38. rocznicę wybuchu strajku w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL Świdnik (Lubelskie) uczczono w niedzielę. Robotnicy świdnickich zakładów 8 lipca 1980 r. zapoczątkowali protest, która objął cały region, poprzedzając strajki na Wybrzeżu.
Związkowcy z Solidarności, samorządowcy, kombatanci złożyli kwiaty pod pomnikiem „Świdnickiego Lipca” na terenie zakładów PZL Świdnik. Uczestnicy wydarzeń sprzed 38 lat wspominali strajki i podkreślali ich znaczenie.
Przewodniczący Zarządu Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ Solidarność Marian Król powiedział, że strajki w PZL Świdnik w lipcu 1980 r. były wydarzeniem szczególnym. „To tutaj został przełamany strach, w tym miejscu były wypracowane teksty porozumienia między ówczesną władzą a komitetem - jak go wówczas nazywano – postojowym, bo niełatwo było użyć słowo strajk” – powiedział Król, który uczestniczył w strajku w Świdniku.
„Świadomość roku 1970 i 1976 była wtedy tak głęboka, że padło hasło, aby nie wychodzić za bramę, pozostać w miejscu pracy i tutaj upominać się o swoje prawa. Nie doszło do prowokacji, ludzie nie wyszli na ulice. Ta metoda się sprawdziła, później inni skorzystali z tego wzorca, w Lublinie, na Wybrzeżu i Śląsku. Efekt był pozytywny, bo dziś rozmawiamy w wolnej i niepodległej ojczyźnie” – dodał Król.
Inni uczestnicy protestu mówili, że wybuch strajku był zaskoczeniem, ale niezadowolenie robotników wzbierało od dawna. „Pamiętam dobrze tamte wydarzenia, pracowałem na wydziale, gdzie kleiliśmy śmigła ogonowe. Około godz. 10 poszła wiadomość po zakładzie, że przerywamy pracę, jest strajk. To dla mnie to była wtedy abstrakcja, coś nowego, ale pociągającego i wspaniałego. Byli wtedy też tacy, którzy chcieli pracować, łamali jedność” – wspominał Czesław Osek.
„Wtedy przelała się czara goryczy. Byłem młody, ciekawy świata, trochę już wiedziałem, jak jest w innych krajach, dlaczego u na nie miałoby być lepiej - tak wtedy myślałem. Jak pojechałem pierwszy raz na Węgry, to dla mnie był tam luksus, wspaniałości. A u nas było szaro, nie można było być sobą, trzeba było się podporządkować, brak mieszkań” – mówił Osek.
Zbigniew Myśliwiec, wówczas robotnik na wydziale narzędziowni opowiadał dziennikarzom, jak rozpoczął się protest. „Poszedłem o 8 rano do baru, to tam poszło o kotleta, bo okazało się, że podrożał z 10,80 zł do 18 zł. Tak to się zaczęło. Wszyscy wyszli, wiadomość poszła z hali do hali i o godz. 10 już cały zakład stał” – wspominał.
„Dzisiaj jak o tym myślę, o zmianach, które potem nastąpiły, to ocena jest złożona. Ja mam emeryturę jeszcze z komuny, ale dzisiaj dla młodych, to czarno widzę. Wszyscy wtedy myśleli, że to inaczej się potoczy” – dodał.
8 lipca 1980 r. w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL Świdnik wybuchł strajk, który zapoczątkował falę protestów na Lubelszczyźnie, trwającą do 25 lipca, nazwaną później Lubelskim Lipcem 80. Jego bezpośrednim powodem była podwyżka cen w zakładowej stołówce, dlatego mówiono, że w Świdniku „zaczęło się od kotleta". Robotnicy przychodzili do zakładu, ale nie pracowali. Porządku pilnowała robotnicza straż. Trwały wiece, rozmowy z przedstawicielami dyrekcji i władz z Lublina, a także z Warszawy.
Czwartego dnia strajku podpisano porozumienie. Pracownicy dostali podwyżkę płac i zapewnienie, że zaopatrzenie w Świdniku ulegnie poprawie. Za okres strajku zapłacono im średnie wynagrodzenie. Władze zobowiązały się, że nie będą wyciągać żadnych konsekwencji w stosunku do strajkujących, ale robotnicy mieli odpracować straty powstałe z powodu strajku. Było to pierwsze w PRL porozumienie władz ze strajkującymi robotnikami.
W regionie łącznie zastrajkowało ponad 150 zakładów pracy. W Lublinie stanął m.in. węzeł kolejowy i komunikacja miejska. Protesty trwały ponad dwa tygodnie. Wkrótce po ich wygaśnięciu rozpoczęły się strajki na Wybrzeżu, które doprowadziły do podpisania porozumień i utworzenia Solidarności. (PAP)
Autor: Zbigniew Kopeć
kop/ aszw/