodym człowiekiem, który miał dwie piękne dziewczyny, Halę i Lili" - mówił.
Kapelan batalionu "Kilińskiego" Wiktor Potrzebski pseudonim Corda zorganizował ołtarz na belach papieru w sklepie nad szpitalem przy ul. Moniuszki. W akt ślubu wpisał konspiracyjne pseudonimy nowożeńców. "Ojciec na szczęście zwrócił uwagę, że przecież trzeba napisać prawdziwymi nazwiskami" - powiedział Biega.
Po skończeniu gimnazjum na kompletach Biega poszedł do Szkoły Wawelberga, którą Niemcy otworzyli, bo - jak mówi - potrzebowali techników. Ostatnie egzaminy na inżyniera zdał miesiąc przed wybuchem powstania. Lili wybrała medyczną szkołę Zaorskiego. "W czasie okupacji jakoś jeszcze można było żyć, trudno było, było niebezpiecznie, ale prawie codziennie się widywaliśmy, nawet pojechaliśmy dwa razy na krótkie wakacje" - wspominał.
Biega szybko też nawiązał kontakty z konspiracją. Był w Szarych Szeregach, przeszedł szkolenie i dostał przydział do batalionu "Kilińskiego", w którym został dowódcą 2. plutonu. "Ja swoją ukochaną zwerbowałem, żeby prowadziła drużynę młodych panienek i uczyła ich bycia sanitariuszkami" - przyznaje.
1 sierpnia Biega w czasie ataku na Pocztę Główną na pl. Napoleona, dzisiaj Powstańców Warszawskich, został ranny. Do szpitala polowego trafił też jego dowódca, Franciszek Szafranek, pseudonim Frasza.
"Pewnego dnia +Frasza+ mówi: +Może weźmiecie ślub+. A ja mu na to, że jak można wziąć ślub w takich warunkach? On jednak powiedział, że wszystko zorganizuje" - wspomina Biega. Dowódca posłał gońca do Alicji z wiadomością: "Jutro będzie twój ślub".
"Gdy ojciec dowiedział się o ślubie, uznał, że zwariowałem. Pytał, z czego będziemy żyć. A ja powiedziałem, że przecież jutro może w ogóle nie będziemy żyć" - opowiadał.
Kapelan batalionu "Kilińskiego" Wiktor Potrzebski pseudonim Corda zorganizował ołtarz na belach papieru w sklepie nad szpitalem przy ul. Moniuszki. W akt ślubu wpisał konspiracyjne pseudonimy nowożeńców. "Ojciec na szczęście zwrócił uwagę, że przecież trzeba napisać prawdziwymi nazwiskami" - powiedział Biega.
"Z moich kolegów nikt nie przyszedł, bo akurat Niemcy atakowali nasze pozycje. Przyszły cztery dziewczęta z drużyny Lili, lekarze i rozmaici ranni ze szpitala, a także ludzie przechodzący ulicą" - mówił.
W czasie powstania związek małżeński zawarło 256 par, co oznacza, że na każdy dzień walk przypadały cztery śluby. Ceremonia ślubna Biegów jest jednak jedną z najlepiej udokumentowanych, gościem na ich ślubie był bowiem słynny powstańczy fotograf Eugeniusz Lokajski.
Ślub Biegów nie był jedynym. W czasie powstania związek małżeński zawarło 256 par, co oznacza, że na każdy dzień walk przypadały cztery śluby. Ceremonia ślubna Biegów jest jednak jedną z najlepiej udokumentowanych, gościem na ich ślubie był bowiem słynny powstańczy fotograf Eugeniusz Lokajski. Jego oddział - jak wspomina Biega - stacjonował po drugiej stronie ulicy. Gdy tylko Lokajski dowiedział się o ślubie, zabrał ze sobą ekipę filmową batalionu "Kilińskiego". Dzięki temu ceremonia została uwieczniona nie tylko na zdjęciach, lecz również na filmie, który był w czasie powstania pokazywany w kinie Palladium. Dzisiaj ślubną ceremonię Biegów można oglądać m.in. w filmie "Powstanie Warszawskie".
Wesele Biegów odbyło się na Poczcie Głównej, po odparciu przez powstańców niemieckiego ataku. "To była uczta weselna z biszkoptami, sardynkami, pasztetami, winami francuskimi, które odbiliśmy Niemcom. Naturalnie, była wódka" - wspominał Biega. Na noc zamierzał wrócić do szpitala, ale powiedzieli mu, że "skoro ma siły się żenić, to nie ma dla niego miejsca w szpitalu". Biega wrócił na pocztę. Noc poślubną spędził ze swoją żoną na podłodze.
Po upadku powstania ranny Biega trafił do szpitala. "Niemieckie wojsko transportowało rannych powstańców pociągiem sanitarnym do obozu jeńców w Zeithain, to było mniej więcej w połowie drogi między Lipskiem a Dreznem. Podróż poślubną myśmy odbyli do obozu jeńców" - wspominał. W drodze ich pociąg od niemieckiego wojska przejęło SS i skierowało do obozu koncentracyjnego. Według Biegi ujawnił się tu konflikt pomiędzy SS a niemieckim wojskiem, któremu pociąg z rannymi powstańcami ostatecznie udało się skierować do Zeithain.
Jeńcy czekali na wyzwolenie przez wojska alianckie, jak jednak wspomina Biega, Amerykanie stanęli i czekali. Biegowie obawiając się, że do Zeithain pierwsza dotrze Armia Czerwona, po ewakuacji Niemców postanowili uciec do amerykańskiej strefy; nie chcieli dostać się w ręce bolszewików.
Po wojnie wyjechali do Stanów Zjednoczonych. "Nie było mowy o powrocie do Polski w tamtym czasie. UB aresztowało ludzi z Armii Krajowej. Wielu oficerów zostało zabitych. Z moich kolegów nikt nie wrócił, dopiero po Stalinie niektórzy wrócili. Mój ojciec został aresztowany i wysłany do sowieckiego łagru, po tak zwanym wyzwoleniu Polski" - mówił.
Biega przyjechał do Polski pierwszy raz po wojnie w 1972 r. "Choć mówiło się, że za Gierka wiele się poprawiło, Warszawa była bardzo smutna. Ludzie rozmawiając rozglądali się dookoła, czy nikt nie podsłuchuje" - mówił.
Biega twierdzi, że powstanie było tragedią dla Warszawy, ale tak samo tragiczne byłyby losy miasta i jej ludności bez niego.
"Mimo że prawie nie mieliśmy broni, w pierwszych dniach powstania wielka część Warszawy była w naszych rękach, ludzie chodzili po ulicach prawie swobodni, cieszyli się, że Polska jest wolna" - zaznaczył. "Potem wielkie rozczarowanie. Sowiecka ofensywa stanęła, nie pozwalali nawet alianckim samolotom lądować, przywozili zapasy i musieli je zrzucać na spadochronach, wracali do Włoch bez lądowania. Wtedy zrozumieliśmy, że nic z tego nie będzie. Walczyliśmy o to, żeby jakoś przeżyć" - mówił.
Magdalena Cedro (PAP)
mce/ ls/