Tadeusz Mazowiecki - pierwszy po wojnie niekomunistyczny szef rządu w tej części Europy; jego największą zasługą było przeprowadzenie transformacji ustrojowej Polski, choć dziś dostępne są opinie, że w niektórych dziedzinach reformy można było przeprowadzić lepiej.
24 sierpnia 1989 roku Sejm kontraktowy wybrał na premiera Tadeusza Mazowieckiego, powierzając mu misję stworzenia rządu. Wówczas obowiązywała jeszcze konstytucja PRL, zgodnie z którą to Sejm powoływał najpierw premiera, a potem na jego wniosek rząd. Wniosek o powołanie premiera składał w Sejmie prezydent PRL, którego urząd świeżo został wówczas stworzony, a sprawował go od 19 lipca 1989 roku gen. Wojciech Jaruzelski.
To, że to generał Jaruzelski, twórca stanu wojennego, rządzący Polską niepodzielnie od 1981 roku składał w Sejmie wniosek o powołanie premiera nienależącego do komunistycznej PZPR było wydarzeniem historycznym. Był to pierwszy taki przypadek w dziejach krajów bloku radzieckiego po II wojnie światowej i zarazem symptom rewolucyjnych zmian w tym regionie świata, które postępowały potem w kolejnych miesiącach. Pierwszym przełomem w Polsce były wybory 4 czerwca 1989 roku, zdecydowanie wygrane przez Komitet Obywatelski "Solidarności". Tym niemniej nawet po tych wyborach, na mocy kontraktu Okrągłego Stołu, PZPR z koalicjantami, czyli ZSL i SD, dysponowało większością w Sejmie. Powołanie premiera z "Solidarności" stało się możliwe dopiero wtedy, gdy ZSL i SD zdradziły PZPR i zawarły koalicję z Obywatelskim Klubem Parlamentarnym (parlamentarna reprezentacja Komitetu Obywatelskiego "Solidarność"). W wyniku tej "zdrady" z misji tworzenia rządu zrezygnował wybrany 2 sierpnia na premiera gen. Czesław Kiszczak i mógł jej się podjąć Mazowiecki.
24 sierpnia 1989 roku, jeszcze przed głosowaniem, Mazowiecki wygłosił krótkie wystąpienie z trybuny sejmowej. To wówczas padły słynne słowa o "grubej linii", która miała odkreślać to, co dokona jego rząd od PRL-owskiej przeszłości. Jakiś czas później przeciwnicy Mazowieckiego zaczęli jednak przedstawiać ową "grubą kreskę" jako niechęć do rozliczania nieprawidłowości PRL.
Rząd Mazowieckiego powstał ostatecznie 12 września 1989 roku, w tym dniu również premier wygłosił pamiętne expose, przerwane z powodu jego zasłabnięcia. Jakim Mazowiecki był premierem? Jego rząd przeprowadził fundamentalne reformy państwa - przede wszystkim urynkowił gospodarkę, wprowadzając tzw. "plan Balcerowicza" - wicepremiera i ministra finansów w rządzie Mazowieckiego. Dokonał też zasadniczych zmian w innych sferach. Zlikwidował SB i powołał na jego miejsce Urząd Ochrony Państwa. Milicję Obywatelską zastąpiła policja. Ważne zmiany nastąpiły w edukacji. Otwarto możliwości powstawania prywatnych i społecznych szkół oraz uczelni wyższych. Natomiast w dość kontrowersyjny sposób, za pomocą instrukcji ministra edukacji narodowej, wprowadzono religię do szkół.
Mazowiecki jako premier nie ustrzegł się błędów. Po latach zarzucano mu zbyt wolne tempo niektórych zmian. Uważano, że zbyt późno, bo dopiero wiosną 1990 roku wprowadził do MSW i MON ludzi z "Solidarności" (w MON wiceministrem został m.in. obecny prezydent Bronisław Komorowski). Za późno też, zdaniem krytyków, odwołał szefów tych resortów - Czesława Kiszczaka i Floriana Siwickiego - pełniących swoje urzędy od wczesnych lat 80. Stało się to bowiem dopiero w lipcu 1990 roku. Za błąd Mazowieckiego niektórzy uznają dziś także fakt, że zdecydował się kandydować na prezydenta przeciw Lechowi Wałęsie, choć zapomina się, że działo się to w atmosferze "wojny na górze" - ataków Lecha Wałęsy i jego zwolenników na rząd Mazowieckiego.
Jedną z najbardziej przenikliwych, a zarazem krytycznych analiz Mazowieckiego jako premiera przedstawił Robert Krasowski na łamach książki „Po południu. Upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy”. Autor stawia tezę, że talenty Tadeusza Mazowieckiego są znacznie przeceniane, a gdyby w 1989 r. zamiast niego na czele pierwszego solidarnościowego rządu stanął ktoś o wyższych politycznych kwalifikacjach, przebieg przemian mógłby być znacznie sprawniejszy.
Pisze Krasowski: „Szukając głównego nurtu polskiej polityki, trzeba ustalić, co naprawdę było dziełem polityków. Jeśli przeprowadzenie polskiej rewolucji uznamy za owoc politycznych talentów, w czynach naszych sąsiadów musimy szukać podobnej wielkości. Stajemy się wówczas świadkami panregionalnej eksplozji politycznego geniuszu: w tym samym momencie w Estonii i w Bułgarii, na Węgrzech i na Słowacji, w Rumunii i w Słowenii doszli do władzy politycy wielcy, o talentach na miarę swoich narodowych historii. A zatem jeśli uznamy, że Tadeusz Mazowiecki był politycznym wirtuozem, gdzie indziej winniśmy szukać równie wielkich wirtuozów. Chyba, że wycofamy się z tego założenia i uznamy, że to, co wydawało się wirtuozerią Mazowieckiego, było transformacyjną rutyną. Rutyną nie w sensie, że Mazowiecki nic nie zrobił, ale że nie zostawił po sobie indywidualnego śladu, okazał się ciężko pracującym trybikiem historii, a nie jej korbką”.
W innym miejscu Krasowski doprecyzowuje swoje zarzuty wobec Mazowieckiego, pisząc o jego fatalnej kampanii prezydenckiej z 1990 roku. Przyczynę porażki Mazowieckiego nie tylko z Lechem Wałęsą, ale i z nieznanym nikomu Stanisławem Tymińskim tłumaczy tym, że „to tak bardzo zasłużone dla demokracji środowisko nie pasowało do realnej demokracji, byli demokratami wytwornymi, z zasadami, manipulowanie opinią publiczną nie mieściło im się w głowie, przekupywanie ludu także”. „Mazowiecki i Geremek zawsze będą się cofać przed uprawianiem polityki zębami i pazurami, zawsze blokować ich będzie inteligencki wstyd. Będą chcieli władzy, ale nigdy o nią naprawdę nie zawalczą, nigdy nie zdobędą się na brutalność Millera, Kaczyńskiego lub Tuska” – pisze Krasowski.
Nieco inaczej scharakteryzował natomiast Mazowieckiego jeden z jego najbliższych współpracowników z okresu premierostwa, Aleksander Hall, pełniący najpierw w jego rządzie urząd ministra ds. kontaktów z partiami politycznymi, a potem będący szefem jego kampanii prezydenckiej. Choć i w jego opinii, pochodzącej z książki "Osobista historia III RP", można dostrzec podobne jak u Krasowskiego akcenty: „Mazowiecki ma zdolność przekraczania światopoglądowych i ideowych podziałów. Stanowiło to jego atut jako polityka, zanim objął stanowisko premiera, umożliwiający mu budowanie mostów pomiędzy swoim macierzystym środowiskiem, a innymi kręgami. Było to także atutem w okresie, gdy stał na czele rządu. Jednak ta zaleta przeobraziła się w przyszłości w jego polityczną słabość jako lidera partii. Wspólnotę polityczną bowiem trudno jest budować przekraczając światopoglądowe i ideowe podziały, także ten na prawicę i lewicę”.
Historyk prof. Antoni Dudek w rozmowie z PAP przyznaje, że są sfery za które Mazowieckiemu jako premierowi należy się pozytywna ocena, ale są też takie, gdy jego rząd należy ocenić gorzej. "Największą zaletą Mazowieckiego jako premiera było to, że zdecydował się powołać Leszka Balcerowicza na wicepremiera i ministra finansów oraz umożliwił mu realizację radykalnego programu przekształceń gospodarczych, który, choć nie wolny od błędów, generalnie przysłużył się dobrze Polsce i przestawił polską gospodarkę na tory gospodarki rynkowej" - mówi Dudek. Sukcesem rządu Mazowieckiego było też, zdaniem Dudka, zbudowanie samorządu terytorialnego.
"Polityka zagraniczna była trochę zbyt ostrożna. Nieco zbyt późno postawiono postulat wycofania wojsk radzieckich, na szczęście to nie miało większego znaczenia. Trafna była natomiast postawa wobec zjednoczenia Niemiec i twarde postawienie kwestii uznania przez zjednoczone Niemcy naszych zachodnich granic" - zaznacza prof. Dudek.
Mniej udana była natomiast, zdaniem historyka, polityka wewnętrzna, zwłaszcza reforma służb specjalnych i brak reformy wymiaru sprawiedliwości. "To było historyczne pięć minut, kiedy można było zresetować wymiar sprawiedliwości odziedziczony po PRL, czego nie zrobiono, dając za to wymiarowi sprawiedliwości, skądinąd słuszny w demokracji, status trzeciej władzy i pełną niezawisłość" - mówi Dudek. "Odziedziczyliśmy zdeprawowany wymiar sprawiedliwości, ale ta deprawacja została zamrożona, a potem wbudowana w system demokratycznego państwa" - dodaje.
Również niezbyt udana była reforma służb specjalnych, twierdzi historyk, choć tu akurat przeprowadzono weryfikację i w miejsce Służby Bezpieczeństwa powstał Urząd Ochrony Państwa. "Sposób tworzenia UOP nie był zły, tylko proporcja była niewłaściwa. Zamiast budować UOP według zasady 95 proc. esbeków, 5 procent nowych ludzi trzeba było zastosować zasadę fifty-fifty - na jednego starego funkcjonariusza przypada jeden nowy. To byłaby racjonalna zasada" - zaznacza prof. Dudek. "Oczywiście także służby wojskowe trzeba było zweryfikować, na przykład przenosząc tam ludzi z innych jednostek wojskowych" - dodaje.
Tym niemniej w sprawie reformy wojska Mazowiecki miał trochę związane ręce, przyznaje prof. Dudek, bo do końca jego rządów prezydentem był gen. Wojciech Jaruzelski, uważający wojsko za swoją domenę. "Tu bardziej można mieć pretensję do Lecha Wałęsy, że nie przeprowadził reformy armii, gdy był prezydentem" - mówi historyk.
Piotr Śmiłowicz (PAP)
pś/ dym/