Gdyby nie Jan Paweł II, to nie byłoby tak szybkiego upadku komunizmu; gniłby jeszcze przez kilka pokoleń - mówi PAP prezes IPN Jarosław Szarek. Papież jako Polak - jak podkreśla - dobrze znał formy zniewalania przez komunizm, dlatego wiedział jak z nim walczyć.
PAP: "Papież zza żelaznej kurtyny" to tytuł międzynarodowej konferencji naukowej, którą IPN organizuje w tym tygodniu w Krakowie i w Budapeszcie. Co jest jej głównym tematem i jakie ma nieść przesłanie?
Jarosław Szarek: Sesję przygotowaliśmy wspólnie z węgierskim Instytutem Pamięci Narodowej, gdyż chcemy na Jana Pawła II - w 40. rocznicę jego wyboru na papieża - spojrzeć z perspektywy międzynarodowej. Zaczynamy w Krakowie, a skończymy w Budapeszcie. Historycy z kilku krajów dawnego bloku sowieckiego: Rumunii, Bułgarii, Czech, Słowacji, Węgier, Litwy, Niemiec, Polski oraz Stanów Zjednoczonych będą dyskutować, jak pontyfikat Jana Pawła II wpłynął na sytuację Kościoła w państwach komunistycznych, jakie były reakcje władz. Jaką rolę odegrało jego nauczenie w demontażu systemu totalitarnego, a z polskiej perspektywy pokażemy jego stosunek do wolnościowego ruchu "Solidarności". Choć pokażemy Jana Pawła II w zmaganiach z komunizmem, to wyraźnie zaznaczy się jego uniwersalny charakter nauczania, aktualny także dzisiaj w starciu z różnymi współczesnymi zagrożeniami wolności.
PAP: Co pana zdaniem wyróżnia pontyfikat Jana Pawła II odnośnie jego wpływu na państwa i Kościoły bloku wschodniego?
Jarosław Szarek: Kościół nigdy nie miał złudzeń wobec komunizmu, czemu dawał wyraz choćby w swych encyklikach m.in. Piusa XI "Divini Redemptoris" (szerzej znana pt. "O bezbożnym komunizmie" z 1937 r.), ale potem gdy system ten zawładnął znaczną częścią świata, nadszedł czas prób zbliżenia, czas polityki wschodniej.
Jan Paweł II przychodził do Rzymu z osobistym doświadczeniem totalitaryzmu niemieckiego i sowieckiego. Zniewolenia tego ostatniego doznawał od 1945 roku przez kilkadziesiąt lat jako kapłan, biskup, kardynał. Znał więc wszystkie formy fizycznego i duchowego zniewalania. Wiedział, jak z nim walczyć, że tą drogą nie jest uległość, ale opór, zdecydowane domaganie się wolności religijnej, walka o prawa zniewalanych narodów. Wiedział, jak wspierać, jak pomóc, jakich powołać hierarchów, jak przynosić nadzieję, jak podnosić na duchu i był odporny na komunistyczne kłamstwa i propagandę, której ulegali ci, którzy nie żyli w tym systemie. Ale najważniejsze było jego autentyczne świadectwo wiary, służby, miłości do drugiego człowieka.
PAP: Czy zgodzi się pan z tezą, że gdyby nie wybór Polaka na papieża 40 temu, to nie byłoby upadku systemu komunistycznego w Europie Środkowo-Wschodniej?
Jarosław Szarek: Nie byłoby tak szybkiego upadku, gniłby jeszcze przez kilka pokoleń i upadał w mniejszych lub większych konwulsjach. Wybór Jana Pawła II dobrze odczytali komuniści - byli przerażeni, a dowodem "docenienia" był zamach 13 maja 1981 roku. Czerwcowa pielgrzymka do ojczyzny w 1979 roku była czarnym snem komunistów. Wtedy zobaczyli, że na nic lata terroru, przemocy, kłamstw. Miliony Polaków na papieskich mszach, a w sercu stolicy ogromny krzyż i te słowa, aby nie podcinać korzeni, z których się wyrasta, że tyle zawdzięczamy naszej kulturze, że nie można Polski zrozumieć bez Chrystusa, że jak sam wtedy mówił papież-Słowianin, przypomina o jedności chrześcijańskiej Europy tworzonej przed "dwa płuca", dwie tradycje Zachodu i Wschodu.
I do tego spotkania z młodzieżą, której dawał jasny moralny przekaz: zachowanie dekalogu może odwrócić największe zło. Pojawiła się nadzieja, Polacy się policzyli - teraz było kwestą czasu - kiedy ta siła, którą sobie wtedy uświadomili da o sobie znać. Bez tego doświadczenia nie byłoby "Solidarności", od tego momentu zaczęła się agonia sytemu komunistycznego. Jego trwanie uzależnione było jedynie od militarnej siły, jaką jest w stanie przeciwstawić narodom, które zaczęły upominać się o swe prawa. Było to tym bardziej niesamowite, iż dokonał tego człowiek nie mający żadnej siły militarnej - kiedyś Stalin pytał kpiąco ile dywizji ma papież? Te dywizje okazały się jednak zbyteczne. Siła ducha, siła Ewangelii okazała się silniejsza od pancernych kolosów i rakiet.
PAP: Za kilka dni minie 40 lat od wyboru Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową. Miał pan wtedy 15 lat, jak zapamiętał pan ten dzień?
Jarosław Szarek: Chyba dowiedziałem się z "Dziennika Telewizyjnego", zapamiętałem skrywany uśmiech Andrzeja Kozery, ale może wiem to z późniejszych relacji. Ogromna radość, przekonanie o historycznym momencie, nadzieja, a potem do nocy Radio Wolna Europa, nazajutrz mały komunikat w gazetach, gdzieś jeszcze mam te numery na pamiątkę. Ale przełomem była dopiero pielgrzymka w czerwcu 1979 roku - to już pamiętam ze szczegółami. Byłem na mszy św. w Brzezince, a w sklepach ekspedientki z włączonymi radiami i słuchające transmisji. To było wtedy szokujące, głos Kościoła słuchany tak otwarcie. Nie wpuścili papieża na Śląsk do Piekar Śląskich, dlatego z pielgrzymami spotkał się na Jasnej Górze i jego wzruszające słowa na koniec, aby krzyknąć "Szczęść Boże" to papież usłyszy w Rzymie, to tylko 1500 kilometrów, odpowie "Bóg zapłać" i żeby słuchać, jak ona stamtąd pozdrowi "Szczęść Boże". To takie charakterystyczne, zawsze rozmawiał...
PAP: Co pana szczególnie uderzyło w pontyfikacie Jana Pawła II? Co w pana ocenie było w nim najważniejsze?
Jarosław Szarek: Niezwykła siła duchowa, realny wpływ na wielkie rzeszy ludzi na różnych kontynentach, świadectwo podążania za Chrystusem. To świadectwo było przekazywane w sposób nieporównywalny z nikim we współczesnym świecie. Ten autentyzm spowodował, że przyciągał rzesze młodzieży. Nieugięty strażnik i obrońca cywilizacji życia, obrońca rodziny, zawsze pozostał wierny swej matce - Polsce. Jakże wzruszająco spłacał dług wdzięczności, jaki wobec niej zaciągnął - co wielokrotnie powtarzał - ojczystej kultury, języka...
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ itm/