W Polsce antykomunizm jest sierotą, dobrze pokazuje to sytuacja wokół tzw. zbioru zastrzeżonego i honorowania 1. Armii Wojska Polskiego m.in. przez prezydenta Andrzeja Dudę - mówi PAP historyk dr hab. Sławomir Cenckiewicz, wiceszef Kolegium IPN i dyrektor Wojskowego Biura Historycznego.
PAP: IPN do dzisiaj nie otrzymał od części służb specjalnych rekomendacji w sprawie dokumentów z tzw. zbioru zastrzeżonego. Mimo że tajne służby deklarowały, że je Instytutowi przedstawią - najpierw do końca marca, a później, że do 20 maja. Nic z tego nie wyszło. Co zatem z zapowiedzią ujawnienia słynnej "zetki", które ma nastąpić 16 czerwca?
Sławomir Cenckiewicz: Trochę tych rekomendacji wpłynęło w ostatnich dniach, ale jeśli się spojrzy na całość współpracy tajnych służb z IPN w ostatnim roku na polu likwidacji zbioru "Z" to sytuacja nie napawa mnie optymizmem. Muszę więc pana rozczarować - 16 czerwca 2017 roku, który rzeczywiście miał być prawdziwym końcem tzw. zbioru zastrzeżonego wyznaczonym de facto przez nowelę ustawy o IPN, niestety takim ostatecznym końcem nie będzie. Będzie połowicznym sukcesem, bo instytucja zbioru zastrzeżonego przechodzi wprawdzie do lamusa, ale skutki tego potworka prawno-ustrojowego wmontowanego w strukturę działania IPN jeszcze jakiś czas potrwają.
Ale pokonamy i to, tyle, że we własnym – IPN-owskim zakresie. W każdym razie 16 czerwca br. nie będzie jeszcze przełomem, o którym myślałem zabierając się do pisania ustawy o IPN. Tego dnia nie będziemy w stanie orzec precyzyjnie, które z materiałów po byłej "zetce" są jawne, a które i w jakiej części zostały utajnione. Mamy połowę czerwca, a do IPN nie trafiły ostateczne rekomendacje służb specjalnych na temat materiałów archiwalnych. Nie dokonano nawet w całości przeglądu, co akurat dla nas – w IPN, jest w gruncie rzeczy doskonałym rozwiązaniem, bo akta te po 16 czerwca stają się z "automatu" jawne.
PAP: Co dokładnie się stało?
Sławomir Cenckiewicz: Rok temu, gdy Sejm uchwalił nowelizację ustawy o IPN, zapisano w niej, że cywilne i wojskowe służby specjalne będą miały 12 miesięcy na dokonanie przeglądu archiwaliów ze zbioru zastrzeżonego. Czyli był cały rok na ustosunkowanie się do kwestii, które dokumenty należy utajnić, a które ujawnić opinii publicznej. Przypomnę, że chodzi o materiały po dawnych służbach PRL, które w tym tajnym wyodrębnionym zbiorze znalazły się rzekomo ze względu na znaczenie dla aktualnego bezpieczeństwa państwa. Użyłem słowa "rzekomo", gdyż instytucja zbioru wyodrębnionego w IPN była nagminnie nadużywana do tego by ukrywać tam materiały niezwiązane z wymogami bezpieczeństwa państwa po 1989 r. W każdym razie na spotkaniu z IPN, jeszcze jesienią ubiegłego roku, szefowie służb, a także szef MON i minister koordynujący służby, zgodzili się, że dokonają przeglądu wcześniej – do 31 marca br., tak byśmy na 16 czerwca byli już po weryfikacji rekomendacji i propozycji służb, ale słowa nie dotrzymano.
Za tę sytuację odpowiadają służby, które - mówiąc wprost - zlekceważyły IPN i jego prośbę, by wspólnie przyjrzeć się dokumentom ze zbioru. W gruncie rzeczy jesteśmy daleko w polu, bo nawet jeśli wpłyną wszystkie rekomendacje służb w ostatnich godzinach przed 16 czerwca br. To i tak nie zdążymy tego w IPN zweryfikować bo jest to proces niezwykle żmudny i pracochłonny. Oczywiście po 16 czerwca br. wszystko się zmienia. Przegląd nie będzie już kontynuowany na dotychczasowych zasadach – to, czego służby nie zdążyły przejrzeć stanie się z mocy prawa jawne. Tylko służby podległe ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi zachowały się wzorowo, czyli Straż Graniczna, w której gestii znalazły się materiały byłych Wojsk Ochrony Pogranicza. Już dawno SG dokonała przeglądu godząc się w zasadzie na ujawnienie wszystkiego. Co do wszystkich pozostałych tajnych służb mamy – delikatnie mówiąc – różnego typu wątpliwości.
PAP: Co to za wątpliwości?
Sławomir Cenckiewicz: Nie sposób z różnych względów powiedzieć o wszystkim. Dotyczą one po pierwsze rozmiarów dokonanego przeglądu, opieszałości z nim związanej, a przede wszystkim nie wywiązania się z wcześniejszych ustaleń, czyli braku przesłania nam w ustalonym czasie rekomendacji o ewentualne utajnienie archiwaliów, co pozwoliłoby nam w IPN zweryfikować stanowisko tajnych służb w stosunku do konkretnych materiałów jeszcze przed datą 16 czerwca.
PAP: Prezes IPN Jarosław Szarek wyznaczył specjalną komisję, w której Pan zasiada, mającą przeanalizować wnioski służb po to, by je prezesowi zaopiniować. Bo to szef IPN - zgodnie z ustawą, i to warto przypomnieć - będzie ostatecznie decydował, które z dokumentów zostanie objętych klauzulą tajności.
Sławomir Cenckiewicz: Na szczęście ostateczną instancją w sprawach byłego zbioru wyodrębnionego jest właśnie prezes IPN. Nasza komisja jest ciałem weryfikującym rekomendacje tajnych służb i przedkładającym propozycje rozstrzygnięć prezesowi IPN. Ale bez rekomendacji przesłanych przez tajne służby nie ma się w zasadzie czym zajmować. I w takiej właśnie sytuacji się znaleźliśmy. Instytut Pamięci Narodowej - aktualnie – w zasadzie nie wie jakie jest stanowisko tajnych służb w odniesieniu do - proszę to dobrze zanotować - tysięcy jednostek archiwalnych, czyli do mnóstwa dokumentów, które dawniej tworzyły zbiór zastrzeżony! Cała idea przeglądu polegała na tym, żeby go zrealizować na bieżąco wspólnie w porozumieniu z tajnymi służbami, historykami i archiwistami Instytutu. Dzięki temu po 16 czerwca tego roku mieliśmy być już po wszystkim, a więc po przeglądzie służb, po weryfikacji ich wniosków przez naszą komisję, i po decyzjach prezesa Instytutu.
PAP: To co teraz?
Sławomir Cenckiewicz: Musi minąć 16 czerwca i wszystko, co w tym zbiorze się znajduje - z wyjątkiem tych dokumentów, które służby będą chciały utajnić - z automatu stanie się jawne i dostępne na ogólnych zasadach np. dla historyków czy dziennikarzy. Natomiast IPN będzie musiał sobie poradzić z weryfikacją pozostałych materiałów, co do których zapewne na kilka godzin przed końcem dnia 16 czerwca pojawią się rekomendacje tajnych służb. Ten proces będzie wymagał od nas sporego wysiłku.
PAP: Przełomu nie będzie?
Sławomir Cenckiewicz: Rozumiem, że chodzi Panu o przełom poznawczy? Moim zdaniem będzie! Dokonane już odtajnienie materiałów nielegała Andrzeja Madejczyka ps. Lakar, który udając agenta zachodnioniemieckich tajnych służb kontaktował się z kilkudziesięcioma znaczącymi działaczami emigracji, dysydentami, opozycjonistami i hierarchami w Watykanie nagrywając ich i wiążąc finansowo, stanowi zasadniczy przełom poznawczy. Dla wielu będą to materiały szokujące i kłopotliwe.
Myślę zresztą, że "zetka" opierała się w istocie na ukryciu kilku fundamentalnych spraw, do których bez wątpienia należą blisko 40-tomowe akta Madejczyka, ale również np. akta Edwarda Mazura. Są też inne sprawy, zmieniające nasz sposób postrzegania kulisów transformacji, ale są rozproszone w różnych sprawach. Połączenie tej wiedzy da pewien efekt poznawczy, ale to dopiero przed nami. Ale poza tym wciąż nie wiemy do końca, co w tym zbiorze się znalazło, bo to są tysiące jednostek archiwalnych, do których fizycznie należy po prostu zajrzeć, by móc je ocenić. Ale formalnie rzecz biorąc data 16 czerwca br. będzie wielkim krokiem ku jawności, bo IPN po raz pierwszy w swojej historii nie będzie już musiał niczego uzgadniać z tajnymi służbami, które z natury rzeczy były przeciwne jawności.
Instytut uwolni się od tych nieustannych nacisków i przeszkód w odniesieniu do własnego zbioru archiwalnego, a historycy wreszcie będą mogli zająć się badaniami. Dostęp do archiwalnej spuścizny po komunizmie jest dla mnie najważniejszy! I tak postrzegam swoją rolę w całej tej sprawie, bez względu na pomówienia, obmowę, groźby, narzekania polityków i ludzi służb. To wszystko jest dla mnie osobiście bez znaczenia, tak jak stanowiska i funkcje, które pełnię.
PAP: Wiemy chociaż tyle, że szef MON Antoni Macierewicz, który nadzoruje SKW i SWW oraz minister koordynujący cywilne służby specjalne Mariusz Kamiński obecnie analizują te rekomendacje służb i w najbliższych dniach prześlą je do IPN. Niemożliwa jest chyba taka sytuacja, że te wnioski nie trafią do IPN.
Sławomir Cenckiewicz: Tak, ale dopiero po wypracowaniu przez nich stanowiska rozpocznie się praca naszej komisji, która da podstawę do decyzji prezesa IPN. Nasza komisja zamiast zakończyć pracę przed 16 czerwca w zasadzie na dużą skalę rozwinie swoją działalność po tej dacie. I to najbardziej mnie irytuje, bo mieliśmy zakończyć ten proces przed 16 czerwca 2017 r. Nie z winy IPN to jeszcze trochę potrwa. Pojawiają się nawet głosy czy powinniśmy po tej dacie w ogóle procedować, czy po 16 czerwca jest możliwe nadawanie klauzuli materiałom z byłego zbioru "Z", no ale w tej sprawie istnieje pewien nierozstrzygnięty spór wśród prawników, z którymi rozmawiałem.
PAP: Komisja jest czteroosobowa, można ją powiększyć...
Sławomir Cenckiewicz: Nie o to w tym wszystkim chodzi! Nawet jeżeli nasza komisja będzie dwudziestoosobowa, to i tak prawda jest taka, że Instytut został z tą całą "zetką" de facto sam. Wie pan, tu chodziło o to, żeby stopniowo i wspólnie pochylać się nad tym, co służby chciałyby utajnić. Tymczasem odbyły się wyłącznie dwa, powtarzam - tylko dwa pięciogodzinne spotkania komisji z ministrem obrony narodowej a później we własnym gronie, by dokonać weryfikacji rekomendacji przedłożonych przez wywiad wojskowy i cywilny. Później minister Macierewicz kontynuował tę pracę także indywidualnie. Wiem, że podobne działania podjął minister-koordynator, ale na podobnie niewystarczającą skalę.
PAP: Z informacji od służb wiadomo, że np. szef Agencji Wywiadu będzie chciał utajnienia blisko 180 jednostek archiwalnych, szef SKW ponad 480, z kolei szef SWW blisko 370. Do tego dojdą jeszcze dokumenty z ABW, która podała, że będzie chciała utajnić dokumenty dotyczące ponad 1860 sygnatur. Dlaczego tak dużo?
Sławomir Cenckiewicz: To się zmienia do ostatniej chwili, ale nie jest to pytanie do mnie! Będziemy te rekomendacje służb dopiero analizować... Tak łatwo tego nie przepuścimy!
W przypadku SKW wiemy, że jej materiały dotyczą jednak osobowych źródeł informacji (OZI), chociaż po weryfikacji ministra Antoniego Macierewicza na szczęście ten zbiór znacząco maleje. Poza OZI pojawiają się też sygnały, że część materiałów dotyczy dawnej, ale wciąż ważnej infrastruktury wojskowej. W przypadku służb cywilnych pojawiły się sygnały, że utajniana ma być sprawa - mówię to ironicznie - "wielkich osiągnięć wywiadu naukowo-technicznego", który w latach PRL kradł na Zachodzie technologie przemysłowe, informatyczne i dotyczące segmentu farmaceutycznego. Nie jest to jednak temat nowy dla IPN, bowiem już w czasach prezesa Leona Kieresa olbrzymi zbiór podobnych materiałów został ujawniony i nie pociągnęło to jakikolwiek konsekwencji dla Polski, czego często obawiają się obecni decydenci.
PAP: Nie przyjmuje pan tego argumentu?
Sławomir Cenckiewicz: Jestem wobec tego niezwykle sceptyczny... Jest dla mnie – antykomunisty – dyskomfortem, że po blisko 30 latach od formalnego upadku komuny próbuje się wymusić na mnie de facto akceptację urobku komunistycznych tajnych służb, które – ZAWSZE – w porozumieniu z KGB dokonywały kradzieży technologii na Zachodzie! Mam opór by to dzisiaj sankcjonować. Zresztą niektóre z przedłożonych uzasadnień budzą nasze wątpliwości, żeby wręcz nie powiedzieć, że są kuriozalne, jeśli się wczytać w materiały, których dotyczą. Od dawna wiadomo bowiem o działalności pionu naukowo-technicznego Departamentu I MSW i technologiach, które Sowieci łaskawie pozwalali wdrożyć w satelickich krajach imperium. To zresztą ten pion wywiadu cywilnego, który był ściśle powiązany z Sowietami. Dodam, że nie przypadkowo to właśnie ludzie pionu naukowo-technicznego w 1990 r. otrzymali we władanie całość służb III RP. Ale o tym nikt z decydentów nie wie lub nie chce wiedzieć. W każdym razie właśnie tych ludzi usunąłbym z tajnych służb po 1989 r. jako pierwszych.
PAP: Słyszy się też o tym, że publikacja dokumentów ze zbioru zastrzeżonego to ujawnienie metod operacyjnych wywiadu...
Sławomir Cenckiewicz: Ten argument w zasadzie się już nie pojawia i należy do arsenału przeciwników wszelkiej jawności materiałów wytworzonych przez tajne służby w czasach PRL. Jeszcze w 2003 r. mówił o tym szef WSI Marek Dukaczewski. Ale to arsenał dinozaurów komuny. Obecnie został on nieco "zracjonalizowany" i opiera się na obawie związanej z kosztami ujawnienia peerelowskiej agentury w krajach zachodnich. "Co na to nasi sojusznicy" – słyszę czasem i dziwię się, że nasi sojusznicy w NATO mieliby niepokoić się dekonspiracją - często i tak już zdekonspirowanej przez nich - agentury komunistycznej.
PAP: Z czego wynika przyjmowanie tej argumentacji przez polskie służby?
Sławomir Cenckiewicz: Z "nawijania makaronu na uszy" przez ludzi dawnego reżimu, którzy zdołali często narzucić swój pogląd o długim trwaniu osiągnięć wywiadu PRL i wspólnocie wywiadowczej, która rzekomo przymyka oczy na okres zimnej wojny. Te bajki krążą w przestrzeni publicznej przynajmniej od 4 czerwca 1992 r., potem wróciły w okresie tworzenia IPN, a z nową siłą w okresie likwidacji WSI. Dziś żyją własnym życiem...
PAP: No dobrze, ale przecież w służbach pracują niezwiązani z poprzednim systemem ludzie, a obecne władze zdecydowanie deklarują odrzucenie spuścizny po PRL...
Sławomir Cenckiewicz: Proszę nie być naiwnym. W Polsce antykomunizm jest sierotą. Nie ma u nas integralnej partii antykomunistycznej, która nazwałaby przeszłość tak jak ona na to zasługuje i wyciągnęła z tego wnioski. Są owszem partie mniej lub bardziej antykomunistyczne, ale jednej, w ścisłym sensie antykomunistycznej, w duchu Józefa Mackiewicza, po prostu nie ma i już nie będzie. To problem złożony, związany w dużej mierze z mentalnością ukształtowaną w komunizmie i tym co klasyk filozofii katolicko-liberalnej nazwał "homo sovieticus". I ta dyskusja o zbiorze "Z", opieszałość w kwestii dezubekizacji emerytur ludzi wojskowego aparatu represji PRL, składanie wieńców i pokłonów Ludowemu Wojsku Polskiemu przez prezydenta Andrzeja Dudę, niedofinansowanie prac ekshumacyjnych IPN czy wreszcie obrona alei Armii Ludowej w Warszawie – są tego najlepszym przykładem. Do tego dołożyłbym jeszcze wiele...
Myślałem, że po 2015 r. ABW odnajdzie w swoich zbiorach rzeczy, które w archiwach UOP były jeszcze w 1992 r. a które nigdy do IPN nie wpłynęły. Liczyłem na całość Listy Milczanowskiego, bo to co ma IPN po m. in. moich interwencjach to w zasadzie 1/3 całości, myślałem o ujawnieniu całości szafy Lesiaka, bo dotarłem jedynie do części tych akt w sądzie... No, ale w zasadzie nie ma z kim o tym wszystkim rozmawiać. Mam poczucie zmarnowanej okazji, choć to dopiero półmetek. Chociaż i tak cieszę się z tego, co się już udało i co się nam uda w przyszłości.
PAP: Co do wieńców składanych żołnierzom Ludowego Wojska Polskiego to - jak rozumiem - chodzi o uhonorowanie zwykłych żołnierzy, a nie ich oficerów podporządkowanych Sowietom. "Krew przelana za ojczyznę jest jedna" - mówił prezydent Duda w rocznicę forsowania Odry przez 1. Armię Wojska Polskiego.
Sławomir Cenckiewicz: Otóż ja odrzucam tezę o jednakiej krwi przelanej za Ojczyznę! To ideowe i polityczne cele prowadzonej wojny decydują o jej prawdziwym sensie i obliczu. W tym sensie szlak bojowy I i II Armii WP, pomimo tego, że w jej szeregach znalazły się tysiące dobrych ludzi z Kresów i przymusowych branek, nie był szlakiem wyzwolenia, ale zniewolenia Polski. Płk Ignacy Matuszewski napisał w 1943 r., że nadciąga do Polski armia niewolników – nie zdrajców, jeśli idzie o masy żołnierskie – ale niosąca nam sowiecką niewolę, która należy nie tyle widzieć jako "lepszą" od niemieckiej, ale uzupełnienie tego co wyprawiali Niemcy biorąc na siebie odpowiedzialność za biologiczną zagładę narodu. Sowieci wieńczyli to dzieło wpierw zbliżonymi metodami, ale później innymi, może bardziej perfidnymi bo przebranymi w pozory "polskiej władzy".
Wojsko utworzone pod Moskwą w maju 1943 r. było Stalinowi niezbędne do pokazania, że przygotowywany przez niego alternatywny wobec legalnego rządu RP agenturalny ośrodek władzy, ma atrybuty realnej i legalnej "polskiej władzy" czego armia – odwołując się do doktryny Maxa Webera o państwie - zawsze jest oznaką. O Polskę biła się i krew przelewała AK, NSZ, PSZ i cała konspiracja powojenna, ale nie LWP, które po maju 1945 r. rzucono zresztą do brutalnej pacyfikacji podziemia! Tego nie da się w jakikolwiek sposób ze sobą połączyć mówiąc chociażby o szacunku do tzw. zwykłego żołnierza.
Swoją drogą, zawsze zastanawiałem się skąd oni wszyscy mają ten dar rozróżniania "zwykłych" od "niezwykłych" żołnierzy. Zapytałem się kiedyś prof. Pawła Machcewicza, byłego dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, dlaczego składasz wieńce Armii Czerwonej w Gdyni? Na co on odpowiedział, że on składa zwykłym żołnierzom Armii Czerwonej. Pytam więc: skąd wiesz który z nich jest "zwykły", i że akurat ten zwykły nie strzelał do Polaków w Katyniu? Nie był w stanie nic rozsądnego odpowiedzieć.
PAP: Przypuszczam, że prezydentowi chodziło o szeregowych żołnierzy, którzy w 1945 roku szli na Berlin z myślą o wyzwoleniu Polski spod okupacji niemieckiej.
Sławomir Cenckiewicz: I znów… Ale Polska w czasie wojny biła się o wolność, całość i wyzwolenie spod jakiekolwiek okupacji, a nie tylko spod okupacji jednej na rzecz drugiej! Biła się z Niemcami, Sowietami, Ukraińcami, komunistyczną partyzantką w Kraju itd. Z każdym naszym wrogiem! Po czerwcu 1941 r. Niemcy stały się nagle wrogiem Sowietów, co nie znaczy, że w walce z Niemcami Sowieci i Polacy bili się o to samo! Będące częścią sowieckiego frontu białoruskiego i ukraińskiego 1. i 2. Armia WP, której polski Wódz Naczelny i rząd RP nie uznawali za polską siłę zbrojną, realizowały sowieckie cele wojny. Mówienie zatem w 2017 r., że nieśli oni Polsce wolność, a nawet polskie granice (jak to ujął Pan Prezydent) to grube nieporozumienie. Granice na Odrze i Nysie były w istocie ustalone przez Stalina już w lipcu 1944 r., późniejsza korekta dotyczyła w zasadzie Szczecina i rozróżniania Nysy Kłodzkiej od Łużyckiej, a szlak bojowy LWP i całe to wojsko o niczym tutaj nie decydowały.
PAP: Co do dekomunizacji to chciałbym jeszcze zapytać, już na koniec, o losy rządowego projektu obniżającego emerytury wojskowym, którzy - jak w nim zapisano - służyli na rzecz totalitarnego państwa w latach 1944-1990 i w Wojskowej Radzie Ocalenia Narodowego.
Sławomir Cenckiewicz: W MON powstał gotowy projekt nowelizacji ustawy o uposażeniu emerytalnym żołnierzy, który regulował tę kwestię. Przygotowywaliśmy ten projekt bardzo starannie, ale został on niestety wycofany z agendy sejmowej. Zamiast tego na stronie sejmu, i to z datą 13 grudnia 2016 r. pojawiło się pisemne uzasadnienie rzekomej niekonstytucyjności naszego projektu autorstwa prof. Chmaja! Jakie są losy tej noweli – nie wiem. Wiem natomiast, że nie można się dłużej godzić na ochronę przywilejów emerytalnych morderców z Informacji Wojskowej i ciemiężycieli z Wojskowej Służby Wewnętrznej i Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pat/