Chylę czoła przed dorobkiem zmarłej dziś Ludmiły Aleksiejewej. Wszyscy dotknięci przez komunistyczny totalitaryzm zachowamy ją we wdzięcznej pamięci - napisał w sobotę na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.
Także polski MSZ pożegnał Ludmiłę Aleksiejewą. "Odeszła Ludmiła Aleksiejewa – do końca aktywna, wychowawczyni wielu pokoleń obrońców praw człowieka, marząca o demokratycznej Rosji. Jej postawa pozostanie dla nas drogowskazem" - czytamy na Twitterze polskiego resortu spraw zagranicznych.
Legendarna obrończyni praw człowieka Ludmiła Aleksiejewa zmarła w wieku 91 lat w sobotę wieczorem w jednym z moskiewskich szpitali. Aleksiejewa, urodzona w Eupatorii na Krymie, była nazywana symbolem rosyjskiego społeczeństwa obywatelskiego. Kierowana przez nią Moskiewska Grupa Helsińska (MGH), do której dołączyła w 1976 roku, to najstarsza rosyjska organizacja broniąca praw człowieka.
Urodziła się 20 lipca 1927 roku w Eupatorii na Krymie. Ukończyła wydział historii Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego; w latach 50. pracowała jako nauczycielka historii, później jako redaktorka w wydawnictwie naukowym. W 1966 roku uczestniczyła w wystąpieniach w obronie pisarzy dysydentów Andrieja Siniawskiego i Julija Daniela. Rok później zaangażowała się w protesty w obronie dziennikarza Aleksandra Ginzburga i poety Jurija Gałanskowa, również skazanych na kary łagru. Za udział w ruchu dysydenckim została wykluczona z partii komunistycznej, była wielokrotnie zatrzymywana i wzywana na przesłuchania.
W 2017 roku oceniała, że miała szczęście, iż w połowie lat 60. znalazła się wśród ludzi tworzących w ówczesnym ZSRR ruch obrony praw człowieka. "Od razu zrozumiałam, że warto temu poświęcić życie" - powiedziała. Wspominała też, że strach odczuwała na początku, a potem przyzwyczaiła się i przestała się bać.
W latach 1968-1972 Aleksiejewa była maszynistką pierwszego w ZSRR opozycyjnego biuletynu informacyjnego "Kronika Wydarzeń Bieżących". W 1976 roku znalazła się wśród założycieli MGH, powstałej z inicjatywy dysydentów skupionych wokół Andrieja Sacharowa. W 1977 roku pod groźbą aresztowania została zmuszona do emigracji i wyjechała do USA, gdzie dokumentowała działalność środowisk dysydenckich. Współpracowała też z rozgłośniami Radio Swoboda i Głos Ameryki.
W 1993 roku wróciła do Rosji, a trzy lata później stanęła na czele Moskiewskiej Grupy Helsińskiej. Od 2002 roku zasiadała w Komisji ds. praw człowieka przy prezydencie Rosji, potem przekształconej w Radę ds. rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka.
W latach 2009-2010 Aleksiejewa była współorganizatorką wieców odbywających się w Moskwie w obronie 31. artykułu konstytucji Rosji, dotyczącego wolności zgromadzeń. Na jednym z tych wieców została w 2009 roku zatrzymana przez siły specjalne policji OMON. "Dla ludzi, którzy żyli w Rosji w latach 2000., Ludmiła Aleksiejewa jest nie tyle dysydentką radziecką, czy historykiem ruchu dysydenckiego (...), ile bohaterką sprzeciwu obywatelskiego wobec tej władzy, która jest teraz. To osoba, która uczestniczyła w wiecach przeciwko tej władzy, jeszcze zanim stało się to modne" - napisał po śmierci Aleksiejewej znany dziennikarz Oleg Kaszyn.
Przy czym, Aleksiejewa cieszyła się szacunkiem nie tylko wśród opozycji, ale też w strukturach państwowych. Rzeczniczka praw człowieka Tatiana Moskalkowa powiedziała w sobotę, że szefowa MGH była "symbolem bezkompromisowej walki o prawa człowieka i sprawiedliwość". Podkreśliła, że Aleksiejewa zawsze zachowywała "nieskończoną wiarę w człowieka, nawet jeśli odwróciło się od niego całe społeczeństwo".
W 2017 roku Aleksiejewa została uhonorowana rosyjską Nagrodą Państwową za wybitne osiągnięcia w obronie praw człowieka. Odznaczenie to przyznał jej prezydent Władimir Putin. Jak poinformował w sobotę rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, Putin złożył kondolencje bliskim Aleksiejewej. Prezydent wysoko cenił wkład Aleksiejewej w tworzenie społeczeństwa obywatelskiego i szanował pryncypialne stanowisko, jakie zajmowała w wielu sprawach - powiedział Pieskow.
Współczesną Rosję Aleksiejewa uważała za "kraj bynajmniej nie demokratyczny", ale też - jak powiedziała kiedyś dziennikowi "Kommiersant" - kraj inny niż ZSRR, w którym wolności jest mimo wszystko więcej, a obrońcom praw człowieka pracować jest o wiele łatwiej. Wyraziła też opinię, że gdyby w Rosji było silne społeczeństwo obywatelskie, jej prezydent "zachowywałby się inaczej i nie byłby gorszy od rządzących w krajach europejskich".
W jednym z wywiadów dla radia Echo Moskwy Aleksiejewa mówiła, że Rosjanie powinni uczyć się bronienia swoich praw. "Nie będziemy mieli (w Rosji) +wielkiego terroru+ czasów stalinowskich" - oceniała, przyznając jednak, że tym, którzy dziś są obiektem szykan, "nie będzie z tego powodu lżej". "Musimy stworzyć szkołę, gdzie aktywiści obywatelscy uczyliby się doświadczeń dysydentów wypracowanych w czasach radzieckich. Jak zachowywać się przy wezwaniu na przesłuchanie, jak zachowywać się, jeśli przyszli z rewizją. Daj Boże, by nikomu z nas się to nie przydało" - powiedziała.
W 2015 roku Aleksiejewa została uhonorowana nagrodą ministra spraw zagranicznych RP "Pro Dignitate Humana" (Na rzecz Godności Ludzkiej). W tym samym roku mówiła publicznie w Moskwie, na prezentacji książki "Zabici w Katyniu", że "Rosjanie ponoszą wobec Polaków straszną winę". "Jednak najpodlejsze, co uczyniliśmy, to dokonanie razem z nazistami rozbioru Polski w 1939 roku. Agresja 1939 roku i Katyń - to straszny wstyd wobec Polaków. Wybaczcie, jeśli możecie" - mówiła, z trudem powstrzymując łzy.
Aleksiejewa była laureatką wielu odznaczeń, w tym francuskiej Legii Honorowej i nagrody Vaclava Havla, przyznawanej m.in. przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. Dwukrotnie - w latach 2012 i 2013 - była kandydatką do Pokojowej Nagrody Nobla. (PAP)
hgt/ eaw/