Przełom lipca i sierpnia 1980 r. Mieczysław Rakowski spędził w swoim domku letniskowym na Mazurach.
1 sierpnia otrzymał list od Jerzego Urbana, w którym ten wyrażał zdziwienie, że w tak gorącym politycznie okresie Rakowski, jakby nie było członek Komitetu Centralnego PZPR, zaszył się na prowincji. „Krążą plotki, że Edward Większy myśli o oderwaniu się od ekipy i zawołaniu do narodu: No i spójrzcie, z kim musiałem pracować!” – informował Urban.
Tego rodzaju taktykę Edward Gierek zastosował już na początku 1980 r., kiedy wieloletniego premiera Piotra Jaroszewicza zastąpił Edwardem Babiuchem, popularnie nazywanym – nie tylko z uwagi na posturę – Edwardem Mniejszym. Jednak prawdziwą personalną karuzelę, która miała uchronić go od upadku, I sekretarz uruchomił dopiero w drugiej połowie sierpnia. W czasie, gdy na Wybrzeżu i w innych rejonach kraju setki tysięcy strajkujących zastanawiały się nad tym czy władze zgodzą się na 21 postulatów gdańskich stoczniowców, w Warszawie trwała walka o władzę.
Rakowski po powrocie z Mazur zapisał w swoim dzienniku: „Strajki trwają bez przerwy od 40 dni. Kierownictwo partii i rządu milczy. Gierek jest na Krymie, opala się. To wprost niewiarygodne”.
Jednak urlop Edwarda Większego tym razem miał na celu coś więcej niż tylko opalanie się nad Morzem Czarnym. „Wyjechałem na Krym, aby Rosjanom pokazać, że sprawa strajków nie jest poważna. Był to mój swoisty blef i kamuflaż przed światem” – opowiadał po latach Gierek.
Blef się jednak nie udał. Jeśli wierzyć wspomnieniom szefa polskiego sektora w KC KPZR Piotra Kostikowa, to spotkanie I sekretarza z Leonidem Breżniewem na Krymie, ostatnie zresztą w historii ich kontaktów, nie należało do najprzyjemniejszych. Wprawdzie schorowany przywódca ZSRR miał już wówczas ograniczony kontakt z rzeczywistością, ale autorzy tekstu, który z trudem odczytał z kartki, nie szczędzili swemu gościowi słów krytyki.
Poparcie Kremla malało wprost proporcjonalnie do rozszerzania się strajków.
Tymczasem 14 sierpnia, a zatem w dniu, w którym rozpoczął się strajk w Stoczni Gdańskiej, do Gierka zadzwonił Babiuch, informując, że Biuro Polityczne wzywa go do natychmiastowego powrotu do kraju. Następnego dnia I sekretarz, nie bacząc już na wrażenie, jakie musiało zrobić na sowieckich towarzyszach gwałtowne przerwanie urlopu, znalazł się w Warszawie. Od chwili powrotu jego dymisja wisiała w powietrzu.
Na początku września Edward Większy wciąż stał na czele partii, ale wszyscy lepiej zorientowani towarzysze pielgrzymowali już z wyrazami szacunku i poparcia do Kani. W południe 4 września odwiedził go Rakowski. „Powiedziałem, że powinien zostać I sekretarzem KC” – zanotował w dzienniku. Aby tak się stało, Gierek musiał jeszcze dostarczyć wyraźnego pretekstu do natychmiastowego odwołania go ze stanowiska. Uczynił to w nocy 4 na 5 września, gdy zasłabł w swej rezydencji w Klarysewie.
Prawdopodobnie pierwszymi członkami kierownictwa PZPR, którzy uznali, że najlepszym sposobem rozwiązania narastającego kryzysu będzie pozbycie się Gierka był nadzorujący aparat bezpieczeństwa Stanisław Kania i współpracujący z nim gen. Wojciech Jaruzelski.
Przełomowe znaczenie miało pod tym względem posiedzenie Biura Politycznego 21 sierpnia, a zatem jeszcze przed rozpoczęciem rozmów w Gdańsku między MKS i delegacją rządową z Mieczysławem Jagielskim na czele. Ku zaskoczeniu I sekretarza, kilku członków Biura zaczęło wtedy wspominać o konieczności „przegrupowania personalnego” i w tym kontekście deklarować gotowość do złożenia dymisji. W ezopowym języku partyjnej nowomowy, tak właśnie wyglądały sygnały wzywające przywódcę do odejścia. Gierek zareagował na to nerwowo mówiąc: „Gdyby mnie teraz usiłowano zmienić byłoby to nie tylko nieuczciwe i niesprawiedliwe, [ale] byłoby wręcz głupie, bo zaczną się naciski i będziemy zmieniać władze w nieskończoność”. Sprzeciwiał się też dymisji premiera Babiucha.
Jednak rosnąca presja ze strony zwolenników rekonstrukcji kierownictwa PZPR, którym kolejnych argumentów dostarczała stale rosnąca liczba strajkujących zakładów, sprawiła, że już następnego dnia Gierek znalazł się w trudnym położeniu. Lawinę uruchomił atakowany za fatalne wystąpienie telewizyjne premier Babiuch, który 22 sierpnia podał się do dymisji.
„W gruncie rzeczy ten ruch sparaliżował mnie” – oceniał po latach Gierek, ale na posiedzeniu Biura oświadczył: „Ja nie stawiam się do dyspozycji, chociaż mój autorytet został podmyty”. Na tyle znacząco, że los Babiucha w ciągu następnych dwóch dni podzieliło także kilku innych ludzi, którzy przez minioną dekadę należeli do grona najbliższych współpracowników Edwarda Większego. „Byłem osamotniony” – pisał w pamiętnikach Gierek o swym położeniu pod dokonaniu tych zmian.
Aby przetrwać, osłabiony I sekretarz musiał nie tylko doprowadzić do przerwania strajków, których większość zakończyła się z chwilą podpisania porozumień w Szczecinie i Gdański (30 i 31 sierpnia). Konieczne było też stworzenie patowej sytuacji w kierownictwie partii poprzez postawienie na drodze Kani do władzy kogoś, kto byłby w stanie go zatrzymać. Takim człowiekiem był Stefan Olszowski, który na początku roku został „zesłany” do Berlina Wschodniego na stanowisko ambasadora. Po odejściu Babiucha, Gierek chciał uczynić nowym premierem właśnie swego dawnego wroga. Gdyby mu się to udało, stworzyłby przeciwwagę dla Kani, a rywalizacja obu polityków mogłaby na dłużej odwlec zmianę na stanowisku I sekretarza. Jednak 24 sierpnia okazało się, że Gierek nie był już w stanie przeforsować kandydatury Olszowskiego, a nowym szefem rządu został bezbarwny i związany z Kanią oraz Jaruzelskim Józef Pińkowski.
Na początku września Edward Większy wciąż stał na czele partii, ale wszyscy lepiej zorientowani towarzysze pielgrzymowali już z wyrazami szacunku i poparcia do Kani. W południe 4 września odwiedził go Rakowski. „Powiedziałem, że powinien zostać I sekretarzem KC” – zanotował w dzienniku. Aby tak się stało, Gierek musiał jeszcze dostarczyć wyraźnego pretekstu do natychmiastowego odwołania go ze stanowiska. Uczynił to w nocy 4 na 5 września, gdy zasłabł w swej rezydencji w Klarysewie. Przybyli natychmiast lekarze zarządzili przewiezienie Gierka do kliniki w Aninie. Następnego dnia Kania zadzwonił do Moskwy z informacją o chorobie przywódcy, a wieczorem - po otrzymaniu od Breżniewa „zapewnienia o poparciu moralnym, politycznym i ekonomicznym” - pozwolił się wybrać na stanowisko I sekretarza KC PZPR.
prof. Antoni Dudek