Aby zmieniły się wzorce, jakie od końca II wojny światowej rządzą zachowaniem Polaków, musi minąć czas życia trzech pokoleń. Licząc od roku 1989 - ocenił w rozmowie PAP psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, prof. Bogdan Wojciszke.
PAP: Od zakończenia II wojny światowej minęło niemal 70 lat. Czy to możliwe, że jako naród wciąż odczuwamy, w różnych dziedzinach życia, jej konsekwencje?
Prof. Bogdan Wojciszke: II wojna światowa jest wciąż obecna w zbiorowej świadomości Polaków i ich zbiorowych zachowaniach. Bo ta wojna przyszła po latach zaborów i pozbawienia państwowości, kiedy i tak mieliśmy silnie rozwiniętą tożsamość zbiorową ofiary... Była kolejnym wydarzeniem w historii, które popychało nas w kierunku zbiorowej tożsamości ofiary, i tę tożsamość podtrzymało.
To oznacza przeróżne konsekwencje, czasem powierzchowne, jak na przykład to, że nie potrafimy się zbiorowo cieszyć z radosnych okazji. Właściwie wszystkie nasze święta narodowe to świętowanie klęsk, nawet 3 maja jest świętowaniem Konstytucji, która została uchwalona ze złamaniem procedury i nigdy nie weszła w życie. Zawsze obchodziliśmy 1 września; zwłaszcza za komuny, bo komuniści legitymizowali swą władzę przypominając niemieckie zagrożenie. Dlatego tak niezwykłym przeżyciem były dla nas mistrzostwa Europy w piłce nożnej, kiedy Polacy wylegli na ulice w radosnej euforii. Nie trwało to długo, bo nasi szybko przegrali, ale sam fakt, żeśmy wyszli i się cieszyli, był niezwykłym doświadczeniem zbiorowego bycia razem.
PAP: W jakim stopniu pamięć o wojnie wpływa na nasze dzisiejsze zachowania społeczne, mentalność, stosunek do instytucji państwowych?
Prof. Bogdan Wojciszke: Głębszą konsekwencją faktu, że jako zbiorowość nadal odnajdujemy się w tożsamości ofiary, jest powszechna skłonność do łamania prawa. Na poziomie jednostki logika ta wygląda tak: skoro się nacierpiałem, więcej mi wolno; mogę być egoistą albo łamać reguły. Na poziomie społecznym popularna jest zasada: prawo jest po to, żeby je obchodzić. Ludzie nie przyznają prawu takiego waloru moralnego, jakie ma ono w wielu demokracjach liberalnych. Tam łamanie prawa uważane jest za działanie niemoralne; u nas to coś, co pozwala wyrównać krzywdy.
Kolejna sprawa to nieufność do struktur własnego państwa. Niemcy mają zaufanie do własnego państwa takie, jak do Pana Boga, choć w historii państwo to popełniło wiele błędów. My się z naszym państwem nie utożsamiamy. Kiedy wybrani przez nas politycy zaczynają rządy, zaczynają być traktowani jako "oni". I choć od 25 lat to państwo jest faktycznie nasze, świadomość zbiorowa tego nie akceptuje. Zawsze muszą być jacyś "oni". Kiedy po wolnych wyborach Tadeusz Mazowiecki został premierem, zaraz pojawiły się pogłoski, że jest Żydem.
PAP: Jak, jako społeczność z dziedzictwem doświadczeń wojennych, radzimy sobie z problemami takimi, jak zbrodnia w Jedwabnem?
Prof. Bogdan Wojciszke: Potoczne myślenie o moralności jest takie, że istnieje sprawca i biorca, kat i ofiara - i albo się jest jednym, albo drugim. Ofiara jest moralna, więc nie może być katem. Identyfikując się z rolą ofiary zakładamy, że jako zbiorowość nie możemy być sprawcą niczego złego. Nie potrafimy przyjąć, że na wojnach dzieją się przeróżne rzeczy, a my nie jesteśmy pod żadnym względem wyjątkowi. Jednocześnie bycie ofiarą uzasadnia naszą bierność.
Prof. Bogdan Wojciszke: Ustawienie się w roli ofiary prowadzi do szeroko rozlanej nieufności, która u Polaków jest bardzo wyraźna. Na terenie całej Unii, na próbkach narodowych, dwukrotnie (w odstępie 4 lat) przeprowadzono badania poziomu zaufania. W Polsce był on najniższy w Europie!
PAP: Ustawienie się w roli ofiary oznacza konsekwencje dla życia społecznego i politycznego.
Prof. Bogdan Wojciszke: Prowadzi do szeroko rozlanej nieufności, która u Polaków jest bardzo wyraźna. Na terenie całej Unii, na próbkach narodowych, dwukrotnie (w odstępie 4 lat) przeprowadzono badania poziomu zaufania. W Polsce był on najniższy w Europie! Ufamy rodzinie i znajomym, ale nie obcym. Jesteśmy podejrzliwi i dla siebie wzajemnie nieprzyjemni, jest też sporo agresji, co widać w internecie. Wielu ekonomistów i politologów uznaje to za objaw braku kapitału społecznego, rozumianego właśnie jako zaufanie: nie znam cię, ale ufam, że będziesz się przyzwoicie zachowywać.
PAP: Czym II wojna światowa jest dla pokolenia urodzonego po roku 1989? Czy je również obejmuje traumatyczna spuścizna?
Prof. Bogdan Wojciszke: Dla pokolenia dwudziestolatków II wojna światowa to coś takiego, jak II wojna punicka. Ponieważ jednak zbiorowość podtrzymuje wzorce kulturowe, młodzi ludzie są kierowani na te wzorce, które w Polsce obowiązują. Sądzę, że zmiana tych wzorców wymaga trzech pokoleń życia w pokoju i wolności. Licząc od roku 1989.
PAP: Czy można przyspieszyć proces wyzwolenia się społeczeństwa spod historycznej traumy? Co sprzyja przepracowaniu przeszłości i wygaszeniu jej negatywnego echa?
Prof. Bogdan Wojciszke: Traumy zbiorowe są niesłychanie trwałe. Pamiętam konferencję poświęconą stereotypom, na której literaturoznawcy analizowali serbskie wiersze dotyczące bitwy na Kosowym Polu, utożsamianej z wielką klęską. Miała ona miejsce 600 lat temu, a wciąż jest postrzegana, jakby zdarzyła się przed rokiem.
W procesie przepracowania przeszłości w Polsce ważną rolę mogłaby odegrać reorganizacja naszego życia zbiorowego, budowanie nowych wzorców i narodowych symboli. Mamy problem z budowaniem tożsamości wokół pozytywnych wydarzeń. Wielkim sukcesem naszego narodu było bezkrwawe przejście od reżimu komunistycznego do demokracji.
Świetną okazję do świętowania mamy 4 czerwca, w rocznicę pierwszych (prawie) wolnych wyborów. Na razie jednak świętowanie czegoś dlatego, że było przedsięwzięciem udanym, wydaje się nam obce, niepolskie. Proszę zobaczyć, jak mówimy o tym, że odnieśliśmy sukces. Anglicy powiedzą: I did it (zrobiłem), my: udało się. +Udało się+, to znaczy: samo, bez naszego udziału. Nawet język, którym operujemy, wyklucza sprawstwo.
Rozmawiała Anna Ślązak (PAP)
zan/ mlu/