Grudzień '70 był niezwykle ważnym doświadczeniem dla działaczy robotniczych - uważa historyk, prof. Andrzej Friszke z PAN. "Gdyby nie było Grudnia '70, nie byłoby Sierpnia '80." - powiedział w rozmowie rozmowie z PAP.
Grudzień '70 nauczył robotników, że protesty powinny odbywać się w obrębie zakładów pracy, że nie powinni wychodzić na ulice, bo wówczas dają władzy pretekst do użycia siły. Przekonał ich do samoorganizacji, konieczności wyboru delegatów odpowiedzialnych za negocjacje z władzami. Pracownicy zrozumieli, że ich postulaty muszą zostać spisane, a sukces będzie zależał w dużej mierze od umiejętności poszukiwania rozwiązań kompromisowych.
"W 1921 r. Lenin nie rozmawiał ze zbuntowanymi marynarzami w Kronsztadzie (na przełomie lutego i marca 1921 r. - PAP) lecz wysłał przeciwko nim siły zbrojne. Gomułka w gruncie rzeczy zrobił to samo, tylko czasy były inne. Partia tego nie wytrzymała. I musiał ustąpić. Po nim przyszedł Gierek, który jednak podjął rozmowy z robotnikami" - skonkludował prof. Andrzej Friszke.
"Kolejną nauką jaką protestujący wyciągnęli z Grudnia '70 było, że solidarność jest najważniejsza; że nie mogą pozwolić, aby władza wygrywała jednych przeciw drugim, dając podwyżki płac jednemu zakładowi, a drugiemu nie, jednej branży - tak, a innej - nie" - wyjaśnił prof. Friszke.
Z wydarzeń grudniowych wnioski wyciągnęła także ekipa gierkowska i kierowała się nimi do końca. Najważniejszą zasadą było to, że konflikt z załogą robotniczą nie powinien być tłumiony krwawo, gdyż prowadzi to do zaostrzenia sytuacji, a ostatecznie upadku grupy będącej aktualnie u steru.
"Po drugie uznano - mówił dalej Andrzej Friszke - że jeżeli dojdzie do jakiegokolwiek konfliktu społecznego, to trzeba dążyć, by został załatwiony na terenie zakładu pracy. Po trzecie, to lekcja, którą Gierek odrobił w styczniu 1971 r., że każdy duży protest społeczny można załatwić drogą negocjacji i ustępstw ze strony władzy".
Prof. Friszke zwrócił uwagę, że taka postawa była zupełnie czymś nowym, bo do grudnia 1970 r. ani społeczeństwo, ani władza nie miały żadnych narzędzi politycznych, które pozwalałyby rozwiązywać problemy. "Nie istniały żadne niezależne od partii organizacje społeczne, związki zawodowe, które by reprezentowały robotników. Nie pozostawało im nic innego, jak protestować na ulicach, by ich głos był słyszalny. Natomiast władza nie miała wypracowanych żadnych mechanizmów reagowania na sytuację protestu społecznego" - powiedział.
Przypomniał, iż władza była z zasady antydemokratyczna. Zawsze narzucała swoją wolę i odmawiała zawierania jakiegokolwiek kompromisów. To należało do istoty systemu. "W takich warunkach jak w grudniu 1970 r., władza musiałaby albo odstąpić od pryncypiów systemu, albo zdusić bunt siłą. I poszła na rozwiązania siłowe" - dodał historyk.
Według niego, było to zgodne z zasadami działania, które istniały w tradycji ruchu komunistycznego. "W 1921 r. Lenin nie rozmawiał ze zbuntowanymi marynarzami w Kronsztadzie (na przełomie lutego i marca 1921 r. - PAP) lecz wysłał przeciwko nim siły zbrojne. Gomułka w gruncie rzeczy zrobił to samo, tylko czasy były inne. Partia tego nie wytrzymała. I musiał ustąpić. Po nim przyszedł Gierek, który jednak podjął rozmowy z robotnikami" - skonkludował prof. Andrzej Friszke.
Wojciech Kamiński (PAP)
wka/ ls/