Na kary po dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności skazał w czwartek warszawski sąd emerytowanych gen. SB: Władysława C. i Józefa S. uznając ich za winnych bezprawnych powołań do wojska opozycjonistów w stanie wojennym. Wyrok jest nieprawomocny.
Jak wskazał Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa w sentencji orzeczenia czyny popełnione przez oskarżonych należy zakwalifikować jako popełnienie zbrodni komunistycznej i zbrodni przeciwko ludzkości "polegającej na prześladowaniu osób ze względów politycznych z naruszeniem praw każdego człowieka do tworzenia związków zawodowych i do przystępowania do związków zawodowych dla ochrony swoich interesów oraz praw każdego człowieka do strajku".
Jako "przełomowy ze względu na to, że sąd uznał czyn byłych generałów SB za zbrodnię przeciwko ludzkości" wyrok ocenił prokurator IPN oskarżający w sprawie - w mowie końcowej przed dwoma tygodniami prokurator wnioskował dla C. i S. o kary więzienia w zawieszeniu. Obrońcy S. i C. zapowiedzieli już apelacje. W mowach końcowych obrońcy wnioskowali o umorzenie sprawy.
Na przełomie 1982-83 opozycjoniści powołani na ćwiczenia spędzili trzy zimowe miesiące na poligonie w Chełmnie. Spali w namiotach; dostali stare buty i mundury; zlecano im też różne - najczęściej nieprzydatne - zadania, jak np. kopanie rowów. Według IPN, warunki były tam surowsze od tych, w jakich trzymano internowanych.
Jak wskazał Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa w sentencji orzeczenia czyny popełnione przez oskarżonych należy zakwalifikować jako popełnienie zbrodni komunistycznej i zbrodni przeciwko ludzkości "polegającej na prześladowaniu osób ze względów politycznych z naruszeniem praw każdego człowieka do tworzenia związków zawodowych i do przystępowania do związków zawodowych dla ochrony swoich interesów oraz praw każdego człowieka do strajku".
Genezy powołań działaczy opozycyjnych do wojska należy upatrywać w sytuacji, która zaistniała w miesiącach po 13 grudnia 1981 r. Wraz z wprowadzeniem stanu wojennego działalność NSZZ Solidarność została bowiem zawieszona i internowano czołowych działaczy, ale związek nie został formalnie zdelegalizowany. Jednocześnie struktury związku podjęły działalność w podziemiu. 8 października 1982 r. Sejm PRL uchwalił nową ustawę o związkach zawodowych, która definitywnie rozwiązywała wszystkie związki zawodowe istniejące przed 13 grudnia 1981 r., w tym Solidarność. W odpowiedzi podziemne władze związku zaapelowały o przeprowadzenie 10 listopada 1982 r. ogólnopolskiego strajku. Z ustaleń historyków wynika, że od 5 listopada 1982 r. do 3 lutego 1983 r. na "trzymiesięczne szkolenie wojskowe w ramach służby czynnej" trafiło łącznie około 1450 związkowców Solidarności i opozycjonistów - w tym 304 do "obozu" w Chełmnie.
Jak mówił w uzasadnieniu czwartkowego wyroku sędzia Robert Bełczącki zamiarem oskarżonych było naruszenie podstawowych praw człowieka do tworzenia związków zawodowych, przystępowania do związków i prawa do strajku. Wskazał, że te podstawowe prawa "zostały naruszone na masową skalę". "Zważywszy na motywację polityczną skierowana przeciw członkom NSZZ Solidarność ze względu na ich przynależność do tego związku (...) kwalifikacja występku oskarżonych jako zbrodni przeciw ludzkości w ocenie sądu wątpliwości nie budzi" - zaznaczył sędzia.
Oskarżenie podnosiło m.in., iż gen. C. w październiku 1982 r. jako szef SB na telekonferencji z udziałem m.in. wojewódzkich komendantów MO wskazywał, że istnieje możliwość wcielania opozycjonistów do czynnej służby wojskowej lub powołania ich na okresowe ćwiczenia. Z kolei gen. S., wówczas dyr. Departamentu V MSW - jak wskazywał IPN - 21 października 1982 r. skierował szyfrogram do zastępców komendantów wojewódzkich ds. Służby Bezpieczeństwa, w którym zapisano m.in., by "wytypować osoby rekrutujące się głównie z dużych zagrożonych zakładów pracy - podejrzanych o: 1) inspirowanie i organizowanie ostatnich strajków i zajść ulicznych, 2) aktywne występowanie przeciwko tworzeniu nowych związków zawodowych, 3) czynną wrogą działalność np. druk, kolportaż, łącznikowanie, itp. - a nie nadających się z różnych powodów do internowania lub zatrzymania". Obrona S. wskazywała zaś, że działał on w zhierarchizowanej i zmilitaryzowanej strukturze SB i nie był samodzielny w swoich decyzjach.
"W świetle zgromadzonego materiału dowodowego nie sposób było wykluczyć, że decyzję w tym zakresie podjął Czesław Kiszczak (zmarł w listopadzie 2015 r. - PAP) (...) nie wyłącza to jednak zawinienia obu oskarżonych. Nawet, jeśli wykonywali polecenie Kiszczaka, jako ministra spraw wewnętrznych, które stanowiło przekroczenie uprawnień, to wydając własne polecenie z przekroczeniem uprawnień - jeśli chodzi o S., oraz podżegając do wykonania tego polecenia i tym samym do przekroczenia uprawnień przez zastępców komendantów wojewódzkich MO ds. SB - gdy chodzi o C., podlegają oni odpowiedzialności prawno-karnej" - zaznaczył sędzia Bełczącki. Dodał, że "obaj oskarżeni mogli dokonać wyboru i polecenia nie wykonywać".
Sąd potwierdził, że w kontekście zgromadzonego materiału dowodowego - zapisu telekonferencji - zamiar oskarżonych należy odczytywać "w kontekście uchwalonej wówczas ustawy z 8 października 1982 r. o związkach zawodowych". Ocenił, że podawana przez oskarżonych motywacja "polegająca na chęci zapobiegnięcia naruszeniu przez osoby typowane do odbycia służby wojskowej ówcześnie obowiązującego porządku prawnego" nie zasługiwała na uwzględnienie.
Jak ocenił oskarżający w sprawie prok. IPN Mieczysław Góra "to jest przełomowy wyrok, ponieważ większość spraw, które kończyły się, a w których wnosiliśmy o zakwalifikowanie czynu jako zbrodnia przeciwko ludzkości były przez sądy umarzane". "Jestem bardzo wzruszony, ponieważ proces dotyczył sprawy, którą zajmowałem się 10 lat. Jestem niezmiernie wdzięczny sądowi za te sześć lat procesu i tak wnikliwą analizę zebranego materiału"- powiedział PAP.
"Zważywszy na wysoki stopień winy obu oskarżonych, zważywszy na masową skalę naruszeń podstawowych praw człowieka dotyczących 304 osób pokrzywdzonych, zważywszy na szczególną wagę naruszonych przepisów regulujących odbywanie służby wojskowej, zważywszy na popełnienie występku w ramach sprawowania przez oskarżonych wysokich rangą funkcji publicznych, a przez to na wysoki stopień społecznej szkodliwości popełnionych występków (...) oraz względy prewencji generalnej mającej spełniać funkcje odstraszania przed popełnieniem tego typu występków przez kogokolwiek w przyszłości (...) w ocenie sądu kary 2 lat pozbawienia wolności są adekwatne" - argumentował w uzasadnieniu wyroku sędzia Bełczącki.
Jak ocenił oskarżający w sprawie prok. IPN Mieczysław Góra "to jest przełomowy wyrok, ponieważ większość spraw, które kończyły się, a w których wnosiliśmy o zakwalifikowanie czynu jako zbrodnia przeciwko ludzkości były przez sądy umarzane". "Jestem bardzo wzruszony, ponieważ proces dotyczył sprawy, którą zajmowałem się 10 lat. Jestem niezmiernie wdzięczny sądowi za te sześć lat procesu i tak wnikliwą analizę zebranego materiału"- powiedział PAP.
B. opozycjonista w PRL i jeden z pokrzywdzonych w tej sprawie Tadeusz Antkowiak powiedział PAP po wyroku, że "sprawiedliwość zwyciężyła". "Wyrok sądu jest realizacją naszych zobowiązań wobec tych kolegów, którzy nie dożyli tego momentu lub stracili zdrowie przez pobyt w tym obozie" - dodał Antkowiak, obecnie przewodniczący Stowarzyszenia Osób Internowanych "Chełminiacy 1982". Jak dodał, spośród 304 osób, które trafiły do jednostki w Chełmnie 56 już nie żyje.
"Wydaje mi się, że to jest pewien etap osiągnięcia sprawiedliwości w tym dobrym znaczeniu tego słowa. Chociaż tu muszę powiedzieć, że w czasie tego procesu spotkaliśmy się z różnymi obrazami polskiego wymiaru sprawiedliwości. Tymi najgorszymi i tymi lepszymi, które, jak mam nadzieję, będą w Polsce obowiązywały jako standardy" - dodał Antkowiak.
Obrońca Józefa S. mec. Jarosław Baniuk podkreślił po wyroku, że nie zgadza się z orzeczeniem sądu. Zapowiedział też apelację. 84-letni S., który był obecny w czwartek w sądzie, nie chciał komentować wyroku. Wyraził nadzieję, że "nie trafi do więzienia". Na ogłoszeniu wyroku nie był obecny 93-letni C. Jego obrońca - mec. Andrzej Różyk - w rozmowie z PAP także zapowiedział złożenie apelacji.
Pion śledczy IPN prowadził postępowanie od 2008 r.; wszczął je po zawiadomieniu Stowarzyszenia "Chełminiacy 1982". Akt oskarżenia trafił pierwotnie w marcu 2012 r. do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Oskarżony został też wtedy gen. Florian Siwicki (szef Sztabu Generalnego WP z lat 80. i członek WRON). W listopadzie 2012 r. WSO uznał, że Siwicki jest zbyt chory, aby mógł być sądzony i wyłączył go z procesu. Siwicki zmarł w 2013 r. Sprawa potem trafiła do sądu na Mokotowie, bo dwaj pozostali oskarżeni nie byli generałami wojska, lecz cywilnych służb specjalnych i jako tacy nie podlegają sądom wojskowym.
Pierwotnie - w sierpniu 2013 r. - na wniosek obrony, SR umorzył sprawę, gdyż uznał, że czyn C. i S. był według przepisów z 1969 r. przestępstwem przeciw działalności instytucji państwowych i społecznych i z tego powodu sprawa przedawniła się jeszcze w 1993 r. Potem sąd okręgowy uchylił umorzenie. Wskazał, że możliwe jest zakwalifikowanie czynu zarzucanego oskarżonym jako zbrodni komunistycznej, a przedawnienie nastąpi w 2020 r.
Ostatecznie - po rozstrzygnięciu jeszcze innych kwestii formalnych - akt oskarżenia odczytano 3 marca 2015 r. Sprawa, gdy trafiła do sądu liczyła 76 tomów akt. Podczas kilkudziesięciu rozpraw sąd wysłuchał ponad 200 pokrzywdzonych i świadków, m.in. b. żołnierzy z poligonu w Chełmnie. (PAP)
autor: Marcin Jabłoński, Mateusz Mikowski, Norbert Nowotnik
mja/ mm/ nno/ mok/