04.12.2009 Warszawa (PAP) - Dziennikarz Wojciech Sumliński, wydawca "Wprost" i jego b. naczelny Marek Król mają przeprosić Waldemara Chrostowskiego, kierowcę i przyjaciela zamordowanego przez SB ks. Jerzego Popiełuszki za sugestie tygodnika, że współpracował on z SB, m.in. w sprawie tego mordu.
Pozwani mają teraz zamieścić we "Wprost" przeprosiny za naruszenie dóbr osobistych Chrostowskiego przez "uwłaczające jego czci i nie znajdujące wystarczających podstaw" sugestie o jego rzekomej współpracy z SB, także przy zabójstwie kapelana podziemnej Solidarności w 1984 r.
Z treści przeprosin ustalonych w sądzie I instancji SA usunął jednak zwrot, że informacje "Wprost" były kłamliwe, uznając że dziś nie sposób ustalić, czy te twierdzenia są prawdziwe, czy nie. SA uznał też, że Sumliński nie działał z winy umyślnej (jak uznał SO), lecz dopuścił się niedbalstwa.
We "Wprost" w 2005 r. Sumliński pisał, "kim naprawdę był Waldemar Chrostowski". Został on porwany wraz z duchownym 19 października 1984 r. przez trzech oficerów SB, ale wyskoczył z auta porywaczy i ujawnił uprowadzenie księdza. Według Sumlińskiego, w lutym 1984 r. Chrostowskiego SB zarejestrowała jako "zabezpieczenie operacyjne". "Zarejestrowanie Chrostowskiego w ewidencji operacyjnej SUSW w Warszawie nie mogło się ograniczać jedynie do tzw. zabezpieczenia operacyjnego w tak kluczowej sprawie i wysoce prawdopodobne jest, że przybrało ono pełną rangę operacyjnego źródła SB (informator, agent, rezydent, konsultant, kontakt operacyjny)" - pisał Sumliński, powołując się na biegłego z IPN dr. Leszka Pietrzaka.
Chrostowski zaprzeczył, by był świadomym współpracownikiem służb PRL. Pozwał dziennikarza, ówczesnego redaktora naczelnego oraz wydawcę tygodnika, żądając od nich przeprosin i 50 tys. zł na muzeum ks. Popiełuszki. Pozwani wnosili o oddalenie pozwu. Sumliński podkreślał, że miał podstawy do swych twierdzeń, gdyż dotarł do akt śledztwa IPN, w którym przesłuchano stu świadków, rozmawiał z biegłym i prokuratorem.
W listopadzie 2008 r. Sąd Okręgowy w Warszawie częściowo uwzględnił powództwo Chrostowskiego, nakazując przeprosiny za "kłamliwe informacje", choć oddalił żądania finansowe. SO uznał, że Sumliński nie dochował szczególnej staranności i rzetelności publikując artykuł bezprawnie naruszający dobra osobiste powoda - na co zezwolił Król i wydawca.
"Redaktor Sumliński i współpracujący z nim dziennikarze podjęli prace na szeroką skalę, ale to jeszcze nie znaczy, że była ona szczególnie staranna. Przyjęli oni tylko jedną z kilku możliwych wersji wydarzeń i ją lansowali" - mówił sędzia SO Grzegorz Tyliński. Według SO, pozwani wprawdzie działali "na rzecz pamięci o księdzu Jerzym i w celu ujawnienia okoliczności sprawy", ale nie mieli dostatecznych dowodów, gdy sugerowali, że Chrostowski mógł być agentem SB o pseud. Desperat, wprowadzonym w otoczenie księdza i wykorzystanym w uprowadzeniu oraz zabójstwie duchownego.
"W tym procesie nie oceniamy, czy Waldemar Chrostowski to przyjaciel księdza Jerzego, który bohatersko uwolnił się z rąk oprawców i wyskoczył z samochodu, czy to cyniczny agent SB w środowisku kapłana, wykorzystany w okrutnej zbrodni. Badano, czy redaktor Sumliński i redakcja naruszyli dobra osobiste powoda, a jeśli tak - to czy uczynili to bezprawnie" - mówił sędzia Tyliński.
Chrostowski złożył apelację, chcąc by Sumliński "odczuł finansowo" pomówienie go o współpracę z SB. Odwołał się także Sumliński, bo nie rozumiał wyroku, który nakazuje mu przeprosiny, choć przyznaje, że działał on na rzecz pamięci księdza.
Przed SA pełnomocnik Chrostowskiego mec. Jacek Trela podkreślał, że materiał "Wprost" nie był rzetelny. Przypomniał, że krótko przed porwaniem ks. Popiełuszki Chrostowski uniknął śmierci wraz z kapłanem, gdy Grzegorz Piotrowski rzucił kamieniem w ich samochód - ocalił ich tylko refleks Chrostowskiego. "I taki człowiek miałby być agentem?" - pytał adwokat. Według niego, "pasja Sumlińskiego przeszła w fanatyzm". a "Wprost" kierował się chęcią zysku, publikując nieprawdziwe a sensacyjne wiadomości.
Pełnomocnik "Wprost" mec. Maciej Łuczak mówił, że IPN "nie poradził sobie ze sprawą ks. Popiełuszki", a śledztwo IPN wciąż trwa. "Sumliński był rzetelny i działał w interesie społecznym" - dodał adwokat. Sam Sumliński mówił, że materiały zbierał rok. "Co więcej może zrobić dziennikarz niż dotrzeć do dokumentów, do śledczych i do świadków?" - pytał retorycznie przed SA. "Co więcej? Pan powinien pamiętać o procesie w Toruniu i jego ustaleniach, które próbuje zniweczyć" - replikował mec. Trela.
SA oddalił obie apelacje, choć na wniosek pozwanych nieco zmodyfikował treść przeprosin. W ustnym uzasadnieniu wyroku SA sędzia Agata Zając mówiła, że artykuł obiektywnie naruszył dobra osobiste powoda. Podkreśliła, że w ramach wolnej debaty publicznej mord na ks. Popiełuszce można różnie oceniać, ale swoboda ta kończy się tam, gdzie narusza się dobra innych.
Według SA, samo przytoczenie wypowiedzi innych osób to za mało by działania dziennikarza uznać za rzetelne. Zdaniem SA, dokumenty z IPN, którymi dysponował Sumliński, były "szczątkowe" i nie dawały podstaw do wniosków, do których doszedł. "Nie ma dostatecznych źródeł, które pozwoliłyby na stawianie tak daleko idących wniosków" - mówiła sędzia o artykule Sumlińskiego.
Podkreślając, że sąd nie dostał z IPN akt śledztwa ws. zabójstwa ks. Popiełuszki, sędzia dodała, że nie było szans na "przeprowadzenie dowodu prawdy". Według sędzi, brak jest zatem podstaw do uznania, czy sugestie autora były prawdziwe. "Być może w przyszłości prawda o zabójstwie ks. Popiełuszki będzie ustalona, ale dziś nie jest to możliwe" - oświadczyła sędzia Zając. Tym wszystkim uzasadniła zmianę treści przeprosin.
Pozwani mogą jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego, choć nie wstrzymuje to nakazu wykonania wyroku. Sumliński zapowiedział, że złoży kasację, a potem odwoła się do Trybunału w Strasburgu. Mec. Trela powiedział, że rozważy kasację. "Wolelibyśmy mocniejszą pointę" - dodał. Chrostowski nie chciał się wypowiadać.
Ks. Jerzego Popiełuszkę, duszpasterza ludzi pracy i kapelana Solidarności, porwali i bestialsko zamordowali oficerowie zwalczającego Kościół IV departamentu MSW: Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala. W 1985 r. sąd w Toruniu skazał Piotrowskiego na 25 lat więzienia, Pękalę - na 15 lat, Chmielewskiego - na 14, a ich zwierzchnika Adama Pietruszkę - na 25. Nie odbyli oni kar w całości. Najdłużej - 15 lat w więzieniu był Piotrowski. W 1994 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie niejednomyślnie uniewinnił generałów SB Władysława Ciastonia i Zenona Płatka z zarzutu kierowania tą zbrodnią.
Obecnie w pionie śledczym IPN trwa śledztwo w sprawie związku przestępczego w MSW z lat 70. i 80. Chodzi o różne przestępstwa IV departamentu, w tym także o niewyjaśnione wątki zabójstwa ks. Jerzego. Ostatnio IPN zarzucił kilku oficerom SB prowadzenie w latach 80. śledztwa przeciw ks. Popiełuszce o "czyny nie będące przestępstwem". Nigdy nie potwierdzono oficjalnie tez głoszonych m.in. przez Sumlińskiego, by ksiądz zginął później i w innych okolicznościach niż to ustalił sąd w Toruniu, choć co jakiś czas powracają pytania w tej sprawie. (PAP)
sta/ bno/ jra/