17.12.2009 Warszawa (PAP) - W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie ma zdecydować, czy odrzucić pozew Lecha Wałęsy wobec Lecha Kaczyńskiego z żądaniem przeprosin i zapłaty 100 tys. zł za określenie przez głowę państwa historycznego lidera "Solidarności" mianem agenta SB o kryptonimie Bolek.
Zarówno na odrzucenie pozwu, jak i na oddalenie takiego wniosku przysługuje odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Procedura odwoławcza może trwać kilka miesięcy.
W listopadzie br. ruszył precedensowy proces cywilny między byłym a obecnym prezydentem RP. Na pierwszą rozprawę nie stawili się ani powód, ani pozwany, których reprezentowali prawnicy. Na proces cywilny strony nie muszą się stawiać osobiście, może je reprezentować adwokat. Sąd nie ma możliwości nakazać stawiennictwo prezydentowi RP.
Przedmiotem pozwu jest wywiad L. Kaczyńskiego z czerwca 2008 r. dla Polsatu. Rozmowa dotyczyła mającej się wtedy ukazać książki historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa", którzy napisali, że w pierwszej połowie lat 70. Wałęsa miał być agentem gdańskiej SB o kryptonimie Bolek. Na słowa dziennikarki Polsatu, że Wałęsa jest naszym autorytetem i nie należy atakować go w taki sposób, L. Kaczyński odparł, że "demokratycznemu społeczeństwu należy się prawda, nawet jeżeli jest trudna". Dopytywany czy Wałęsa był agentem "Bolkiem" odparł, że wie o tym niezależnie od lektury książki, której jeszcze nie czytał.
Wałęsa wiele razy zaprzeczał, by był "Bolkiem". Podkreślał, że z dokumentów IPN wynika, iż kryptonim "Bolek" nosił najpierw podsłuch założony w jego miejscu pracy w stoczni, a potem wszystkie gromadzone przez SB materiały z nim związane. Premier Donald Tusk mówił wtedy, że prezydent powinien się wstydzić tych słów. "Lech Kaczyński strzelił bramkę samobójczą, udzielając tego typu wypowiedzi i powinien się jak najszybciej z tego wycofać" - powiedział.
Pozew wnosi, by prezydent odwołał swe słowa - jako niezgodne z prawdą - na antenie Polsatu między godz. 21 a 22. Ponadto pozew formułuje żądanie "zaniechania takich wypowiedzi w przyszłości" oraz zapłaty Wałęsie przez L. Kaczyńskiego 100 tys. zł zadośćuczynienia. W pozwie mec. Wolańska podkreśla, że kilka dni po wywiadzie Wałęsa skierował do prezydenta list, w którym wzywał go do odwołania "haniebnej" i "podającej nieprawdziwe fakty" wypowiedzi. Jak mówi Wolańska, strona pozwana nie wykonała żadnego gestu, który można by odczytać jako "przyznanie się do błędu", dlatego "powód został zmuszony do wystąpienia na drogę procesu".
W pozwie przytoczono wyrok Sądu Lustracyjnego z 2000 r., w którym za prawdziwe uznano oświadczenie lustracyjne Wałęsy, że nie współpracował ze służbami specjalnymi PRL. Zdaniem Wolańskiej prezydent, zarzucając Wałęsie współpracę z SB, lekceważy wyrok sądu. "Ponadto, można przyjąć, dodał odwagi przeciwnikom politycznym powoda do kontynuowania zniewag" - głosi pozew.
W odpowiedzi na pozew mec. Kos pisał, że droga sądowa jest niedopuszczalna, gdyż według konstytucji za zachowania w związku z zajmowanym stanowiskiem prezydent może odpowiadać tylko przed TS. Tym samym jest on "wyłączony spod jurysdykcji sądów powszechnych". Powołując się na autorytety prawnicze, adwokat podkreślał, że roszczenia cywilne wobec prezydenta nie mogą dotyczyć "aktów podejmowanych w ramach sprawowanego urzędu".
Według adwokata, zachowania opisane w pozwie "należy ocenić jako podjęte w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swego urzędowania". Zdaniem adwokata, sformułowanie takie "powinno być rozumiane szeroko, z uwzględnieniem charakteru zajmowanego przez prezydenta RP stanowiska". Mec. Kos podkreśla, że komentując sprawy publiczne oraz wobec osób publicznych, a taką jest powód, prezydent zawsze działa "w związku z zajmowanym stanowiskiem". "Nie istnieją działania w charakterze prezydenta, które nie byłyby działaniami w związku z zajmowanym stanowiskiem" - napisał mec. Kos w odpowiedzi na pozew z 22 listopada br. (sąd zobowiązał stronę pozwaną do takiej odpowiedzi jeszcze w czerwcu br.).
Adwokat zwraca uwagę, że "również według strony powodowej pozwany - podejmując opisane w pozwie zachowania - działał nie jako osoba prywatna, lecz jako organ państwa, prezydent RP". Na dowód, że tak media opisały inkryminowaną wypowiedź, mec. Kos złożył sądowi wydruki z internetu depesz PAP.
Na listopadowej rozprawie mec. Ewelina Wolańska przeciwstawiła się wnioskowi mec. Kosa, wnosząc o jego oddalenie. Przypomniała słowa pozwu, że L. Kaczyński podlega odpowiedzialności przed sądem powszechnym, bo inkryminowana wypowiedź "nie należy do zakresu urzędowych funkcji czy obowiązków prezydenta RP, ściśle określonych w konstytucji, za których naruszenie mógłby odpowiadać przed TS". "To nie był wywiad ściśle polityczny; to był prywatny pogląd pana Lecha Kaczyńskiego nt. pana Wałęsy" - dodała. Wniosła o odroczenie sprawy, by ustosunkować się do pisma mec. Kosa, z którym dopiero co się wtedy zapoznała. "W nim nie ma ani jednego argumentu dotyczącego meritum sprawy" - podkreśliła.
Mec. Wolańska uważa, że w procesie powinien być przesłuchany i powód, i pozwany. Mec. Kos nie chciał odpowiedzieć na pytania dziennikarzy, którzy chcieli m.in. wiedzieć, czy wniesie o przesłuchanie jakichś świadków lub o jakieś dowody z IPN nt. "Bolka".
By nie przegrać merytorycznie procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi udowodnić, że mówił prawdę lub przynajmniej dowieść, że działał w interesie publicznym i dlatego jego działanie nie może być uznane za bezprawne.
W 2005 r. Wałęsa dostał od IPN status pokrzywdzonego (status taki zlikwidowała nowa ustawa o IPN, uchwalona w 2006 r. na wniosek PiS). Były lider Solidarności zapowiedział wtedy, że będzie pozywał każdego, kto by twierdził, że był on tajnym współpracownikiem SB. Gdański sąd prowadzi już proces, jaki Wałęsa wytoczył b. działaczowi opozycji Krzysztofowi Wyszkowskiemu za wypowiedź o agenturalnej przeszłości b. prezydenta. Wałęsa chce przeprosin i 40 tys. zł zadośćuczynienia na cel społeczny.
IPN prowadzi śledztwo w sprawie sfałszowania przez SB w latach 80. akt "Bolka" - których przesłanie komitetowi noblowskiemu miało uniemożliwić przyznanie Wałęsie pokojowej Nagrody Nobla w 1982 r. (dostał ją rok później). W 2008 r. przesłuchano b. oficera SB Edwarda Graczyka, który - według Cenckiewicza i Gontarczyka - miał w 1970 r. zwerbować Wałęsę jako agenta. Graczyk zaprzeczył, by zwerbował Wałęsę i by dawał mu pieniądze. Według IPN, zeznał on, że "w dokumentach, które sporządzał, L.W. (dane osobowe zanonimizowano - PAP) był przypisany pseudonim +Bolek+". Wałęsa zaprzecza, by Graczyk go zwerbował.
W styczniu br. gdański IPN odmówił udostępnienia części akt SB nt. Wałęsy, który odwołał się do prezesa IPN. Janusz Kurtyka wyjaśniał, że tajni współpracownicy służb PRL nie mogą dostać dokumentów "powstałych przy ich udziale w ramach czynności wykonywanych w związku z ich pracą w organach bezpieczeństwa". "Książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka udowadnia, że w pierwszej połowie lat 70. Lech Wałęsa był traktowany przez bezpiekę jako TW. W związku z tym są pewne ograniczenia w przekazaniu dokumentów z tych lat Lechowi Wałęsie" - mówił Kurtyka.
Latem br. warszawski sąd administracyjny spytał Trybunał Konstytucyjny o zgodność z konstytucją artykułu ustawy o IPN, według którego nie udostępnia on akt SB, gdy wnioskodawca "był traktowany przez organy bezpieczeństwa jako tajny informator lub pomocnik przy operacyjnym zdobywaniu informacji" (nie ma jeszcze terminu rozprawy). TK już wcześniej oceniał, że podobne zapisy naruszają konstytucyjne prawo dostępu do informacji o obywatelu. W związku z pytaniem do TK IPN zawiesił postępowanie ws. odwołania Wałęsy. Adwokaci Wałęsy uważają, że IPN powinien wydać decyzję, nie czekając na wyrok TK. (PAP)
sta/ bno/ gma/