Wspomnienie o zbrodni NKWD sprzed 75 lat nie wpisuje się w oficjalną rosyjską narrację historii. Katyń jest nadal trudną do zaakceptowania prawdą - mówi PAP historyk, prof. Wojciech Materski z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
PAP: 5 marca 1940 r. Stalin podpisał decyzję o rozstrzelaniu ponad 21 tys. obywateli Rzeczypospolitej jako wrogów ZSRS i komunizmu. Jaki jest obecny stan wiedzy o zbrodni katyńskiej?
W. Materski: Dziś o zbrodni katyńskiej wiemy dużo więcej niż kilkanaście lat temu. Ogólną wiedzę mamy dużą. Znamy przebieg zbrodni oraz nazwiska osób za nią odpowiedzialnych, a także nazwiska niektórych wykonawców, funkcjonariuszy NKWD, uczestniczących w egzekucjach Polaków. W dużym stopniu znamy także proces i mechanizmy ukrywania zbrodni. Nadal jednak historycy nie wiedzą wszystkiego o kulisach tragicznych wydarzeń sprzed 75 lat.
PAP: Jakie informacje o Katyniu są nadal nieznane?
W. Materski: Wiadomo, że w zbrodni uczestniczyły specjalne komanda NKWD z Charkowa, Kijowa i Tweru. Każde z nich sporządzało raporty ze swoich działań. Poza egzemplarzami dla dowództwa NKWD sporządzano zwykle raport bezpośrednio dla Stalina. Nie znamy tych raportów i sprawozdań. Nie znamy także raportów ze spotkań kierownictwa NKWD i przedstawicieli władz sowieckich, w których uczestniczyli Leonid Basztakow, Bogdan Kobułow i Wsiewołod Mierkułow, tworzący „Osoboje Sowieszczanie”, czyli kolegium specjalne NKWD.
W. Materski: Wspomnienie o zbrodni NKWD sprzed 75 lat nie wpisuje się w oficjalną rosyjską narrację historii. Katyń jest nadal trudną do zaakceptowania prawdą. Media jak np. „Komsomolska Prawda” zniekształcają obraz wydarzeń i wiele osób nadal wierzy, że sprawcami katyńskiego mordu są Niemcy. W szkolnym podręczniku historii Filipowa Katyń określa się wręcz jako „naturalny odwet za mordowanie sowieckich jeńców przez Polaków w 1920 r.”.
Spotkania były protokołowane, a przynajmniej sporządzano z nich notatki. W notatce Berii jest informacja o 25 tys. Polaków przeznaczonych do likwidacji. Nie posiadamy kompletnej listy ofiar, choć wiadomo, że jeszcze w 1959 roku KGB posiadało teczki 21 857 ofiar. Ówczesny szef KGB, Aleksandr Szelepin zaproponował Chruszczowowi ich zniszczenie. Brak potwierdzających to dokumentów, ale trudno sobie wyobrazić sytuację, by bez oficjalnej zgody najwyższych władz zniszczono tak dużą ilość archiwalnych materiałów.
PAP: Ofiarami decyzji z 5 marca 1940 roku byli nie tylko oficerowie czy policjanci, lecz także kilka tysięcy cywilnych polskich więźniów NKWD.
W. Materski: Tak, oprócz oficerów WP, funkcjonariuszy policji i KOP, NKWD rozstrzelało również 7305 osób, głównie mieszkańców wschodnich województw Rzeczypospolitej. Niestety brak nam szczegółowych informacji o miejscach ich pochówku. Nie wiemy czy pochowano ich w Bykowni czy np. w Winnicy na Ukrainie. Pojawiają się nowe hipotezy np. Kuropaty lub Nowogród Wołyński. Sprawdzany jest każdy ślad czy wzmianka o polskich więźniach NKWD.
PAP: Wyjaśnijmy pojęcie „listy białoruskiej”, które często pojawia się w kontekście Katynia i decyzji z marca 1940 r.
W. Materski: Zarówno jeńcy wojenni jak i cywile zamordowani w 1940 roku znajdowali się na terenie Białoruskiej i Ukraińskiej SSR. Aresztowano ich między jesienią 1939 a wiosną 1940 r. na ziemiach należących do Rzeczypospolitej, które nazywano wówczas „zachodnią Białorusią” i „zachodnią Ukrainą”. To właśnie na ich terenie działały specjalne komanda morderców z NKWD.
„Lista białoruska” to wykaz Polaków aresztowanych i zamordowanych na terenie Białoruskiej SSR. Z 3850 nazwisk znamy tylko ok. 2100. Jeszcze na początku 2010 roku władze Białorusi sugerowały, że lista istnieje i może zostać opublikowana, jednak do dziś dokumenty nie zostały ujawnione i udostępnione stronie polskiej. Dodam, że już pod koniec lat 80. doradca Michaiła Gorbaczowa, Walentin Falin, sugerował mu odtajnienie dokumentacji katyńskiej, w tym także „listy białoruskiej” i udostępnienie jej władzom PRL.
PAP: Czy znamy „listę ukraińską”?
W. Materski: Tak, wykaz więźniów NKWD z Ukraińskiej SSR jest znany. Stało się to przez przypadek. Gdy w latach 90. minister Andrzej Milczanowski przebywał na Ukrainie, otrzymał od władz fragment tej listy z nazwiskiem jego ojca, zamordowanego na początku wojny przez NKWD. Gdy media nagłośniły sprawę, Ukraińcy udostępnili kompletną listę Polaków zamordowanych na terenach „zachodniej Ukrainy”.
PAP: Co wiemy o sprawcach zbrodni katyńskiej?
W. Materski: Udało się ustalić część ich nazwisk. Najbardziej znany jest Wasilij Błochin, oficer NKWD w Kalininie (ob. Twer). Tysiące więźniów, nie tylko zresztą Polaków, zamordował własnoręcznie strzałem w potylicę. Znamy także ponad 100 nazwisk innych oprawców. Z zachowanych dokumentów wynika, że enkawudyści ze specjalnych komand otrzymywali wysokie nagrody pieniężne oraz dodatkowe urlopy.
PAP: Czy mord w Katyniu i inne zbrodnie popełnione na Polakach w latach 1939-41 są znane rosyjskiemu społeczeństwu?
W. Materski: Przeciętny Rosjanin nie interesuje się dziś historią, jeśli już, jest to wiedza niewielka i selektywna. Zainteresowanie większości Rosjan przeszłością ogranicza się głównie do wspomnień o ZSRS jako światowym mocarstwie. Władze rosyjskie wykorzystują świadomie te mocarstwowe resentymenty, przypominając o „zwycięstwie nad faszyzmem” i sukcesach armii sowieckiej w czasie drugiej wojny światowej.
Wspomnienie o zbrodni NKWD sprzed 75 lat nie wpisuje się w oficjalną rosyjską narrację historii. Katyń jest nadal trudną do zaakceptowania prawdą. Media jak np. „Komsomolska Prawda” zniekształcają obraz wydarzeń i wiele osób nadal wierzy, że sprawcami katyńskiego mordu są Niemcy. W szkolnym podręczniku historii Filipowa Katyń określa się wręcz jako „naturalny odwet za mordowanie sowieckich jeńców przez Polaków w 1920 roku”.
W 70. rocznicę zbrodni katyńskiej telewizja „Kultura”, a później także 1 program rosyjskiej telewizji publicznej wyemitował film „Katyń” Andrzeja Wajdy, ale wciąż wiedza większości Rosjan o tej zbrodni jest powierzchowna, a temat niewygodny. Wiele osób tęskni do czasów, gdy świat bał się Związku Sowieckiego. Także i dziś pozycję Rosji jako mocarstwa buduje się nie na postępie technologicznym czy sukcesach gospodarczych, lecz na obliczonych na wywołanie strachu i respektu, agresywnych działaniach wobec sąsiadów np. Ukrainy.
Rozmawiał Maciej Replewicz (PAP)
ls/ agz/