W tym tygodniu pod Barutem, a w przyszłym pod Starym Grodkowem na Opolszczyźnie badacze będą szukać szczątków żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału Henryka Flame, ps. Bartek, zamordowanych w 1946 r. To kolejny etap poszukiwań, które od lat prowadzi IPN.
Pracami kieruje zespół naczelnika Samodzielnego Wydziału Poszukiwań IPN prof. Krzysztofa Szwagrzyka, który we wtorek zorganizował konferencję prasową na tzw. polanie śmierci pod Barutem (Opolskie). Poinformował, że prace rozpoczęte w tym tygodniu odbywać się będą właśnie w pobliżu polany śmierci, na pobliskiej polanie gajowego i w znajdujących się tuż obok stawach - z udziałem nurków.
We wtorek w miejscach tych pracowało w sumie ok. 30 osób – badaczy IPN, archeologów, studentów archeologii i młodych wolontariuszy.
Prof. Maciej Trzciński z Muzeum Archeologicznego we Wrocławiu, które włączyło się w prowadzone w Barucie prace, wyjaśniał, że wykorzystywane są w nich m.in. georadar czy magnetometr, dzięki którym badana jest m.in. struktura ziemi w miejscach wytypowanych do poszukiwań. Wykonywane są także - co metr-półtora - odwierty, które mają pomóc odnaleźć masowe mogiły albo wykluczyć dany teren z dalszych poszukiwań.
Polana śmierci k. Barutu, położona na granicy województw opolskiego i śląskiego, nazywana też uroczyskiem Hubertus i Śląskim Katyniem, to symbol mordów, których UB dokonało jesienią 1946 r. na ok. 160-200 żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału „Bartka”. Zdaniem badaczy IPN ok. 60 z nich zostało zamordowanych k. Barutu, a pozostali w pobliżu Starego Grodkowa - także na Opolszczyźnie.
Prof. Szwagrzyk wyjaśniał, że trzy lata temu takich odwiertów w pobliżu polany śmierci wykonano ponad 1,5 tys. Mówił, że na podstawie zrealizowanych dotychczas pod Barutem prac można „w sposób absolutnie pewny potwierdzić, że to jest miejsce wymordowania ok. 60 ludzi z oddziału Bartka”. „Odnaleźliśmy tu co najmniej kilkanaście fragmentów kości ludzkich, na których były ślady postrzału albo były one rozerwane. Znaleźliśmy fragmenty oprzyrządowania wojskowego, ryngrafy. Nie mamy wątpliwości, że to jest miejsce mordu. Ale do dziś nie udało się niestety odnaleźć (…) ani jednej czaszki; ani jednego fragmentu kręgosłupa, żadnej miednicy, żadnej kości długiej” – wyliczał i tłumaczył, że to oznacza, iż sprawcy – funkcjonariusze UB – zebrali szczątki i przenieśli w inne miejsce.
Polana śmierci k. Barutu, położona na granicy województw opolskiego i śląskiego, nazywana też uroczyskiem Hubertus i Śląskim Katyniem, to symbol mordów, których UB dokonało jesienią 1946 r. na ok. 160-200 żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych z oddziału „Bartka”. Zdaniem badaczy IPN ok. 60 z nich zostało zamordowanych k. Barutu, a pozostali w pobliżu Starego Grodkowa - także na Opolszczyźnie.
Według ustaleń IPN żołnierzy Bartka – wśród których nie było jego samego - przewieziono we wrześniu ’46 roku pod pretekstem organizowanego przerzutu na Zachód właśnie na Opolszczyznę. Miały to być w sumie trzy transporty liczące po ok. 60 osób. Jedną z trzech grup umieszczono w budynku w pobliżu polany śmierci, gdzie żołnierzom podano kolację, alkohol ze środkami nasennymi, a nad ranem rozbrojono, umieszczono w niewielkim budynku, tzw. baraniarni, i wysadzono w powietrze. Resztki fundamentów baraniarni są do dziś na polanie śmierci.
Jak zapowiedział we wtorek prof. Szwagrzyk, prace w Barucie potrwają ok. tygodnia. Potem badacze przeniosą się w okolice Starego Grodkowa, by tam też prowadzić poszukiwania. „Być może jesteśmy w przeddzień odnalezienia tych ludzi, a być może jest tak, że spotkamy się na tej polanie za kilka lat i będziemy mówić o kolejnych działaniach, które podejmujemy” – dodał Szwagrzyk i podkreślał, że poszukiwania pomordowanych mają być prowadzone „do skutku”.
Zapewniał, że są kolejne sygnały i szanse na ich odnalezienie. "Gdyby ich nie było, nie podejmowalibyśmy tych działań” – dodał. Mówił np., że ciekawych czasem informacji dostarczają np. tzw. detektoryści, którzy prowadzą różne poszukiwania na własną rękę. „Wcześniej czy później musimy odnaleźć partyzantów oddziału Bartka, w to wierzę” – podsumował Szwagrzyk.
W październiku 2012 r. zespół pod jego kierownictwem odnalazł już k. miejscowości Dworzysko niedaleko Łambinowic (opolskie) masowy grób. Jak powiedział PAP we wtorek Szwagrzyk, były to szczątki co najmniej 25 osób, m.in. z przestrzelonymi głowami, znalezione w szambie przy pałacu dawnej posiadłości Scharfenberg. Nie zidentyfikowano ich jeszcze, badania trwają.
Dodał, że podobne działania jak w Barucie czy Starym Grodkowie będą w tym roku prowadzone w wielu miejscach Polski – np. na Lubelszczyźnie, na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie czy w Gdańsku.
Oddział „Bartka” był największym antykomunistycznym ugrupowaniem na Górnym Śląsku i w Beskidach. Liczył kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników. Stoczył wiele walk. Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 r. miejscowości Wisła w Beskidach.
Od lipca 1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki. Ubecy podając się za przedstawicieli sztabu Obszaru Zachodniego NSZ zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na zachód. W ten sposób w trzech transportach we wrześniu 1946 r. wywieziono i zamordowano w okolicach Starego Grodkowa i Baruta co najmniej 167 partyzantów. Była to jedna z najkrwawszych egzekucji UB.
Sam Flame ujawnił się w 1947 r. Zginął 1 grudnia 1947 w Zabrzegu, zabity przez miejscowego milicjanta. (PAP)
kat/ gma/